day 11 - tyle możliwości, żadnych planów

22.3K 1.6K 139
                                    

Cieszę się z tego rozdziału, idk.

Ponad 6k odczytów i ponad 800 votes i ponad 100 komentarzy asdfgdfgdfgh jeju kocham was. 

✖ ✖ ✖

Ze złością zamknęłam drzwi, pewnie trochę za mocno, ale nie obchodziło mnie to. Wcisnęłam dłonie do kieszeni czarnej bluzy na zamek i ruszyłam chodnikiem przed siebie. Nie zwracałam uwagi na to, gdzie idę, po prostu szłam. Było krótko przed zachodem słońca i wszystko wokół mnie było oświetlone pomarańczowym blaskiem. Normalnie rozglądałabym się, podziwiając piękno chwili, jednak teraz spuściłam głowę, ignorując świat i starając się wyłączyć umysł.

Dlaczego byłam taka zła? Przecież tylko posprzeczałam się z mamą, to nie był pierwszy raz. A może nie byłam zła, tylko zawiedziona?

Po kilku minutach zatrzymał się obok mnie znajomy, czerwony pick-up.

- Podwieźć cię gdzieś? – zapytał Ashton w akompaniamencie ryku silnika. Stanęłam w miejscu, chwilę wpatrując się w auto bez słowa. Teoretycznie chciałam pobyć sama. Chciałam na krótką chwilę uciec od ludzi, odpocząć od tego całego zgiełku.

I wyrzucałam sobie to wszystko w myślach, gdy wspinałam się na siedzenie samochodu. Zatrzasnęłam za sobą drzwiczki i oparłam się łokciem o otwarte okno, czując powiew wiatru, gdy Ashton ruszył.

- Wszystko w porządku? – spytał się łagodnie Irwin, zerkając na moją twarz.

- Nie – westchnęłam ze zmęczeniem, wpatrując się w drogę przed nami. – Znaczy tak.

- To co w końcu? – Ashton uniósł brwi z delikatnym uśmiechem.

- Po prostu mam gorszy dzień – odparłam i przymknęłam oczy, wsłuchując się w piosenkę lecącą cicho z głośników. Ash mruknął ze zrozumieniem.

- Szłaś w jakieś konkretne miejsce? – rzucił po chwili.

- Nie – odpowiedziałam obojętnie, wystawiając twarz do okna.

- Świetnie – usłyszałam, więc odwróciłam się do niego, posyłając mu pytające spojrzenie, na które on się uśmiechnął, pokazując dołeczki w policzkach. – Ja też nie. Możemy więc pojeździć bez celu razem.

Przez jego słowa na moje usta mimowolnie wpłynął lekki uśmiech. Zapadła między nami cisza. Ashton nieobecnym wzrokiem wpatrywał się w drogę, a ja opierałam się o okno i nuciłam lecącą piosenkę z zamkniętymi oczami. Nie wiedziałam, gdzie jedziemy, ale zdecydowanie podobała mi się jazda bez celu. Tyle możliwości i żadnych planów. Umysł momentalnie zelżał, wyrzucając wszystko co niepotrzebne. Nie wiadomo czym spowodowany ciężar spadł z serca i pozwolił normalnie odetchnąć.

Otworzyłam oczy, gdy Ashton się zatrzymał. Byliśmy na jakimś wzniesieniu, miasto było przed nami i świeciło się milionami świateł, tworząc jasną łunę nad budynkami. Irwin otworzył szybę z tyłu i uśmiechnął się do mnie.

- Księżniczki przodem – powiedział z rozbawieniem. Pokręciłam zrezygnowana głową i przecisnęłam się przez otwór z myślą, że nie moglibyśmy wyjść drzwiami jak normalni ludzie, bo po co? Wyprostowałam się, stojąc na przyczepie samochodu.

Ashton wybrał idealne miejsce.

Przede mną, aż po horyzont, rozciągał się ocean. Na plaży nie było nikogo, tylko ja i Ashton; czułam się jakby świat stał przed nami otworem. Słońce akurat zaszło, zostawiając po sobie złoty blask na niebie. Szum fal był dla mnie jak melodia, której potrzebowałam. Odetchnęłam głęboko, odczuwając ukłucie strachu, że gdy mrugnę, to wszystko okaże się jedynie pięknym snem.

Jednak tak się nie stało. Ocean wciąż był na swoim miejscu, a w czasie mojego zachwytu Ashton rozłożył koc wyciągnięty z samochodu. Usiadł i uśmiechnął się do mnie, klepiąc dłonią miejsce obok siebie. Z westchnięciem opadłam obok chłopaka i oparłam się o tył auta, krzyżując wyprostowane nogi w kostkach. Moje ramię dotykało ramienia Ashtona, gdy siedzieliśmy w ciszy; słychać było jedynie uspokajający szum fal. Wpatrywaliśmy się w wodę przed nami, a wokół nas powoli robiło się ciemno. Chciałam początkowo być sama, jednak czułam dziwną ulgę, że ktoś obok mnie siedzi. A może chodziło o to, kto obok mnie siedzi? Ashton nieznacznie drgnął, gdy silniejszy podmuch chłodnego wiatru ponownie uderzył w nasze twarze. Westchnął z rozmarzeniem i odchylił głowę do tyłu, patrząc na ciemniejące niebo, na którym pojawiły się pierwsze gwiazdy. Naprawdę dobrze czułam się z nim obok. Tak jakby ta cisza i spokój były nam potrzebne. Jakby Ashton był osobą idealną do siedzenia w milczeniu.

- Lubię tu przyjeżdżać – stwierdził cicho, a ja przeniosłam spojrzenie na jego profil.

- Jest pięknie – odparłam.

- Prawda? – Irwin odwrócił się w moją stronę. Jego oczy zrobiły się ciemniejsze pod wpływem otoczenia, jednak ciągle widziałam w nich tą radość. Wpatrywaliśmy się w siebie przez chwilę. Nasze oddechy były spokojne. Odgarnęłam grzywkę z oczu i uśmiechnęłam się delikatnie, po czym bez zastanowienia oparłam głowę na jego ramieniu i ponownie wpatrzyłam się w linię horyzontu. Ashton cichutko westchnął i z wahaniem oparł swoją głowę o moją, przez co czułam jego ciepły oddech we włosach.

I po raz pierwszy w życiu poczułam się tak bardzo na miejscu.

***

Zatrzymałem samochód pod domem Brooke, po czym zgasiłem silnik i zacząłem obserwować dziewczynę na fotelu obok. Jej oczy były zamknięte, a oddech miarowy. Na jej twarzy widniał spokój. Uśmiechnąłem się z rozczuleniem na ten widok. Mógłbym patrzeć na nią przez całą noc, dopóki by się nie obudziła. Jednak zrobiło się późno; zasiedzieliśmy się na przyczepie, nie zwracając uwagi na czas. Westchnąłem i wysiadłem z auta, obchodząc je i powoli otworzyłem drzwi ze strony pasażera. Delikatnie wziąłem na ręce jej drobne ciało, po czym kopnąłem drzwi, zamykając je z cichym trzaskiem. Uśmiechnąłem się lekko, gdy Brooke wcisnęła twarz w moją koszulkę, oddychając głęboko i mrucząc coś przez sen.

Podszedłem pod drzwi i trochę się powyciągałem, dopóki w końcu nie udało mi się nacisnąć dzwonka. Czekałem chwilę, po czym drzwi otworzyły się, zalewając mnie ciepłym światłem z wewnątrz. Theresa odetchnęła z ulgą, widząc Brooke w moich ramionach. Uśmiechnąłem się do niej, gdy przepuszczała mnie w drzwiach. Pokazała mi dłonią, że mam iść za nią, więc ruszyliśmy po schodach na górę do ostatnich drzwi po lewej. Mama dziewczyny weszła do środka i zapaliła małą lampkę przy łóżku, zanim ja znalazłem się w pokoju. Delikatnie ułożyłem Brooklyn w rozkopanej, białej pościeli, a gdy się wyprostowałem, kobiety już nie było. Powróciłem więc wzrokiem do dziewczyny, napotykając po drodze wiszący na ramie łóżka łapacz snów. Uśmiechnąłem się na ten widok i odgarnąłem grzywkę z jej twarzy, po czym opuszkami palców przejechałem po jej gładkim policzku. Chwilę się jeszcze w nią wpatrywałem z rozczuleniem, a następnie pochyliłem się nad nią.

- Dobranoc, Brooklyn – szepnąłem, pocałowałem ją w czoło i odwróciłem się, starając iść najciszej jak potrafiłem. Stanąłem w progu, rzucając jej ostatnie spojrzenie, żeby sekundę później zamknąć za sobą drzwi. 

30 days // a.irwin ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz