day 22 - zachód słońca

18.1K 1.5K 176
                                    

- Nie poznałem jeszcze twojej siostry – mruknął w roztargnieniu Ashton z głową na moich udach.

- Nie ma jej teraz w domu – odpowiedziałam cicho. Jakie on ma miękkie włosy! – Jakieś urodziny, czy coś.

- A, no tak, Harry też tam jest!

Zaśmialiśmy się w tym samym momencie.

- Powiedz mi coś o sobie, Brooke – poprosił blondyn, przypatrując się mojej twarzy.

- Co byś chciał jeszcze wiedzieć? – zapytałam, uśmiechając się na wspomnienie tego popołudnia, gdy siedzieliśmy razem na tarasie i zwrócił się do mnie właśnie z taką prośbą.

- Co najbardziej kochasz, a co nienawidzisz?

Zastanowiłam się chwilę nad odpowiedzią, opierając głowę o ramę mojego łóżka.

- Nienawidzę ciepła – stwierdziłam w końcu; Ashton parsknął.

- Mieszkasz w Australii! Tu zawsze jest ciepło! – zawołał z rozbawieniem, na co pokręciłam głową z powagą.

- No i co z tego? I tak nie lubię ciepła – odparłam rzeczowym tonem, a Ashton zaczął się jeszcze bardziej śmiać.

- Okej – mruknął w końcu. – A co kochasz?

Twoje oczy.

- Zachody słońca – wyrzuciłam spiętym głosem i posłałam mu skrępowany uśmiech. Nie skłamałam, ale Ashton leżący na moich nogach trochę mnie rozpraszał.

- Zachody słońca – mruknął, mrużąc oczy. Odchylił głowę do tyłu patrząc za okno. Zbliżał się wieczór, a słońce powoli chyliło się ku horyzontowi. Nagle Ash zerwał się z łóżka i z podekscytowaniem w oczach wyciągnął do mnie rękę. – Chodź, Brooke!

- Gdzie? – zapytałam, wstając powoli; podałam mu dłoń, a on pociągnął mnie w stronę drzwi.

- Zobaczysz. Tylko szybko!

Bez słowa wyszliśmy na zewnątrz i wsiedliśmy do pick-upa Irwina. Ciągle było tam mnóstwo płyt oraz zapisanych kartek. Uważnie śledziłam drogę i próbowałam ignorować ten wielki, chorobliwy uśmiech blondyna.

Byliśmy blisko centrum miasta, gdy Ashton zaparkował przy chodniku. Wysiedliśmy, a on złapał mnie za rękę i pociągnął do jakiegoś budynku mieszkalnego. Weszliśmy do pustej windy, Irwin wcisnął guzik na ostatnie, jedenaste piętro, oparł się o ciemną ścianę i uśmiechnął się do mnie, przyciągając do siebie.

- Co my tu robimy? – spytałam, wtulając się w niego.

- Zobaczysz – mruknął zdawkowo i w ciszy czekaliśmy, aż winda dotrze na górę. Na jedenastym piętrze Irwin otworzył przede mną drzwi, za którymi były schody. Po pokonaniu ich pchnął masywne drzwi i przepuścił mnie przodem, pozwalając mi zobaczyć to, gdzie się znajdowaliśmy.

Widok z dachu budynku pokazywał zachód słońca nad miastem. Wielka, pomarańczowa kula barwiła niebo i postrzępione chmury na pastelowe kolory, a budynki były jednie czarnymi kształtami. Z zapartym tchem podeszłam do murka na krawędzi, oparłam na nim ręce i obserwowałam piękno przede mną.

Zachody słońca były piękne, ale mogły być jeszcze piękniejsze, jeśli oglądałeś je z odpowiednią osobą.

Ashton wszedł na murek i wyciągnął do mnie dłoń. Ujęłam ją i stanęłam obok niego, ignorując podświadomość krzyczącą, że to szaleństwo. Spojrzałam w dół na samochody i ludzi, tak śmiesznie małych z tej odległości. Uśmiechnęłam się, gdy poczułam, jak Ashton przesunął się ostrożnie za mnie. Objął mnie w pasie, przyciągając do swojego ciała, i oparł brodę na mojej głowie. Staliśmy tak przytuleni, obserwując w ciszy zachodzące słońce.

Po jakimś czasie usiedliśmy, spuszczając nogi w dół. Dobrze, że nie miałam lęku wysokości, bo nie mogłabym z nim tu siedzieć.

- Najpierw tamto wybrzeże i twoja przyczepa, później to pole golfowe – zaczęłam cicho, przeklinając się za zniszczenie tej magicznej atmosfery – teraz to. Skąd ty znasz te wszystkie miejsca, Ashton? – dokończyłam, zerkając na niego. Blondyn uśmiechnął się lekko do mnie.

- Jest wiele takich miejsc w okolicy miasta – stwierdził. Już chciałam mu coś odpowiedzieć, podziękować za pokazywanie mi ich, ale poczułam wibrację w kieszeni jeansów. Wyciągnęłam telefon i otworzyłam nową wiadomość, denerwując się na tego kogoś, kto nam przeszkadzał.

Od: Maya

Powiedziałaś mu już?

Wykrzywiłam w niezadowoleniu usta. Musiała napisać akurat teraz, nie mogła wybrać innego momentu. Nic mu jeszcze nie powiedziałam, do cholery. Poczułam ogarniający mnie smutek i wyrzuty sumienia.

- Wszystko w porządku?

Ashton wpatrywał się we mnie z troską i zmartwieniem. I właśnie ze względu na tą troskę w jego oczach uśmiechnęłam się, wyłączając telefon.

- Pewnie – odpowiedziałam i oparłam głowę o jego ramię, ukrywając się tym samym przed jego badawczym spojrzeniem.

Cholera by cię, Maya. 

30 days // a.irwin ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz