Rozdział 9 Powrót na Shonarę

814 50 11
                                    

Amaya opadła głucho na piasek, wzburzając wokół siebie tumany kurzu. Słońce wisiało wysoko na niebie i sprawiało, że całość wydawała się morzem migoczącego złota. Ziarenka były nagrzane i wręcz parzyły jej bose stopy i dłonie. Podniosła się szybko, rozglądając się gwałtownie. Włosy opadły jej w nieładzie na twarz i spłynęły na ramiona, już pełne brudu. Nie miała pojęcia, gdzie właściwie się znalazła. Myśli zaczęły błądzić po świadomości, nie mogły się uspokoić. Przecież miała znaleźć się w Zakonie!

Otrzepała się z kurzu, który zdążył oblepić jej całą szatę i próbowała uspokoić szalejący już oddech. Nie chciała panikować, jednak najgorsze myśli same przedzierały się do jej świadomości i szeptały do ucha czarne scenariusze. Podniosła wysoko głowę, by spojrzeć na Słońce, które powoli kończyło swoją wędrówkę na niebie. Choć prawie zaczynało zachodzić, wciąż jego promienie padały na pustynię i ogrzewały wszystko, co dziewczyna mogła dojrzeć. Poruszyła gwałtownie nogą, gdy ciepłe ziarenka zaczęły ją parzyć. Spojrzała z oburzeniem na to wszystko i omal nie krzyknęła, gdy usłyszała głos Naosa:

— Po prostu świetnie.

Odwróciła się w jego stronę i doszła do wniosku, że on również dopiero co się tam dostał. Otrzepywał się jeszcze z piasku, oplatając ciasno ogonem nogę. Zauważyła, że robił to stosunkowo często. Westchnęła głośno, gdy fala rozpaczy zalała jej ciało. Coś w końcu miało się choć trochę ułożyć. Mieli dostać się do Zakonu i tam miała nadzieję na pomoc z ich strony. Dlaczego nic nie mogło choć raz pójść po jej myśli?

— Jakim cudem się tutaj znaleźliśmy? — Odwróciła się do niego i podeszła nieco, czując ból przy każdym kroku. Piasek był nieprzyjemny w dotyku i rozgrzany po całym dniu. Wiedziała, że musiała ubrać na stopy jakieś buty. Jednak nic, czym mogłaby je zastąpić, nie było w pobliżu. — I gdzie jest Callian?!

Naos wydawał się równie zdziwiony, jak ona. Ten widok nie pocieszył Amayi, jednak pomimo nikłej wiedzy na temat Elfów, które ich uratowały, postanowiła analizować zaistniałą sytuację. Co mogło pójść nie tak i przyczynić się do zmiany kursu portalu? Jednak dziewczyna nie była pewna, czy nastała jakakolwiek zmiana. Co, jeśli to wszystko było jednym, wielkim przekrętem?

— Ten portal nie prowadził do Zakonu — odezwała się nagle i spojrzała dosadnie na Elfa. Jej głos był poważny i pewny, nie miała ochoty grać z nim w żadne gierki. W tamtym momencie pragnęła po prostu dostać się do domu. Chciała, by wszyscy byli szczęśliwi... Pragnęła wielu rzeczy, jednak boleśnie zdawała sobie sprawę, że wszystkie z nich były niemożliwe do spełnienia. Postanowiła więc zdusić to wszystko i schować na dnie serca. To nie był czas na myśli takiego typu. Musiała się upewnić, że Naos i Vaia rzeczywiście chcieli jej pomóc. Nie mogła ryzykować utratą kolejnej bliskiej osoby. Wiedziała, że nie przeżyłaby tego.

— Właśnie stwierdziłaś oczywiste. — Wzruszył ramionami i spojrzał na nią, jakby właściwie nie rozumiał, dlaczego to powiedziała.

— Chodzi o to, że to była pułapka — odpowiedziała praktycznie od razu, wiercąc się, gdy piasek ranił jej stopy.

— Oni nas tam specjalnie zaciągnęli. — Naos zobaczył wtedy wszystko wyraźnie.

Amaya przyjrzała mu się, chcąc wywnioskować po jego reakcji, czy miał może coś z tym wspólnego. Nic nie wyczytała.

— Nie możemy wrócić tam, skąd przyszliśmy? — Odwróciła się, szukając portalu, jednak nic nie znalazła. Spojrzała na Naosa, zdziwiona.

— Nie. — Pokręcił głową i przeczesał palcami białe włosy. — Musieli jakoś zapieczętować portal, nie wiem. — Westchnął ciężko.

Dziedzictwo Orfanów: Zakon Krwi | Tom IOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz