Rozdział 32 To tylko pożegnanie

75 10 0
                                    

Słońce zaczęło swoją wędrówkę po niebie, by schować się w głębinach oceanu. Powoli, nieśmiało zbliżało się do tafli w akompaniamencie różowych chmur. Ostatnie promyki tańczyły na wodzie w niemej muzyce. Dubhe z rozmachem zasłonił grubą firaną okno.

Pięć par oczu wlepiło w niego swoje spojrzenie.

— Dubhe...— zaczęła niepewnie Alheria, jednak on przerwał jej krótko:

— Pierwszy Mistrzu, moja droga. — Usiadł ciężko na fotelu, nawet na nią nie patrząc.

Kobieta westchnęła.

— Pierwszy Mistrzu — wtrącił się Caph, korzystając z krótkiej ciszy. Wstał z fotela, na którym siedział i pokłonił się lekko w stronę Dubhe. — Czy... możemy w końcu porozmawiać o tym, co się stało? Czy nie sądzisz, że to trochę radykalne wyjście? — Skrzywił się nieco i spojrzał po twarzach reszty Mistrzów. Prawie wszyscy potaknęli gorliwie.

Dubhe podniósł na niego wzrok, szczerze zdziwiony.

— Nie rozumiem.

— Mówię o przejęciu tytułu tak wcześnie, kiedy Kaus...

— Nie rozumiem — kontynuował z naciskiem, jego brwi ściągnęły się w grymasie gniewu — dlaczego kwestionujesz moje decyzje, Mistrzu Caph. — Jego ton zabrzmiał beztrosko, jakby zadawał szczere pytanie, jednak zabarwił to ledwie słyszalną nutą groźby.

Caph przełknął ślinę. Alnair wstał.

— Dopiero za niedługo odbędzie się pogrzeb Kausa. Dobrze wiesz, że zgodnie z tradycją tylko po pożegnaniu masz prawo przejąć na siebie tytuł. — Podszedł o krok w stronę potężnego biurka. Wydawało się, jakby tylko on nie zastanawiał się nad konsekwencjami w sprzeciwieniu się Pierwszemu Mistrzowi. Tytuł, nawet przejęty kilka dni wcześniej, nadal był prawdziwy i dawał mu pełnię władzy. Choć Caph miał rację, Dubhe po prostu pogwałcił tradycję, Mistrza Zakonu nie godziło się takie zachowanie.

— Kaus powinien zostać pochowany nadal jako Pierwszy Mistrz. — Alheria pojawiła się za plecami Alnaira. Widocznie jego postawa pomogła jej przełamać strach. Nikt nie chciał poczuć na sobie złości Pierwszego Mistrza. Niestety, zdawali sobie sprawę z charakteru Dubhe i tego, do czego potrafi się posunąć. Każde z nich musiało trzymać się na baczności.

— Dzisiaj, gdy oddamy go na Polanie Bogów, drzewo może go przez to nie przyjąć! — Saif, oświecony, wtrącił się nagle z wysoko podniesionym palcem. Po chwili opadł oskarżycielsko na Dubhe. — Jeśli przez to Rhea go do siebie nie przyjmie, to będzie twoja wina. — Przejął się. Pokręcił głową i dotknął dłonią czoła, a na wypowiedzenie imienia bogini przymknął oczy z pobłogosławieniem.

— Bez przesady. — Tiaki odwrócił się do niego, przewracając oczami. Wiedzieli, że Saif potrafił przesadzać i wyolbrzymiać sytuacje, tym bardziej te, w które była zamieszana ich Matka. W drzewie chowali wszystkich akolitów, szczerze wątpili, że przez taki mały szczegół to mogło zaprzepaścić jego dostanie się do Rhei.

Pierwszy Mistrz podniósł ręce w obronnym geście, oparł się na fotelu, jakby chcąc oddalić od napierającej go grupki.

— Przepraszam, ale mam wrażenie, jakby ominął was jeden bardzo istotny szczegół.

Wszyscy czekali w napięciu. Dubhe rozkoszował się ich przejęciem. Przedłużył ciszę na tyle, ile mógł sobie pozwolić i z wielką, ociekającą po jego twarzy rozkoszą, powiedział:

— Kaus sam mianował mnie Pierwszym Mistrzem przed śmiercią — wycedził powoli i dosadnie. Spijał ich szok z wielką przyjemnością. — Sprzeciwiając się mnie, sprzeciwiacie się martwemu.

Dziedzictwo Orfanów: Zakon Krwi | Tom IOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz