Rozdział 16 Kara

458 54 16
                                    

Pierwsze uderzenie sprawiło, że głowa Naosa poleciała do tyłu, a z rany trysnęła jasna, świeża krew.

Pomimo ostrego bólu, chłopak podniósł od razu głowę i zamrugał nieco, widząc rozmazany obraz. Usta zdążyła naznaczyć czerwień, jednak nie zdołał jej zetrzeć. Włosy opadły kosmykami na twarz, więc poruszył gwałtownie głową, by je strzepnąć. Na marne, poczuł jedynie ostry ból przy skroniach.

— Naosie, Dziecko Krwi, jakiego czynu się dopuściłeś? Co zrobiłeś, bezczeszcząc imię naszej matki? Przyznaj się! — Niska postać, ubrana w czarną, długą szatę podniosła dłoń, czekając na odpowiedni czas, by ponownie wymierzyć w niego cios.

Naos, pomimo intensywnego bólu nosa zdołał ją rozpoznać. Wiedział, że stała przed nim jego nauczycielka — Alheria. Skrzywił się, gdy ciepło rozlało się po czaszce. Krew spływała obficie, wyłaniając się z przecięcia na klatce piersiowej, by spływać po mostku i z brzucha skapywać monotonnie na podłogę. Pomimo wysokiego dźwięku, panoszącego się w jego umyśle, słyszał to dokładnie.

Kap.

Kap.

Kap...

Dźwięk coraz bardziej przytłumiała większa ilość krwi, zbierająca się przy jego stopach. Choć każde zetknięcie się kropli z taflą było dla niego jak dźgnięcie ostrzem.

— Zdradziłem ją — powiedział cicho. Światło wokół nagle zrobiło się ostre i intensywne. Za bardzo na jego czułe oczy. Zmrużył je i skrzywił się nieco, gdy ból i ostry dźwięk wbiły się w jego umysł, jak żyletka. Sam nie wiedział, czy wyczuł, czy usłyszał, jak Alheria odchodzi nieco, a na jej miejsce wchodzi następny Mistrz.

Stracił dech, gdy kolejny cios bicza trafił w jego ramię. Opadł głucho na podłogę, naznaczając ją krwią. Ciężki, gorący ból rozprowadzał się po jego ciele szybko, przelewając się do każdej jego cząsteczki. Naos skrzywił się w grymasie, przez chwilę walcząc o krótki wdech. Czuł ogromny ciężar na klatce piersiowej, jakby ktoś nagle na nią skoczył i zmiażdżył mu żebra.

Ktoś podniósł go gwałtownie, chwytając za kołnierz. Jego głowa chwiała się, jakby uszło z niej wszelkie życie. Ledwo widział, nie miał pojęcia, kto właściwie przed nim stał. Jednak to nie miało znaczenia. Rozpaczliwa myśl wciąż szeptała mu do ucha. To jeszcze nie koniec. Wszyscy muszą zadać cios. Przynajmniej raz.

Zamrugał szybko. Obraz przed nim formował się w wielką, zamazaną plamę. W jej centrum widniała czarna smuga, która poruszała się delikatnie, jakby chwiejąc się. Naos nie był pewien, czy to postać się chwieje, czy może on nie potrafi stabilnie ustawić głowy. Po chwili do jego uszu dobiegł czyiś głos, jednak nie miał pojęcia do kogo należał. Za postacią zauważył nikły ruch. Pewna przytomna cząstka jego świadomości podpowiedziała mu, że akolici zaczęli się zbierać w sali. Nikt nie chciał przeoczyć przedstawienia.

Głośny huk bicza przeciął powietrze. Długa pręga pojawiła się na plecach, po kilku sekundach wypełniła się ciemną krwią. Cios wymierzyła ta sama osoba. Zdumiony okrzyk pełen bólu wyrwał się z gardła chłopaka. Naos zaniósł się kaszlem, brudząc krwią policzek i podłogę. Ostry ból wędrował z jego płuc, rozprowadzał się mozolnie po gardle i chwycił mocno za przełyk, nie dając mu szansy na oddech.

Na nagiej klatce piersiowej migotały kropelki potu. Unosiła się szybko, sprawiając, że jego lekko zarysowane mięśnie odznaczały się co chwila. Szara skóra wydawała się perłowa, delikatnie porcelanowa, jedynie czerwone pręgi odznaczały się dosadnie. Gdy kolejna fala intensywnego bólu rozlała się po jego ciele, Naos skrzywił się, zaciskając mocno usta. Szarpnął ramionami, które zostały związane za jego plecami. Nie mógł się ruszyć, nie był w stanie nic zrobić. Ból i liny paraliżowały go doszczętnie.

Dziedzictwo Orfanów: Zakon Krwi | Tom IOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz