Rozdział 22 Nieznajomy

395 46 39
                                    

Czuła zimną stal przytkniętą do jej gardła. Strach i zdumienie przyćmiły ból, który rozlewał się po jej nodze. Emanował nagłymi falami, choć wtedy Amaya nie zdawała sobie sprawy z niczego, oprócz obecności mężczyzny za jej plecami. Myślała gorączkowo. Próbowała powstrzymać panikę.

Kim on jest? Dlaczego mnie jeszcze nie zabił?

Nieważne. Musiała zrobić wszystko, by wydostać się z jego objęć. Rozpaczliwa myśl pojawiła się w jej umyśle. Wiedziała, że jedynie szybki ruch dłoni dzieli ją od nagłej, bolesnej śmierci. Wzięła głęboki wdech, czując, jak ostrze przybliża się do jej skóry, kiedy ruszyła się minimalnie.

— Wypuść mnie... — wychrypiała przez zaciśnięte gardło, próbując odwrócić jego uwagę od własnej dłoni, która zmierzała powoli w kierunku ostrzy przypiętych do pasa. Czuła spocone włosy przyklejone do czoła, palce trzęsły jej się niemiłosiernie.

— Powiedziałem: cicho — syknął.

Amaya miała wrażenie, że oprawca wpatruje się w coś ponad nią. Wsłuchuje się w dźwięki, które niosły ze sobą ściany jaskini. Dopiero wtedy uświadomiła sobie, że również coś słyszy. Ktoś się zbliżał. Jej ręka zamarła na chwilę, kiedy skupiła się, chcąc wyłapać, gdzie właściwie znajdował się jej niedoszły zabójca. Kroki robiły się coraz głośniejsze. Mężczyzna ściskający ją kurczowo wstał nagle, wypuszczając ją z objęć. Poczuła niewiarygodną ulgę, jednak nie ruszyła się. Jej spojrzenie było utkwione w przejściu, gdzie lada chwila mógł pojawić się Elf.

W ciemności sylwetka mężczyzny, który stał przy niej i powoli zmierzał do ściany, wydawała się jedynie ciemną plamą. Ruchomym cieniem, który zdawał się niegroźny, jakby nigdy nie był w stanie zrobić jej nic strasznego. Amaya widziała, jak porusza się z dziwną gracją, praktycznie sunąc po ziemi. Bezszelestnie dotarł do ściany, przywierając do chropowatej powierzchni. Dopiero wtedy, gdy zbliżył się do jedynego źródła światła, dziewczyna mogła zauważyć, jak wyglądał.

Ostry profil wyłonił się z mroku, gdy postąpił krok bliżej wejścia. Elf był lekko barczysty, na pierwszy rzut oka wyższy od dziewczyny. Ciemne oczy zwęziły się nieco, kiedy zaczął nasłuchiwać i wyczekiwać naparcia. Amaya widziała, że był opanowany, pewny. Jakby trenował i ćwiczył na Inicjację przez całe życie. Szeroka klatka piersiowa unosiła się miarowo, spokojnie. W ogóle się nie denerwował. Kiedy wytężyła wzrok, poczuła, jak w jej żołądku zaciska się supeł, a skóra pokrywa się zimnym potem. Dostrzegła ciemną skórę, brak ogona i jeden róg na czole. To on był tym Słonecznym Elfem. To on był tym Promienistym, którego widziała wtedy w Zakonie!

Skrzywiła się, kiedy ból ponownie się nasilił. Strach i zdumienie przygasły i teraz Amaya coraz bardziej dosadnie czuła strzałę, która przy każdym najmniejszym ruchu rozrywała jej skórę i mięśnie, pogłębiając ranę. Zacisnęła mocno zęby i odchyliła głowę, kiedy ból zrobił się nie do zniesienia. Zdusiła okrzyk bólu i cofnęła się nieco, opierając się o ścianę. Zignorowała Elfa, zignorowała nadchodzące niebezpieczeństwo. Otoczka cierpienia zacieśniała się wokół niej coraz bardziej, zabierała dech, atakowała mięśnie. Po chwili Amaya nie mogła się skupić na tym, co się działo kilka metrów dalej. W uszach słyszała dzwonienie. Palce jej się trzęsły, pociła się.

Jak przez mgłę dotarły do niej różne dźwięki, ciemne kształty ruszyły się przed jej oczami. Wszystko było rozmyte, miała wrażenie, jakby znajdowała się głęboko pod powierzchnią wody. Jej ciało powoli tonęło w odmętach ciemności. Wydała z siebie zduszony jęk, gdy kolejna fala bólu rozlała się po jej nodze. Oddychała ciężko przez zęby. Czuła, jak krew powoli cieknie po jej skórze. Energia opuszczała jej ciało gwałtownie jak powietrze z przebitego balona.

Dziedzictwo Orfanów: Zakon Krwi | Tom IOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz