27. Nie składa się obietnic

2K 85 16
                                    

SHAWN

- Na pewno wszystko już w porządku?- zapytałem biorąc od Maycy torbę z jej rzeczami.
- Tak. Lekarze powiedzieli, że jak na razie muszę się jedynie oszczędzać.
Uśmiechnąłem się niewyraźnie i objąłem ją ramieniem.
Wreszcie po dwóch tygodniach mogła wrócić do domu.
- Nie mogę się doczekać aż położę się wreszcie we własnym łóżku.
- Ja też. Wreszcie będę mógł przytulać cię tyle ile tylko będę chciał.
- A praca w studiu? Miałeś być tam jeszcze przez kilka...
- Od dwóch tygodni mnie tam nie było May. Myślisz, że kilka kolejnych dni zrobi różnicę? Poza tym płyta już prawie gotowa.
- Nie musisz ze mną siedzieć.
- Chcę.

***

MAYCY

Weszłam do mieszkania i odetchnęłam by poczuć wreszcie znajomy zapach. Jednak oprócz tego, który był znajomy, mieszał się z nim pewien nieprzyjemny i drażniący.
Albo mi się wydawało, albo Shawn był jakiś spiety.
- Coś się stało? - zapytał.
- To ja powinnam zapytać.
Nie odpowiedział. Poprostu zdjął buty i poszedł na górę.
Ostatnio wydawał mi się jakiś chłodny i obojętny. Coś musiało być nie tak.
Weszłam do sypialni dosłownie chwilę po nim i to był chyba jeden z lepszych wyborów. Shawn chował właśnie do swojej szafki nocnej małe pudełeczko, które wydawało mi się bardzo znajome. Jasper miał identyczne gdy... Gdy jeszcze palił.
- Daj mi to. - powiedziałam wyciągając w jego stronę dłoń.
- Ale co?
- Pudełko. Oddaj mi je.
- To zwykle pudełko, tam nic nie ma.
- W takim razie mi je daj. - stałam w dalszym ciągu nie opuszczając ręki.
W końcu po krótkiej chwili podszedł do mnie z niewyraźną miną i podał przedmiot.
Otworzyłam metalową pokrywkę, a moim oczom ukazało się coś czego się po nim nie spodziewałam.
- Od kiedy palisz?
- To nie moje.
- Shawn, nie zachowuj się jak dziecko. Przecież widzę i czuję. Nie jestem ślepa.
- Od tygodnia. - spuścił wzrok.
Stałam chwilę wpatrując się w niego.
- Dobrze wiem, że to nie zwykłe papierosy.
W dalszym ciągu nie odpowiadał.
- Shawn do cholery, to jest marihuana! Kiedy zamierzałeś mi powiedzieć?!
- May, proszę, nie krzycz.
- Kiedy zamierzałeś mi powiedzieć? - powtórzyłam dobitniej.
- Nie wiem.
- Masz z tym skończyć.
Oddałam mu jego własność i wyszłam z pomieszczenia.
Usiadłam na tarasie i spojrzałam na widok, który się z niego rozciągał.
Zachód słońca w Toronto był czymś pięknym i cudownym, jednak przez ostatnie wydarzenia nie potrafiłam skupić się na niczym.

***
TYDZIEŃ PÓŹNIEJ

- Jestem! - krzyknęłam wchodząc do mieszkania.
Usłyszałam szybkie kroki na schodach, a chwilę potem zbiegł z nich Shawn.
- Coś się stało? - zapytałam zdejmując buty.
- Nie. - odpowiedział zachrypniętym głosem i odkaszlnął.
Unikał mojego spojrzenia.
- Spójrz na mnie.
Gdy to nie poskutkowało wyciągnęłam dłoń w stronę jego twarzy i zwróciłam ją w swoim kierunku. Miał przekrwione oczy i nie wyglądał najlepiej.
- Shawn, znowu paliłeś.
- Nie.
- Nie kłam. Wiem, że tak.
- To nie tak jak...
- A jak?
- To było silniejsze ode mnie.
- Czy ty siebie słyszysz?
Poczułam, że w koncikach moich oczu zbierają się łzy.
- Maycy naprawdę, ja...
- Miałeś z tym skończyć.
- To nie takie proste.
- Dlaczego to robisz?
Widziałam, że bił się z myślami, albo nie chciał mi powiedzieć, albo nie wiedział od czego zacząć.
- To była moja wina.
- O czym ty mówisz?
- To ja dałem Ci te kluczyki.
- Cholera, Shawn. To już było. Nie zmienimy tego. - wzięłam jego twarz w dłonie- Chodź. - pociągnąłam go za sobą do salonu.
- Maycy, to przeze mnie jest nas tylko dwójka. Normalnie cieszyli byśmy się z tego, że za kilka miesięcy będziemy mogli tulic tego malucha.
- Nie mów tak.
- A ciebie to nie rusza?
Przez chwilę nie wiedziałam co powiedzieć. On naprawdę sądził, że to nic dla mnie nie znaczyło?
Po wypadku przepłakałam wiele nocy zastanawiając się co by było gdybym wtedy posłuchała Shawna.
- S-Shawn... - głos mi się załamał po czym poczułam jak po moim policzku zaczynają spływać łzy.
- Nie płacz May... - otarł jedną z kropel swoim kciukiem.
- Obiecaj mi, że więcej nie zapalisz.
- Nie składa się obietnic, których...
- Obiecaj.
- Tylko pod warunkiem jeżeli ty obiecasz mi, że przestaniesz się zadreczać.
- Więc ty też nie możesz uważać, że to twoja wina. - wyciagnęłam w jego stronę otwartą dłoń, którą chwilę potem uścisnął.
Resztę wieczoru przesiedzieliśmy praktycznie w ciszy co jakiś czas zadając sobie bezsensowne pytania tylko po to by przerwać milczenie, które i tak za chwilę wracało.
Wiedziałam jedno. Nic już nie będzie takie samo.

Aleee nudy. Zanudziłam was pewnie na śmierć. Nie dość, że krótki to jeszcze nudny. Jeszcze kilka rozdziałów i może wreszcie coś zacznie się dziać. Nie zabijajcie mnie, proszę. A tak swoją drogą, chcecie jeszcze jakieś problemy aby działa się jakaś szybka akcja czy wolicie jednak spokój?

These months /Shawn Mendes [Zakończone] Where stories live. Discover now