Rozdział 3 Shonarskie piaski

1.4K 107 116
                                    

Dusił się.

Czuł, jak piasek wkrada się do jego ust natarczywie i gwałtownie. Ziarenka drażniły jego oczy i skórę, odczuwał ich nagłe poruszenie na całym ciele. Słońce świeciło wysoko i mocno, nie dając mu chwili wytchnienia. Sprawiało, że jego skóra była sucha, a ubrania coraz bardziej mokre od potu. Ślina kompletnie wyparowała mu z ust i czuł, jakby razem z nią uchodziła z niego energia. Z początku, próbując złapać oddech, nie mógł zorientować się, gdzie właściwie był. Przed jego twarzą widniała jedynie ściana piasku. Wiatr zawiał mu w uszach i chcąc zasłonić się przed burzą, Naos nałożył na głowę kaptur i otulił twarz szmatą. Spomiędzy fałd materiału wyłaniały się spiczaste, szare uszy. Ciemne oczy wpatrywały się we wszystko przenikliwie. Musiał dostać się do najbliższego portalu. Nie pamiętał, jak znalazł się na pustyni i bał się, że było to spowodowane kolejnym atakiem, jednak nie miał czasu, by wtedy nad tym rozważać. Piasek pochłaniał go coraz bardziej, a on mógł jedynie myśleć o ucieczce z tej wielkiej, gorącej piaskownicy.

Próbował przywołać ostatnie wspomnienia. Cokolwiek, co powiedziałoby mu, jak właściwie znalazł się na Shonarskich piaskach, byłoby niezmiernie pomocne. Wiedział, że jeden z głównych portali do Zakonu był umiejscowiony właśnie na tej pustyni, dlatego rozglądał się pieczołowicie. Domyślał się, że musiał być blisko wejścia. Jeśli ktokolwiek go tam zaciągnął, nie mógł robić tego w nieskończoność. Pogoda w pojedynkę pokonała go po kilkudziesięciu minutach marszu, a co dopiero kogoś, kto musiał udźwignąć jego ciężar. Jeśli ktoś postanowił go odseparować od Zakonu na czas Dotknięcia, to pewnie nie robił tego sam. Jednak kto chciałby zadawać sobie tyle trudu, by unieszkodliwić go i zanieść na środek pustkowia? Naos wiedział, że zostało jeszcze jedno wyjaśnienie tego zajścia. Pokręcił głową na samą myśl. Może i był nieobliczalny i nie panował jeszcze nad swoją Nocną Naturą, jednak nie mógłby pod tą postacią tak po prostu wejść do portalu i zacząć się przechadzać po pustyni. Wiedział, że to było idiotyczne i zdawał sobie sprawę z tego, że nikt nie przepuściłby go przez portal w trakcie przemiany. Niepewnie wykluczył tę możliwość z listy, sam nie wiedząc, czy jej niedorzeczność była słuszna. Cichy głos w jego duszy mówił mu, że mógł zrobić cokolwiek, gdy nie był sobą. Dopóki nie zapanuje nad swoją inną formą, nie zapamięta nic, co robił w jej trakcie. Zacisnął mocno szczękę, sfrustrowany. Wiedział, że gdy tylko dowie się, kto mu to zrobił, zabije go.

Zasłonił twarz ręką, gdy kolejny tuman piasku rzucił się w jego stronę. Burza była łagodna — na tyle spokojna, by mógł się przemieszczać bez większych ograniczeń, jednak nie mógł nic dojrzeć. Horyzont był dla niego jedynie wielką, zamazaną plamą. Nie miał pojęcia, jak portal miał wyglądać, ani gdzie powinien się znajdować. Wiedział, że nie znajdzie go w takich warunkach, jednak i tak parł do przodu. Zmrużył oczy i przysłonił lekko twarz, chowając się przed piaskiem.

Dopiero po czasie ból na jego ramieniu nasilił się na tyle, by Naos w ogóle go odczuł. Dotyk Śmierci przypomniał o sobie dosadnie i robił się coraz bardziej natarczywy. Pulsował bólem, rozprowadzając ciepło po jego przedramieniu. Elf zmrużył oczy. Wiedział, że Dotyk był na jego skórze już przez kilka dni. Nie miał pojęcia, w jakim teraz był stanie, jednak jeśli zniknie, zanim dostanie się do Zakonu, złamie Świętą Zasadę. Chłopak poczuł, jak jego serce przyspiesza diametralnie na samą myśl. Machinalnie dotknął ramienia, które nadal go bolało. Jeśli nie dotrze do portalu na czas, czeka go banicja.

Znak palił go coraz bardziej. Naos starał się ignorować ból, jednak on wciąż przypominał mu, jak mało czasu zostało mu do zniknięcia Dotyku. Miał coraz mniej czasu, a burza nie chciała odpuszczać. Przed sobą bez przerwy widział jedynie piasek, który zasypywał coraz bardziej jego stopy, by wspinać się po jego nogach. Czuł, jak nadzieja opuszcza jego ciało. Sprawia, że jego każdy mięsień wiotczeje, poddaje się. Każdy krok był niezdarny i nierówny. Piasek rozsypywał się na wszystkie strony, podrywany przez podniesienie stopy. Fale gorąca napływały na niego coraz bardziej intensywnie i chłopak przez chwilę miał wrażenie, że to jego koniec. Rozpaczliwa myśl pojawiła się w jego umyśle i zaczepiła się, natarczywie, chwytając się mocno. Nie miał siły. Czuł, jak wszystko pali go przy najmniejszym ruchu, jak gardło woła o wodę, kiedy tylko spróbuje przełknąć nieistniejącą ślinę. Oczy szczypały go przy każdym mrugnięciu, piasek zebrał się pod powiekami. Po chwili nie mógł nic dojrzeć. Drażniący ból irytował go i sprawiał, że odchodziło z niego coraz więcej siły. Nie mógł dalej iść. Nie da rady.

Dziedzictwo Orfanów: Zakon Krwi | Tom IOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz