Epilog

2.7K 98 46
                                    


Więc tak, życzę wam wszystkim miłego dnia.


MIESIĄC PÓŹNIEJ
MAYCY

- Jesteś pewna, że mogę zostawić cię samą?
- Shawn. Nic mi nie będzie.
- Jak tylko będzie się coś działo, dzwoń.
- Tak jest. - zachichotałam.
- Wrócę jak najszybciej będę mógł. - pocałował mnie lekko.
- Spokojnie. Nie musisz się spieszyć.
- Muszę, bo na ten tydzień masz termin, a ja chcę być przy narodzinach mojego syna.
- Będziesz. Obiecuję.
- Trzymam cię za słowo. Odpoczywaj.
- Jasne.
W końcu pożegnał się ze mną i wyszedł z domu.
Włączyłam telewizor i wzięłam do ręki szkicownik i ołówki. Lubiłam rysować gdy w tle leciał jakiś serial, uspokajało mnie to.
Stwierdziłam, że spełnię długie prośby Shawna i wreszcie go narysuję. Był idealnym modelem, a nigdy nie miałam okazji skupić się na jego portrecie. Mocno zarysowana szczeka, duże, brązowe oczy i kręcone, kasztanowe włosy. Do tego wszystkiego jeszcze zestaw świetnej osobowości i wysportowanego ciała. Czasem zazdrościłam mu tej zawziętości, którą wkłada w to by dobrze wyglądać, tego, że potrafi wstać o piątej rano tylko po to, żeby przed wyjazdem do studia zdążyć pobiegać, albo chociaż zrobić zwykłe ćwiczenia, podczas gdy ja smacznie śpię.
Poczułam lekkie wibracje telefonu leżącego na moich kolanach. Szybko odebrałam i przyłożyłam go do ucha.
- Hej Alex, co tam?
- Mogę do ciebie wpaść?
- Jasne, coś się stało?
- Zaraz będę. - rozłączyła się.
Ruszyłam do łazienki żeby trochę się ogarnąć. Zdążyłam jedynie poprawić włosy i związać je w kucyka, bo dziewczyna już dzwoniła do drzwi. Wpuściłam ją do mieszkania i razem usiadłyśmy w salonie.
- May, potrzebuję pomocy.
- Mów.
- Masz może numer do Jacoba?
- Tak... A po co ci on?
- Muszę się z nim skontaktować.
- Okej... Zaczynam się ciebie bać.
- Spokojnie. Nie musisz, chcę poprostu się z nim spotkać.
- No dobra. Daj mi chwilę.
Nagle poczułam lekki ucisk w brzuchu.
- May, wszystko w porządku? - zapytała moja przyjaciółka pochylajac się w moim kierunku.
- Nic mi nie jest.
- Na pewno?
- Tak.
Jednak gdy w czasie kolejnych kilkunastu minut skurcze się powtórzyły Alex naprawdę się zaniepokoiła.
- Może zadzwonię po Shawna?
- Nie, nie martwmy go.
- Jeśli mu nie powiesz będzie jeszcze gorzej.
- Nic mi nie jest, naprawdę.
- Jak chcesz.
Po tym jak dałam Alex numer stwierdziła, że jeszcze ze mną zostanie. Martwiła się o mnie i to było bardzo miłe, ale jednocześnie trochę denerwujące. Co chwila pytała czy aby na pewno dobrze się czuję i czy nie dzwonić po Shawna.

***

SHAWN

- Zaspiewaj to jeszcze raz. Co?
- Teddy, mówiłem, że jest dobrze. - wtrącił się Andrew.
- Lepiej żeby wszystko było dopięte na ostatni guzik.
- Andrew ma rację, poza tym na próby mamy jeszcze dużo czasu.
Nagle mój telefon wydał z siebie charakterystyczny dźwięk dzwonka.
Na ekranie wyświetlił się numer Alex.
- Halo? - zapytałem przykładając urządzenie do ucha.
- Za ile dasz radę być w Toronto?
- Góra pół godziny, a co?
- Bo byś się tu przydał.
- Alex, mów co się dzieje. - wstałem odruchowo łapiac kluczyki do samochodu.
- Jak na moje oko...
- Alex! - usłyszałem głos Maycy w tle.
- Dobra, nie będę już gadać, przyjeżdzaj od razu do szpitala, zaczęło się.
- Którego szpitala?! - zapytałem ruszając biegiem do samochodu.
Kilka osób obecnych ze mną w studiu wstało ze swoich miejsc.
- Tego, który jest najbliżej waszego mieszkania.
- Już jadę.
Dziewczyna się rozłączyła, a ja spojrzałem na swoich przyjaciół.
- Maycy rodzi. - powiedziałem ze strachem w oczach.
- Jadę z tobą. - Brian ruszył w moim kierunku, lepiej żebyś w takim stanie nie prowadził.

Wsiedliśmy do czarnego Jeppa, a ja wyjątkowo zająłem miejsce pasażera.
Całą drogę popędzałem przyjaciela mimo, że wiedziałem, że nie powinien przyspieszać.
W szpitalu byliśmy niecałe pół godziny później. Wpadłem do recepcji jak szalony pozostawiając Briana w samochodzie, który miał zaparkować.
- Gdzie znajdę oddział położniczy? - zapytałem recepcjonistki przestępując z nogi na nogę.
- Na pierwsze piętro i pierwszym korytarzem w prawo.
- Dziękuję! - odkrzyknąłem biegnąc w stronę windy.
Zanim mój 'pojazd' zjechał po mnie zdążyłem już dziesięć razy sprawdzić czy Alex nie napisała. Ostatecznie zdecydowałem się do niej zadzwonić.
Odebrała po czterech sygnałach.
- Gdzie jesteście? - zapytałem.
- Położniczy, sala dzwadzieścia.
- Zaraz będę.
Chwilę potem biegłem już korytarzem w stronę odpowiedniego pomieszczenia. Maycy chodziła pomału wzdłuż łóżka.
- Jestem.
- Widzę. - odpowiedziała Alex chichocząc.
- Bardzo śmieszne, jak się czujesz? - zwróciłem się do blondynki.
- Jest w porządku.
- Coś cię boli, czegoś potrzebujesz, albo...
- Shawn. - przerwała mi.
- Tak?
- Uspokój się.
- Racja. - opadłem pomału na łóżko.
Spojrzałem za okno. Dachy Toronto pokryte były dosyć grubą warstwą śniegu, zresztą czego się spodziewać po grudniu w tej części Kanady.
Przez kolejne kilka godzin Maycy na zmianę, chodziła i siadała, co jakiś czas w sali pojawiał się lekarz lub pielęgniarki.
W pewnym momencie wszystko potoczyło się tak szybko, że nawet nie zdążyłem za dużo zrobić.
Maycy poczuła jakiś wyjątkowo mocny skurcz przez, który zabrali ją na inną salę, ja i Alex pobiegliśmy za nimi, jednak do środka mogłem wejść tylko ja.
Pielęgniarki biegały w tę i wewtę robiąc jakieś widocznie bardzo ważne rzeczy, a ja stałem tam jak głupi nie wiedząc co zrobić.
- Może Pan usiąść. - jedna z kobiet w błękitnym fartuchu wskazała mi krzesło stojące obok łóżka, na którym leżała Maycy.
Szybko na nie opadłem i złapałem dłoń swojej żony. Wyglądało na to, że stresowałem się bardziej niż ona.
Oddychała bardzo płytko i szybko, co jakiś czas ściskając mocniej moją dłoń.
Potem zaczęła się ta główna część porodu podczas której działo się jeszcze więcej niż mogło by się wydawać, po kilkunastu, albo nawet kilkudziesięciu minutach Maycy praktycznie nie miała już siły, a położne i lekarz w dalszym ciągu kazali jej robić różne rzeczy. W końcu jednak na sali zapanowało poruszenie, a chwilę potem usłyszeliśmy głośny płacz.
Od teraz była nas trójka, ja, Maycy i nasz syn, którego mogłem już zobaczyć. Był taki drobny, ale poczułem się jak nigdy dotąd. Byłem dumny, ze swojej żony, że dała radę, z tego, że mały jest już z nami i nie wiem z czego jeszcze.

***

Siedzieliśmy całą czwórką w sali gdzie czekaliśmy na najmłodszego członka rodziny Mendes.
May dochodziła do siebie, a ja starałem się robić wszystko by ją uspokoić.

Przez ostatnie miesiące wydarzyło się tak wiele... Gdyby dwa lata temu ktoś powiedział mi, że w wieku dwudziestu lat wezmę ślub, będę miał dziecko i będę musiał zadbać o swoją własną trzy osobową rodzinę w życiu bym mu nie uwierzył. Chyba poprostu bym go wyśmiał, jeszcze wtedy byłem głupim osiemnastolatkiem nie wiedzacym kompletnie nic o życiu i odpowiedzialności, a teraz przyszła pora by zmierzyć się z rolą ojca i męża.

Z rozmyśleń wyrwała mnie pielęgniarka wchodząca do pomieszczenia z naszym synkiem w ramionach. Podała go Maycy, a ja pochyliłem się nad nimi patrząc na jego uroczą, małą twarzyczkę i jeszcze mniejsze dłonie.
- Hej mały. - szepnęła blondynka, a jej głos lekko się załamał.
Czułem, że za chwilę się rozpłacze, nie wytrzyma nadmiaru emocji, zresztą tak samo jak ja.
- Tutaj mama, teraz już będziemy razem, chcesz poznać tatę?
Mały zabawnie poruszył noskiem, a Maycy podała mi go. Nie do końca wiedziałem jak powinienem go trzymać, więc pielęgniarka mi to zaprezentowała.
Gdy wreszcie byłem pewien, że go nie upuszczę przycisnąłem tę drobną istotkę bliżej do siebie.
- Cześć, tu tata, jeszcze się nie znamy, ale mamy mnóstwo czasu, żeby się zakumplować.
Patrzył na mnie swoimi dużymi, ciemno niebieskimi oczami i uśmiechał się szeroko. Na główce miał już malutkie, lekko zakręcone włoski. Usiadłem na krzesełku przy łóżku i podałem małego Maycy.
Była zmęczona, ale szczęśliwa, zresztą oboje się cieszyliśmy. Czekaliśmy na ten moment tyle czasu, a wreszcie mogliśmy trzymać go w ramionach.
- Więc... Na jakim imieniu w końcu stanęło? - zapytała Alex.
Spojrzeliśmy na siebie, a potem równocześnie powiedzieliśmy :
- Allain.
Zobaczyłem jak mały wyciąga w moją stronę rączkę, a następnie zaciska malutką dłoń na loczku opadajacym na moje czoło. Zaczął ciągnąć go w swoją stronę, przez co zbliżyłem do niego twarz i pocałowałem lekko w czułko. Wydał z siebie cichy dźwięk zadowolenia i zaczął wymachiwać rączkami i nóżkami.
- Shawn...
- Tak? - spojrzałem na blondynkę.
- On już cię nie zostawi, będzie synkiem taty. - powiedziała z uśmiechem.
- Ale ciebie będzie kochał najmocniej jak tylko będzie potrafił.
Allain przysunął się do twarzy Maycy i lekko dotknął jej noskiem wydając z siebie dźwięk przypominający chichot.
Był najbardziej uroczym człowieczkiem na świecie jakiego kiedykolwiek widziałem, a jednocześnie moim synem. Małym Allainem Mendesem, którego pokochałem od pierwszych sekund jego życia z nami i którego będę kochał już zawsze.

No więc... Nie bijcie mnie, ale to już koniec. Chyba mam łzy w oczach.
Tak bardzo nie chcę tego kończyć, naprawdę się przywiazałam, jeśli tak wogóle można powiedzieć o książce.
No dobra, nie będę się tu za bardzo rozpisywać, bo od tego są podziękowania. Więc po raz chyba ostatni powiem to co zwykle.
Hope you enjoy

These months /Shawn Mendes [Zakończone] Onde as histórias ganham vida. Descobre agora