day 30 - taki absolutny koniec?

15.8K 1.5K 215
                                    

Usiadłam gwałtownie na łóżku, całkowicie przytomnym spojrzeniem rozejrzałam się po pokoju, próbując zlokalizować irytujący dźwięk, który mnie, na szczęście, obudził. Z jękiem zorientowałam się, że to tylko budzik. Wyłączyłam alarm i przetarłam twarz dłońmi, a następnie przyciągnęłam kolana do klatki piersiowej i oparłam na nich głowę, oddychając głęboko. Siedziałam tak przez kilka minut, starałam się wyprzeć z umysłu scenę, która mi się śniła, jednak nie udawało mi się to. Obraz oddalającego się Ashtona, wyciągającego do mnie rękę i wołającego ze zdenerwowaniem moje imię, ciągle powracał, wywołując nieprzyjemne dreszcze na całym ciele. Dziękowałam za to, że budzik zadzwonił akurat w tym momencie.

W końcu się poruszyłam, spuszczając nogi z łóżka i dotykając stopami chłodnych paneli. Za oknem było szaro, liście na drzewie przed domem były mokre, co znaczyło, że musiało niedawno padać. Zaciskałam niespokojnie dłonie na pościeli i uświadomiłam sobie, co to był za dzień.

Wyjazd do ojca.

Taki szary poranek mi się nie podobał. Z westchnieniem wstałam i cicho wyszłam z pokoju, chcąc się przygotować na czekającą mnie podróż.

***

Siedziałam na walizce z przekrzywioną głową, a ludzie gapili się na mnie dziwnie, ale miałam to w głębokim poważaniu – zawsze tak robiłam, gdy byłam zmęczona. Kawałek dalej siedziała mama z Debby, mój brat chwilę temu się zmył, bo musiał już wracać, a ja udawałam, że słucham wywodu Mai. Nie mam pojęcia, o czym mówiła, potakiwałam jedynie głową i wyłapywałam niektóre słowa, które niemiały żadnego sensu. W końcu westchnęłam i pochyliłam się, opierając głowę na ręce, a Michael zorientował się, że blondynka mogłaby sobie odpuścić ten swój monolog, bo i tak nikt jej nie słuchał.

- Maya, kochanie – powiedział przymilnym tonem, zarabiając tym wrogie spojrzenie Luke’a, jednak je zignorował. – Skończ mówić, Brooke naprawdę nie jest w humorze.

Wydaje mi się, że uśmiech, który mu posłałam, tak właściwie nie był uśmiechem, tylko nieprzyjemnym skrzywieniem warg. Chłopak pokręcił głową i ułożył dłoń na moim ramieniu; z wdzięcznością się o niego oparłam, przyciskając głowę do jego brzucha.

- Spałaś w ogóle? – zapytał z wyrzutem Calum. Z przymkniętymi oczami mruknęłam, że trochę, a wszyscy w jednym momencie zaczęli protestować i mówić, że upadłam na głowę. Zbyłam ich machnięciem ręki.

Po paru niekończących się minutach, na które chyba przysnęłam, Luke poklepał moje ramię. Otworzyłam szeroko oczy i spojrzałam na niego, marszcząc brwi.

- Musisz się powoli zbierać – powiedział i uśmiechnął się niezręcznie.

Westchnęłam i wstałam, zrobiłam łyka kawy od Michaela i stanęłam przed nimi, zagryzając wargę. I przysięgam, miałam ochotę uderzyć Mayę, gdy zauważyłam, że jej oczy się zaszkliły.

- Chodźcie tutaj – mruknęłam jedynie, widząc, jak cała grupka się we mnie wpatruje. Wszyscy od razu się na mnie rzucili, ściskając mnie tak mocno, jak tylko mogli, zabierając mi dostęp do świeżego powietrza, jednak aktualnie mi to nie przeszkadzało. Uśmiechnęłam się z radością i odwzajemniłam jakoś uścisk. Trwaliśmy tak przez chwilę, oni coś mówili, przekrzykiwali się, próbując mi powiedzieć to, że będą tęsknić, że będą czekać. Dołączyłam do nich, ignorując spojrzenia ludzi, które zauważałam nad ramieniem Luke’a.

W końcu się od siebie oderwaliśmy, Maya szybko otarła lekko zaczerwienione policzki, Luke ją objął czule i wszyscy stanęli obok siebie, patrząc na mnie ze smutkiem wymieszanym z miłością. Posłałam im słaby uśmiech, mrugając zacięcie, by odgonić piekące łzy. Złapałam za rączkę walizki i skierowałam się do odprawy. W ostatniej chwili Michael złapał mnie za ramię, odwrócił do siebie i przytulił mocno, składając krótki pocałunek na czole. Zaśmiałam się cicho, a Mike westchnął.

- Będzie nam cię brakować, malutka – mruknął i odsunął się, posyłając mi smutny uśmiech. Zacisnęłam usta i odwróciłam się. Pożegnałam się z mamą i siostrą i pomachałam ostatni raz do przyjaciół.

Gdy byłam już po drugiej stronie tego całego zgiełku, odwróciłam się po raz ostatni, jednak nie widząc nigdzie blond czupryny zacisnęłam dłoń w pięść i ruszyłam w kierunku samolotu.

***

Uderzyłem dłońmi w kierownicę, przeklinając poranny ruch uliczny. Mamrotałem właśnie kolejną wiązankę wulgarnych epitetów na kierowców, gdy leżący na fotelu obok telefon się rozdzwonił. Sięgnąłem po niego, dziękując w myślach za to, że w końcu udało mi się wyjechać z tego największego skupiska samochodów i teraz miałem prostą drogę na lotnisko.

- Co? – warknąłem do telefonu, gdy nazwa kontaktu mignęła mi przed oczami.

- Gdzie ty jesteś? – rzucił ze złością Luke.

- W drodze – odpowiedziałem spiętym głosem i próbowałem zrozumieć, co mówi osoba stojąca obok niego, jednak nie wyszło mi to.

- Ta, powodzenia – mruknął tylko, a ja poczułem, jak przez moje ciało przechodzi nieprzyjemny dreszcz.

- Jestem na miejscu – oświadczyłem, widząc przed sobą lotnisko. Rozłączyłem się i rzuciłem telefon z powrotem na fotel, wjeżdżając na parking. Chciałem zaparkować jak najbliżej, jednak wtedy zauważyłem grupkę znajomych postaci. Z piskiem zatrzymałem się obok nich, wyskoczyłem z auta nie trudząc się nawet zamknięciem drzwi i z przyspieszonym oddechem dołączyłem do nich.

- Co wy tu robicie? – rzuciłem, przełykając ciężko ślinę. Żadne z nich mi nie odpowiedziało, po prostu stali w miejscu i wypatrywali się w jakiś punkt za moimi plecami. Przeleciałem wzrokiem po ich twarzach; wiedziałem, że to nie jest coś dobrego. Z zaciśniętymi ustami odwróciłem się, szukając tego, co tak bardzo bałem się zobaczyć.

Jęknąłem żałośnie i poczułem, jakby ktoś zabrał mi całe powietrze, gdy zobaczyłem startujący samolot. 

✖ ✖ ✖

Z zabijaniem mnie zaczekajcie do epilogu :* 

Wybaczcie, jeśli będą jakieś błędy. Także ten, ja się zmywam, przez najbliższe 24h nie wchodzę tutaj nigdzie, bo się cykam hahah 

PS. Wolicie epilog z perspektywy Ashtona czy bez perspektywy, no, rozumiecie, nie? W pierwszej osobie czy w trzeciej? Cholera, brakuje mi słów. 

30 days // a.irwin ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz