day 5 - banalne, a jednocześnie niezwykłe

26.9K 1.6K 227
                                    

Nacisnąłem dzwonek i przeczesałem ręką włosy, czekając, aż ktoś mi otworzy. Zacząłem nerwowo wystukiwać palcem bliżej nieokreślony rytm na udzie, a gdy drzwi się otworzyły potarłem o siebie dłonie i się uśmiechnąłem.

- Cześć – powiedziałem, uważnie przyglądając się dziewczynie w drzwiach.

- Cześć – odpowiedziała mi, a w jej głosie dało się wyczuć pewne zdezorientowanie, jednak to zignorowałem. Wyglądała jak Brooke, tyle że starsza. – W czym mogę ci pomóc?

- Przyszedłem do Brooklyn – zakomunikowałem. – Jest w domu?

Wiele z was zada sobie teraz pytanie, po co ja, Ashton Irwin, przyszedłem do Brooklyn Sparks. Oto wasza odpowiedź: wizja kolejnego popołudnia, gdy mogę widzieć ją zirytowaną do granic możliwości była wyjątkowo kusząca i za nic nie mogłem tego przepuścić.

- Jasne, wchodź – powiedziała i otworzyła szerzej drzwi, wpuszczając mnie do środka. – Akurat bierze prysznic, poczekasz, prawda? – zapytała, zamykając drzwi, a następnie wskazując mi drogę, jak się okazało, do salonu.

- Oczywiście – potwierdziłem, siadając na kanapie. Szatynka usadowiła się w fotelu z mojej lewej strony.

- Więc – zaczęła, patrząc na mnie z zaciekawieniem – kim jesteś?

- Ashton Irwin – przedstawiłem się. – Ty pewnie jesteś jej starszą siostrą?

Dziewczyna zaśmiała się serdecznie na moje słowa, odchylając lekko głowę do tyłu.

- Niestety, nie trafiłeś – zaprzeczyła ze śmiechem. – Jestem jej matką.

Otworzyłem szerzej oczy. Kurwa.

- Woah – wydusiłem, czując, że ma moje policzki wstępuje rumieniec. Nie teraz, proszę. – Wygląda pani bardzo młodo – uśmiechnąłem się niezręcznie, próbując jakoś wybrnąć z tej sytuacji. Gratuluję wpadki, Irwin.

- Dziękuję, Ashton – powiedziała, po czym uśmiechnęła się do mnie. Uśmiech miała taki sam jak Brooke, tyle że Brooke mnie tym szczerym, radosnym uśmiechem do tej pory nie obdarzyła; widziałem go tylko wtedy, gdy był skierowany do któregoś z chłopaków. Ale wszystko w swoim czasie. – Mów mi Theresa.

- W porządku – odpowiedziałem, rozluźniając się trochę. Była naprawdę miła.

- Brooklyn nigdy mi o tobie nie opowiadała – zaczęła, przyglądając mi się uważnie. – Jesteś jej chłopakiem? – zapytała prosto z mostu. Uniosłem brwi, dziwiąc się, jak wszystkie matki mogą być takie bezpośrednie.

Już miałem odpowiedzieć, że nie, że w zasadzie to nawet nie lubiłem Brooke, że nigdy ze sobą prawie nie rozmawialiśmy (oprócz wyzywania się), ale wtedy poczułem się tak, jakby nad moją głową zapaliła się mała, żółta żaróweczka. Jak w kreskówkach, które czasami oglądałem z bratem.

Oto pojawiła się kolejna okazja do zdenerwowania Brooklyn. Jak mogła zareagować na wiadomość, że jestem jej chłopakiem?

Jesteś geniuszem, Irwin.

- W zasadzie tak – powiedziałem, przywołując na usta uroczy uśmiech. Kobiety kochają mój uśmiech, więc dlaczego by tego nie wykorzystać.

- Naprawdę? – zapytała trochę nieufnie, jednak z lekkim uśmiechem. – Brooklyn nie mówiła, że ma chłopaka – stwierdziła z ledwo wyczuwalnym wyrzutem. Jak miała mówić, skoro nic o tym nie wie?

- Nie jesteśmy razem długo – zaoponowałem. – Prawie miesiąc.

Jezu, wkopuję się w coraz większe kłamstwo, ale jeśli to ma zdenerwować Brooklyn… To jest tego warte.

30 days // a.irwin ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz