day 19 - pobudka idealna

20.1K 1.6K 165
                                    

Możecie pisać do mnie: @Lashtooon, pisać na #30daysff, możecie również pisać do role-playerów, będą bardzo szczęśliwi. Jesteście tacy kochani, jeju. Cieszę się, że tak bardzo podoba wam się 30 days. 

PS. Jest 3 w nocy i mój umysł nie funkcjonuje normalnie, wybaczcie, jeśli coś nie będzie miało sensu. :-( 

✖ ✖ ✖ 

Było mi tak przyjemnie.

Nie przeszkadzało mi to, że wpadające przez okno słońce niemiłosiernie grzeje mnie w twarz. Nie przeszkadzało mi również to, że mam jakiś mały ciężar na klatce. Dopóki mogłem oddychać, to coś mogło sobie na mnie leżeć. Tak bardzo nie chciałem otwierać oczu, nie chciałem w ogóle się ruszać, jednak gdy ciężar odetchnął głęboko, łaskocząc mnie wypuszczonym powietrzem w szyję, zmarszczyłem brwi.

Wtedy pojawiło się pytanie, które powinno być w mojej głowie od przebudzenia: Co na mnie leży, cholera jasna?

Uniosłem powieki, po czym gwałtownie je zmrużyłem, gdy słońce brutalnie poraziło moje oczy. Po chwili, gdy już w miarę przyzwyczaiłem się do jasnego, porannego słońca, powoli, bardzo powoli odwróciłem głowę, krzywiąc się nieznacznie. Zdecydowanie nie byłem zadowolony z tego, że musiałem się poruszyć. Jednak to, co zobaczyłem, było zdecydowanie warte minimalnego zmienienia pozycji.

Na mojej klatce piersiowej, lekko przygniatając mi płuca, leżała głowa Brooklyn. Dłoń dziewczyny luźno spoczywała kawałek przed jej twarzą, odwróconą w moją stronę. Zamrugałem parę razy, chłonąc widok przed moimi oczami. Brooke oddychała spokojnie, nieświadomie dmuchając w moją twarz i szyję, jej jasne usta były lekko otwarte, przez co trochę przypominała słodkie dziecko. Nie wiedziałem nawet, że moja ręka była troskliwie owinięta wokół jej drobnego ciała. Uśmiechnąłem się, gdy dziewczyna zmarszczyła lekko nos. Drugą ręką delikatnie odgarnąłem kosmyk brązowych włosów z jej twarzy, odrzucając go do uroczego bałaganu na jej głowie.

Brooklyn poruszyła się. Chwilę kręciła się niespokojnie, po czym wtuliła twarz w moją koszulkę i zacisnęła na niej dłoń.

- Ashton – mruknęła stłumionym głosem i przysięgam – myślałem, że dostałem jakiegoś ataku serca czy coś. Zaczęło tak szybko i głośno bić mi w piersi, że aż się zdziwiłem, iż nie obudziło szatynki. Przełknąłem głośno ślinę, uparcie wpatrując się w Brooke.

Czy ona na serio wymówiła moje imię przez sen? Dlaczego ja się jej śniłem?

Na moje usta już wypływał czuły uśmiech, chciałem skakać z radości, wykrzyczeć światu, że czuję coś do tej dziewczyny, jednak otworzyłem szerzej oczy, wstrzymując oddech.

- Musiałeś się poruszyć, prawda? – dodała z wyrzutem, unosząc powieki i zaszczycając mnie tym niesamowitym, niebieskim spojrzeniem. Przygryzłem wargę i posłałem jej skrępowany uśmiech. No oczywiście, dlaczego ona miałaby mieć o mnie jakieś pieprzone sny?

- Przepraszam? – szepnąłem, na co ona się uśmiechnęła. Uważnie przyjrzała się mojej twarzy, zatrzymując się na moich oczach.

- Ale ci szybko serce bije – powiedziała cicho. Wyczułem w jej głosie coś dziwnego i za cholerę nie potrafiłem tego określić.

- Bo mnie wystraszyłaś – stwierdziłem tylko. Tak, to kłamstwo, i co z tego? Jak zareagowałaby na wiadomość, że to przez sposób, w jaki wymruczała moje imię przez sen? Chociaż to nie był sen. Nieważne.

Posłała w moim kierunku kpiący uśmiech.

- Jasne – prychnęła; podniosła się, siadając obok mnie i przeciągając. Pewnie gdybyście widzieli moją niezadowoloną minę i słyszelibyście mój jęk, padlibyście ze śmiechu. Bo właśnie to zrobiła Brooke. Zaczęła się głośno śmiać, opadając na materac mojego łóżka. – Jeju, Irwin – wystękała, podpierając się na łokciach i obserwując mój głupi uśmiech. – Ja nigdzie nie idę, nie musisz się martwić.

- W sumie powinienem się cieszyć, twoja wielka głowa miażdżyła mi płuca – mruknąłem z zamyśleniem, na co oberwałem poduszką w twarz. Zaśmiałem się, odrzucając poduszkę gdzieś na drugi koniec pokoju, i przyciągnąłem Brooke do siebie, mocno obejmując ramionami i tuląc do siebie. Dziewczyna zachichotała w moją szyję i próbowała wydostać się z mojego uścisku, jednak na nic się jej to zdało.

- Po pierwsze: nie mam wielkiej głowy – upomniała mnie. – Po drugie: chciałabym odzyskać możliwość ruszania rękami, Irwin.

Rozluźniłem uścisk, jednak tylko na tyle, żeby zdołała się podnieść. Oparła ręce obok mojej głowy i spojrzała na mnie z góry. Przeniosłem dłonie niżej, na jej talię. Koszulka Sparks się podwinęła (nie miałem z tym nic wspólnego, obiecuję), więc moje palce bez oporów napotkały ciepłą skórę dziewczyny. Zacząłem bez celu krążyć opuszkami po jej plecach i wpatrywałem się w jej twarz, na której pojawił się błogi uśmiech. Pokręciła głową, widząc moją satysfakcję, a następnie znowu się na mnie położyła, wtulając twarz w moją szyję. Jej jedna ręka leżała przy moim ramieniu, a druga zaczęła się bawić moimi włosami. Na moje usta wpłynął uśmiech; cieszyłem się tą chwilą, nawet nie wiem czemu. Po prostu czułem się tak właściwie z drobnym ciałem Brooke przytulonym do mojego, z jej gorącym oddechem obijającym się o moją szyję.

Straciłem poczucie czasu. Leżeliśmy w ciszy i miałem wrażenie, że ani ja, ani ona nie chcemy tego przerywać.

Dlatego miałem ochotę w coś uderzyć, gdy jej cichy głos dotarł do mojego rozanielonego umysłu. 

- Chyba powinnam iść. 

Skrzywiłem się, jednak posłusznie ją puściłem. 

- Może cię odprowadzę? – zapytałem z nadzieją. Ona jedynie na mnie zerknęła i posłała w moim kierunku promienny uśmiech, potakując głową.

- Nie chcesz czegoś zjeść? – zapytałem, gdy mieliśmy już wychodzić z mojego pokoju.

- Nie – odparła krótko i wyminęła mnie, wychodząc na korytarz. Dogoniłem ją i ramię w ramię zeszliśmy na dół, zastając w kuchni zdziwione, ale również szczęśliwe spojrzenie mojej mamy.

- Dzień dobry, Brooklyn – powiedziała, kryjąc irytujący uśmieszek za kubkiem kawy. Miałem ochotę wywrócić oczami, jednak wiem, że oberwałbym za to w głowę.

- Dzień dobry, pani Irwin – odpowiedziała skrępowanym głosem Brooke, a ja zauważyłem jej zaczerwienione policzki.

- Za chwilę wrócę – poinformowałem moją rodzicielkę, wciskając stare trampki na nogi. Brooke także założyła buty i jak najszybciej wyszła z domu. Zamknąłem za nami drzwi i stanąłem obok niej.

- Boże, jaki wstyd – jęknęła, ruszając przed siebie. Zacząłem się śmiać.

- Bez przesady.

- Bez przesady? – oburzyła się, a jej głos zrobił się zabawnie wysoki. – Przecież ona już nigdy nie spojrzy na mnie normalnie!

Ze śmiechem objąłem ją ramieniem, starając się zignorować to, jaką niesamowitą barwę przybierają jej włosy w świetle przedpołudniowego słońca.

- Wyluzuj, Sparks– mruknąłem jej do ucha. – Moja mama cię lubi i nie sądzę, że to się zmieni.

Rzuciła mi niepewne spojrzenie, jednak nie odezwała się już ani słowem.

Odsunąłem się od niej trochę, ściągając rękę z jej ramion, jednak momentalnie złapałem jej dłoń, splatając nasze palce. Nie wiem, dlaczego to zrobiłem. To był po prostu odruch i miałem nadzieję, że Brooke nie będzie miała nic przeciwko temu.

Szatynka zerknęła na nasze luźno splecione dłonie, a na jej ustach pojawił się mały, czuły uśmiech, który był dla mnie jedną z najpiękniejszych rzeczy, jakie widziałem w swoim dziewiętnastoletnim życiu. 

30 days // a.irwin ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz