24.

4.8K 216 112
                                    

Dwa miesiące później wprowadziliśmy się do naszego nowego mieszkania z widokiem na centrum Londynu. Wizyty zarówno moich jak i rodziców Draco były rutynową czynnością przynajmniej raz na tydzień. Obydwie pary nieco sceptycznie patrzyły na nasz wybór, jednak z czasem się z tym pogodzili i obdarowywali nas różnymi dekoracjami wnętrza, które nie zawsze były w naszym guście, ale dla ugody zawsze znajdowaliśmy dla nich miejsce na widoku, żeby nikt nie poczuł się urażony. Bryczka od ciotki Lusyndy została w dworku Malfoy'ów, jednak mieliśmy do niej pełny dostęp. W końcu należała do nas.

Pewnego dnia, kiedy razem wracaliśmy z zakupów, Draco zobaczył reklamę plazmowego telewizora na bilbordzie. Zatrzymał się, aby przyjżeć się temu nieznanemu urządzeniu.

— Co to jest? — mruknął w końcu, kiedy nic nie chciało przyjść mu do głowy.

— Telewizor. Bardzo popularny w tym świecie. — odparłam.

— Dużo mugoli go ma? — spytał, nie przestając wgapiać się w reklamę, co wyglądało dość dziwnie.

— Większość. — rzekłam zgodnie z prawdą. — Znaczna większość.

— W takim razie my też musimy. — powiedział stanowczo.

***

Jeszcze tego samego dnia chłopak przytargał do domu wielkie pudło. To znaczy... Byłoby wielkie, gdyby nie zaklęcie zmniejszające, które anulował dopiero po tym, jak znalazł się w mieszkaniu. Ustawił je na środku pokoju i dumnie zaczął rozpakowywać.

— Co w ogóle się z tym robi? To pokazuje jakieś portale, czy co? — mruknął, zajęty odklejaniem taśmy, która była mu niezbyt posłuszna.

— Portale? — prychnęłam, powstrzymując się od śmiechu. — Zejdź na ziemię. To płaska skrzynka, na której ogląda się filmy.

— Filmy? — powtórzył pełen zaskoczenia. — A co to jest? I skąd w ogóle ty to wszystko wiesz? — dodał.

— Cóż, po prostu interesuję się światem mugoli. — odrzekłam obojętnie, wzruszając ramionami i biorąc w dłoń miskę z jabłkami, które przed chwilą kroiłam. — Poza tym, żyjąc w ich świecie, ty także powinieneś się nauczyć tego i owego. — zasugerowałam, przysiadając na kanapie i przyglądając się poczynaniami blondyna. — A wracając, filmy to forma przedstawienia, tylko że za szkłem, w której grają ludzie. — wyjaśniłam, choć chyba niezbyt dokładnie. Trudno wytłumaczyć coś takiego czarodziejowi, który guzik wie o mugolskich zwyczajach.

— Dziwny ten świat... — mruknął chłopak jakby sam do siebie, a po chwili wysunął z kartonu duży, płaski przedmiot. — Na Merlina... Co to ma być? — jęknął, łapiąc się za głowę, co z boku wyglądało dość komicznie. — I co teraz? — westchnął, patrząc na mnie z nadzieją. — Tu jest tylko czarne tło. Kiedy pojawią się jacyś ludzie?

— Przeczytaj instrukcję. — wzruszyłam ramionami. — To taka książka. Powinna być w kartonie razem z telewizorem. — dodałam.

— Co za skomplikowane życie wiodą ci mugole. — mruknął, próbując wyłowić instrukcję z kartonu. — Nie mogę po prostu użyć magii? — jęknął, wyciągając cienką książkę.

— Wątpię, że zaklęcie zadziała. — skłamałam. — Poza tym pamiętaj, że jesteśmy wśród mugoli i pewne sprawy powinniśmy załatwiać tak, jak oni. — dodałam. Owszem, magia była częścią naszego życia, jednak Draco musiał nauczyć się czasami żyć bez niej. W końcu taki jest świat ludzi.

— To był chyba zły pomysł. — mruknął chłopak, próbując przeczytać instrukcję. — Jak niby zwykły, długi kawałek gumy podłączony do ściany ma go uruchomić? Brednie! — stwierdził, wyrzucając książeczkę za siebie. — Sam się tym zajmę. Nie potrzebuję jakiejś tam insurekcji. — prychnął.

Ja natomiast zamiast śmiać się z jego poczynań, od jakiegoś czasu przestałam go słuchać. Poczułam silny ból w okolicach brzucha, który nasilał się z każdą sekundą. Za nic nie wiedziałam, co mam robić. Ponadto poczułam wilgoć między nogami, jakby nagle coś się ze mnie wylało.

— Draco. — pisnęłam, a z mojej twarzy odpłynęła chyba cała krew.

— Hmm? — mruknął, nie racząc mnie nawet spojrzeniem, gdyż uruchomienie telewizora pochłonęło go w całości.

— Ja... Ja chyba rodzę. — dodałam, próbując wstać.

— Poczekaj chwilkę, jeszcze tylko... — mruknął, przyglądając się jakiejś śrubce. — Zaraz, co?! — wrzasnął, rzucając wcześniej wspomnianym przedmiotem i zrywając się na różne nogi. — Jak to? Przecież uzdrowiciel mówił, że to powinno być za jakiś miesiąc! — zauważył spanikowanym głosem, podchodząc w moją stronę.

— Tak, ale... Au! — pisnęłam. — Proszę, jedźmy do szpitala. — jęknęłam, chwytając jego kość łokciową tak mocno, że moje paznokcie omal nie przebiły mu skóry.

— Dobra, to... Na Merlina! Chodź, teleportujemy się! — wymyślił w końcu, zaś ton jego głosu wskazywał na jeszcze większą panikę niż w moim przypadku.

Złapał mnie za rękę i jednym ruchem sprawił, że po sekundzie znaleźliśmy się przy bocznej krawędzi szpitala. Na całe szczęście nikt nas nie zauważył. Trzęsący się od nadmiaru emocji blondyn zaprowadził mnie do środka, co chwile mnie uspokajając, a według mnie to on potrzebował tego bardziej ode mnie.

— Hej... — krzyknął, kiedy znaleźliśmy się już w środku.

— Doktorze. — szepnęłam.

— Doktorze, proszę nam pomóc! — powtórzył chłopak, przywołując jednego z lekarzy, który znajdował się najbliżej nas. — Moja żona właśnie rodzi. — dodał rozemocjonowany.

Po tych słowach lekarz i pielęgniarka nakazały usiąść mi na jeżdżące krzesło i zabrali mnie do jakiejś sali. Nie bardzo zdawałam sobie sprawę, co właśnie się działo, gdyż ból przyćmiewał mi cały obraz.

— Mogłaś urodzić u Świętego Munga, tam na pewno lepiej by się tobą zajęli. — szeptał mi do ucha Draco, który przy mnie szedł.

— Daj spokój, nie mieliśmy na to czasu. Wszystko będzie dobrze, zobaczysz. — odparłam, mając wrażenie, że zaraz mój brzuch po prostu wybuchnie.

Zostałam przewiezione na jakąś salę. Draco postanowił towarzyszyć mi do końca, mimo że lekarze obawiali się o stan jego psychiki, gdy zdecyduje się wejść na salę porodową. On jednak postanowił być twardy, choć wcale na takiego nie wyglądał. Pielęgniarka i doktor, którzy się tam znajdowali zaczęli udzielać mi instrukcji, co powinnam robić, aby pomóc wyjść dziecku na świat. Nie obyło się bez przeraźliwego krzyku, litrów wylanych łez i prawie zmiażdżonej ręki Draco, ale w końcu...

— Gratulacje. — powiedziała pielęgniarka z uśmiechem, trzymając małe zawiniątko, które darło się w niebogłosy. — Mają państwo ślicznego synka. — dodała, kładąc mi kocyk na ręce. W środku niego znajdowało się malutkie stworzenie, które zaczęło się poruszać.

— To nasz syn. — wybełkotał blondyn, będąc już na skraju wyczerpania zarówno fizycznego jak i psychicznego. — To naprawdę nasz syn. — dodał, dotykając dłonią jego małej rączki.

— Jak go nazwiemy? — szepnęłam, patrząc na chłopaka załzawionymi oczami, gdyż nadal nie mogło dojść do mnie to, co właśnie miało miejsce.

— A może na znak upamiętnienia tego dnia nazwiemy go... — mruknął. — Telewizor? — dodał, dumny ze swojego pomysłu. Natomiast ja, pielęgniarka i lekarz, którzy nadal znajdowali się na sali spojrzeli na niego, jakby właśnie zamienił się w niewiadomo co. — Eee, no przecież żartowałem. — bąknął nieco zażenowany, kiedy wszystkie spojrzenia już do niego dotarły.

💎💎💎💎💎

Siemano!

Nie ukrywam, że mam w zanadrzu jeszcze jeden rozdział. Jeśli będziecie chcieli, mogę opublikować go jeszcze dzisiaj ^^

Pamiętajcie o ⭐, jeśli ten się spodobał :D

Najpierw naucz się kochać, Draco |Draco Malfoy|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz