koniec - definicja

23K 2.1K 300
                                    

Kto by pomyślał, że w ciągu niespełna trzydziestu dni osoba, której nienawidziłeś przez lata, może stać się dla ciebie kimś, z kim chciałbyś dzielić każdy moment aż do śmierci? Kupić jedno, wspólne mieszkanie, budzić się w jednym łóżku, wsunąć delikatny pierścionek na chudy palec, składając tym pewną obietnicę, którą przypieczętowałoby się po jakimś czasie przed ołtarzem. Wyżalać się po ciężkim dniu, leżąc na kanapie i przytulać się, mieć uroczego syna, a może i córkę też, tylko żeby była podobna do niej. Jestem pewien, że nasza córka byłaby do niej podobna – tak samo piękna.

Spędzacie razem każdą wolną chwilę, ciesząc się swoją obecnością, aż nagle ta osoba znika, zostawiając po sobie dziwną pustkę, której nie potrafisz niczym zastąpić, bez względu na to, jak bardzo byś chciał. Próbujesz zachowywać się normalnie, pokazać, że wszystko z tobą w porządku, gdy w rzeczywistości coś zżera cię od środka. Oszukujesz samego siebie, wmawiając sobie, że nic się nie stało, to była jedynie krótka, małoznacząca przygoda, jednak serce i dusza wiedzą, czują tą rozrywającą cię pustkę, doprowadzając cię tym samym do szaleństwa.

Dziewięćdziesiąt dziewięć.

Tyle dni trwałem z tą denerwującą pustką w środku, próbując ją wyprzeć ze świadomości. Chłopaki dzielnie przy mnie trwali i cały swój czas skupialiśmy na próbach zespołu. Tak, to była pewnego rodzaju odskocznia. Tak, pomagała, ale tylko na krótką chwilę.

Tęskniłem za nią.

Brakowało mi tego, jak się na mnie denerwowała, mrużąc oczy i ściskając nasadę nosa. Brakowało mi jej ust, tych delikatnych i pełnych ust, które wyzwalały we mnie coś, czego nie znałem. Brakowało mi sposobu, w jaki promienie australijskiego słońca odbijały się w jej ciemnych włosach, dając im złotego połysku. Jasnych oczu, które mrużyła za każdym razem, gdy mówiłem coś głupiego; szerokiego uśmiechu, którym obdarzyła mnie jedynie kilka razy, jednak był jedną z najpiękniejszych rzeczy, jakie widziałem; szybkich, krótkich pocałunków i tych długich, przepełnionych uczuciem; drobnego ciała zaraz przy moim boku, dającego uczucie spełnienia; splecionych razem palców, które stały się dla mnie czymś w rodzaju definicji. Definicji miłości, i ta definicja współgrała jedynie z nią.

Brakowało mi jej całej.

Przyszło mi do głowy, że mogła chcieć tam zostać. Nie miałbym jej tego za złe, naprawdę, może byłoby mi jedynie przykro, że mnie tutaj zostawiła, ale, cholera, to jej życie i nie miałem prawa się do niego wtrącać.

Co nie zmieniało faktu, że nigdy za niczym tak nie tęskniłem, jak za nią.

***

Sto.

Setnego dnia pustki w moim wnętrzu mieliśmy kolejną próbę. Skupiłem się całkowicie, wybijając doskonale znany rytm; Maya siedziała na kanapie pod ścianą i czytała jakąś książkę, pozornie ignorując to, co słyszała po raz tysięczny. Ja natomiast udawałem, że nie widzę jej ukradkowych, czułych spojrzeń na Luke’a przy mikrofonie.

W pewnym momencie poprzez instrumenty przebił się dźwięk dzwonka do drzwi. Z jękiem przestałem grać, tak samo jak chłopcy. Maya znieruchomiała na chwilę, gdy nieproszony gość dał o sobie ponownie znać, irytująco przytrzymując dzwonek. Luke spojrzał na nas z konsternacją i ruszył do góry po schodach, mamrocząc coś o dzieciakach z sąsiedztwa. Przetarłem spoconą twarz dłonią, nie zwracając uwagi na rozmowę Caluma i Michaela. Napiłem się wody i siedziałem przy perkusji, dopóki nie usłyszałem szybkich kroków na schodach. Parę sekund później do piwnicy wpadł Hemmings z uśmiechem rozświetlającym jego twarz i drobną postacią przewieszoną przez ramię.

- Luke, do cholery – warknęła postać znajomym głosem, uderzając z zażarciem w plecy blondyna. On natomiast wydał z siebie niekontrolowany dźwięk i postawił postać na ziemi.

Siedziałem sparaliżowany, obserwując, jak wszyscy obecni w pokoju rzucają się na drobną dziewczynę z krzykiem, ściskając ją z całych sił. Mrugałem powoli, próbując przyswoić to, co działo się przed moimi oczami, jednak… to nie było takie proste.

Cholera, ale ona się zmieniła.

Wydawała mi się odrobinę wyższa, ubrana inaczej niż zwykle i dziwnie blada w porównaniu z resztą. Paznokcie pomalowane na czarno widziałem nawet z tej odległości i wstrzymałem oddech, gdy w końcu się od nich oderwała i stanęła przodem do mnie. Jej jasne spojrzenie było pełne niepewności, gdy nerwowo odgarnęła pofarbowane na jasny brąz kosmyki z twarzy. Obcięte włosy sięgały jej teraz trochę za ramiona i lekko kręciły się na końcach. Drżący oddech wyleciał spomiędzy moich ust, gdy powoli zaczęła się do mnie zbliżać; wstałem, górując nad nią wzrostem, gdy stanęła blisko mnie. Zagryzłem wargę, nie wiedząc, co tak właściwie czułem.

I wtedy ona uśmiechnęła się do mnie, wywołując tym gestem szybsze bicie serca. Wyciągnąłem w jej kierunku rękę, bojąc się zrobić jakiś większy krok, jakby miała się w każdej chwili rozpłynąć. Desperacko potrzebowałem chwycić jej dłoń w swoją, potrzebowałem tego tak, jak potrzebowałem powietrza.

- Cześć, Ashton – przy tych dwóch cichych, jakby drżących słowach już wiedziałem.

Wiedziałem, że najważniejsza część mnie wróciła na swoje miejsce. 

✖ ✖ ✖

Tak, teraz możecie mnie zabić! No, jeśli ciągle chcecie, oczywiście. To opowiadanie było tak bardzo banalne, jak to tylko możliwe, but who cares.

Nie wiem, czy was jakoś zaskoczyłam, czy nie bardzo, ale jakoś mi teraz tak dziwnie, bo to pierwsze opowiadanie, które naprawdę skończyłam, no i... Uh. J A K? I nie wiem, jakim cudem zyskałam tak cudownych czytelników! Naprawdę, jesteście cudowni, aw. Jest ponad 122 tysiące odczytów, ponad 9 tysięcy votes i ponad tysiąc komentarzy

Dziękuję należy się osobom, które mi pomagały w ogarnianiu tego i wytrzymały ze mną przez cały ten czas, gdy to pisałam (jestem wyjątkowo nieznośną osobą lol). I oczywiście mojemu szwagrowi, z którym rozmawiałam o zakończeniu tego i mi pomógł, lol, czytelnik no.1. A, no i role-playerom! 

Co to Ashtona i Brooke... Tak, jestem pewna, że kiedyś tam, w przyszłości, wyjadą razem do Anglii i Ash zobaczy te swoje klify, haha :D Piosenka w sumie chyba nie bardzo pasuje tekstem, tak mi się wydaje, ale to nie ważne, mi tam wydaje się odpowiednia. I nie, nie piszę drugiej części! 

No, to ten, mam nadzieję, że was nie zanudziłam (aż tak bardzo), nie wiem, czy nie zapomniałam o czymś, whatever, dziękuję wam za czytanie i komentowanie i głosowanie i w ogóle kocham was ok, aaa, no i zapraszam do czytania nowego opowiadania Crystal Fire - tam też nasz Irwie zdobył główną rolę, ta. 

Alex (która je ciastka i pije sok owocowy, żeby się nie wzruszyć) 

30 days // a.irwin ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz