17.

5.7K 298 104
                                    

— Draconie, Olivio, proszę, zostańcie chwilę, mam wam coś do powiedzenia — zaczął Lucjusz, gdy wszyscy skończyli już drugie danie obiadowe, a ja właśnie chciałam zbierać się do odejścia od stołu. Moje przeczucie mówiło mi, że słowa Malfoy'a nie będą zbyt przyjemne, jednak maniery nakazały zachować się jak należy. — Obydwoje dobrze wiecie, jak ważne jest dla nas wszystkich przedłużanie rodu czarodziejów czystej krwi — zaczął, na co powstrzymałam się od przewrócenia oczami. — Zostaliście małżeństwem, jednak to niczego nam nie gwarantuje. Aby wszystko było jak należy, musicie mieć potomka — dodał, przez co zakrztusiłam się własną śliną.

— To chyba normalne — prychnął Draco, jakby słowa ojca nie zrobiły na nim wrażenia. — Jednak chyba mamy jeszcze na to czas, prawda? — spytał go z takim naciskiem i wzrokiem, że sama Narcyza nieco pobladła.

— Otóż nie — stwierdził starszy Malfoy. — Im szybciej tym lepiej, Draco. Nie mam zamiaru słuchać plotek i kpin drwiących sobie z naszego rodu. Część czarodziei i tak już podejrzewa, że cały ten ślub to fikcja. Jeśli pojawi się dziecko, rozwiejemy wszystkie wątpliwości — powiedział spokojnie, obdarzając nas chłodnym spojrzeniem.

— Przepraszam, muszę wyjść — wypaliłam nagle, czując narastającą w moim gardle ogromną gulę, która uniemożliwiała mi powiedzenie czegokolwiek innego. Odsunęłam krzesło od stołu, następnie wstając i kierując się w stronę wyjścia. Nie czekałam nawet na zgodę, która tak czy tak nie miałaby dla mnie większego znaczenia.

Draco

Kiedy Olivia odeszła od stołu, atmosfera zrobiła się jeszcze bardziej napięta. Jakby tego było mało, coś nakazywało mi pójść za nią, jednak słowa ojca o potomku tak mną wstrząsnęły, że nie miałem siły chociażby drgnąć. Nie miałem jeszcze nawet dwudziestu lat, a w moim życiu miało pojawić się jakieś dziecko? To, że pogodziłem się z przymusowym ślubem było dla mnie czymś niepojętym, jednak dziecko było już ponad moje siły. Nie zdziwiła mnie nawet reakcja dziewczyny, która wychodząc z jadalni była bliska płaczu. To wszystko działo się tak nagle.

— Mam nadzieję, że przemówisz jej do rozsądku, Draco — usłyszałem zimny ton ojca, którego zawsze starałem się unikać.

— Za to ja myślę, że dzisiaj przesadziłeś. Widać dobra opinia obcych ludzi jest dla ciebie ważniejsza od dobra własnej rodziny. To zawsze była twoja słaba strona — warknąłem, nie bardzo dowierzając, że powiedziałem to do własnego ojca. Ogarnięty dziką wściekłością wyszedłem z pomieszczenia. W sumie po ojcu mogłem spodziewać się wszystkiego, ale moja matka? Zawsze starała się jakoś stawać w mojej obronie, a teraz? Nie powiedziała ani jednego, pieprzonego słowa.

Tym razem zrobiłem podobnie. Odszedłem od stołu, nic więcej nie mówiąc. Byłem wściekły. Ojciec zawsze decydował o moim życiu, a ja nigdy nie umiałem mu się postawić. Podobnie było z Voldemortem. Gdyby nie mój kochany ojczulek, nie próbowałbym aż do dziś usunąć tego pieprzonego znaku na mojej ręce. Znaku śmierciożercy. Nie wstąpiłem do grona jego popleczników z własnej woli, o wszystkim zadecydował ojciec. Teraz posunął się do takiego stopnia, że nie zdziwiło by mnie, gdyby wyznaczył dokładną datę, kiedy dziecko ma przyjść na świat. Musiałem jakoś ochłonąć. Na myśl przychodził mi tylko jeden sposób, którego nie wykorzystywałem od lat, a który był moją ulubioną formą rozrywki i oderwania się od rzeczywistości. Był to lot na miotle. Wtedy nie przejmowałem się niczym i nikim. Liczyła się tylko miotła i wiatr, który muskał moją twarz.

Przechodząc do swojej komnaty, minąłem drzwi prowadzące do pokoju Olivii. Z tego wszystkiego prawie zapomniałem o reakcji, jaką wywołały na niej oczekiwania ojca. Długo biłem się z własnymi myślami, ale w końcu postanowiłem do niej zajrzeć.

— Alohomora — mruknąłem, uprzednio wyciągając różdżkę zza ciemnej koszuli. Drzwi otworzyły się natychmiastowo, co oznaczało, że dziewczyna nie wysilała się z żadnymi zaklęciami, które uniemożliwiły by mi wejście do środka.
K

iedy tylko przekroczyłem próg, ujrzałem jej sylwetkę, skuloną na parapecie tuż przy wielkim oknie, z którego doskonale widać było cały nasz ogród. Patrzyła beznamiętnie w jeden punkt przed sobą, a po jej policzkach co rusz spływały pojedyńcze łzy. Nawet nie zwróciła uwagi, kiedy podszedłem w jej stronę, stając tuż nad jej głową.

— Co ja takiego zrobiłam? — zaczęła nagle, nadal nie zwracając na mnie uwagi, jednak byłem przekonany, że te słowa zwrócone zostały właśnie do mnie. — Czemu to wszystko mnie spotyka? — podniosła głowę, wlepiając swe załzawione i czerwone oczy wprost w moje.

— Słuchaj — zacząłem. — Jestem tak samo wściekły, jak ty, ale czasem pewne rzeczy nie do końca dzieją się po naszej myśli. W naszym przypadku jest tak dość często — zauważyłem, marszcząc brwi. — Ale trzeba to zaakceptować, nic innego nie można z tym zrobić. Ta wiadomość też była dla mnie wstrząsem, ale pomyśl... Co możemy zrobić? Uciec? To i tak nic nie da — dodałem, sam nie wiedząc że takie sentencje wyszły z moich ust. Blondynka tylko popatrzyła na mnie pustym wzrokiem, po chwili ponownie go spuszczając i lekko pociągając nosem.

— Może i masz rację — szepnęła w końcu ledwo słyszalnie, jakby nie chciała, abym to usłyszał.

— Pewnie, że ją mam — potwierdziłem i aż trudno pomyśleć, ale moje słowa dopiero wtedy dotarły i do mnie. Dziwiłem się również, że w napadzie wściekłości takie coś w ogóle przeszło mi przez gardło.

— Długo uczyłeś się tej przemowy? — spytała nagle, a na jej twarzy błąkał się cień uśmiechu.

                              Olivia

Może i słowa Draco nie były jakoś wielce wyszukane, jednak w pewnym sensie do mnie dotarły. To prawda. Pewne rzeczy trzeba zaakceptować takie, jakie są, gdyż nie zawsze możemy mieć na nie wpływ.

— Długo uczyłeś się tej przemowy? — spytałam, czując jak jeden z kącików moich ust mimowolnie się unosi.

— Wystarczająco — skwitował tajemniczo, a mnie wydawało się, że przy tej odpowiedzi nie jest do końca obecny. Jakby nad czymś intensywnie rozmyślał. — Słuchaj... — zaczął w końcu. — A może, wiesz... — podrapał się niezręcznie po karku, nie bardzo wiedząc jak ubrać w słowa to, co najprawdopodobniej miał zaraz powiedzieć. — Może wyszlibyśmy gdzieś razem, co? Oczywiście, jeśli... — mówił, za to mnie nieco rozbawiło zakłopotanie w jego głosie.

— Coś jakby randka? — przerwałam jego katorgę, jednak to słowo było chyba dla niego zbyt dosłowne.

— Noo... Coś w tym rodzaju. Wiesz, w końcu jesteśmy małżeństwem... — ciągnął, a ja nie mogłam oprzeć się cichego chichotu. Zapomniałam nawet o tym, od czego moje policzki nadal były lekko wilgotne od łez.

— Pewnie — wtrąciłam, ratując go od nerwowego plątania się we własnych słowach. — W końcu jesteśmy małżeństwem — powtórzyłam jego słowa, wykrzywiając usta w bezuczuciowym półuśmiechu.

                               👑💎💛👑

Jaki jest Wasz ulubiony parring?

(DRAMIONE FOREVER) ❤❤❤

Dziękuję bardzo za wasze komentarze pod ostatnim postem! Dodało mi to kilka pomysłów :D

Jeśli rozdział się spodobał, pamiętaj o ⭐!

Buziaki, Melody ;**

Najpierw naucz się kochać, Draco |Draco Malfoy|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz