28. Sprawa życia i śmierci

10.4K 1K 226
                                    

Choć wewnętrznie byłam spokojna, drżały mi dłonie, gdy kolejny raz wybierałam numer Romia. Nie wiedziałam, jaką miał teraz lekcję, ale najwidoczniej było to coś ważnego, skoro nie odbierał telefonu.

Gdyby tylko wiedział, że sprawa, z którą do niego dzwoniłam była o wiele ważniejsza niż jakakolwiek lekcja.

Westchnęłam żałośnie, znów słysząc głos automatycznej sekretarki, a moje oczy zaczęły mnie dziwnie piec. Czułam wszechogarniającą mnie bezsilność, jakby rozchodzącą się od klatki piersiowej we wszystkich kierunkach, pochłaniającą mnie całą.

Okryłam się szczelniej ramionami. Ale dygotałam nie tylko z powodu zimna, choć popołudnie było naprawdę chłodne, a ja stałam na szkolnym parkingu jedynie w cienkiej bluzce, bo nie miałam głowy do tego, by zabrać z szafki kurtkę; drżałam, bo bałam się o to, co mogło się stać. Bałam się, że nie zdążę i nie pomogę Olivii.

Usłyszałam pisk opon i już po chwili zauważyłam w oddali jadącego ulicą Mustanga, który zbliżał się do szkoły w zastraszającym tempie. Gdy stanął przede mną, nie czekając na nic, wsiadłam do samochodu i niemalże mechanicznie zapięłam pas, po czym zastygłam w bezruchu, czując, jakby cała krew odpłynęła z mojego ciała.

Parker patrzył na mnie przez dłuższą chwilę, najwidoczniej oczekując wyjaśnień, ale ja nie mogłam wydobyć z siebie żadnego dźwięku. Wyglądał zwyczajnie, zupełnie tak, jak każdego dnia; nie miał żadnych śladów choroby, co tylko upewniało mnie w przekonaniu, że wszystko sobie wymyślił.

— Zimno ci? — zapytał w końcu, jakby od niechcenia. — Cała drżysz.

Czas płynął, a ja nie mogłam wydusić z siebie nawet słowa. Po prostu siedziałam i patrzyłam na niego z przerażeniem, kurczowo trzymając się swojego siedzenia. Zmarszczył brwi, widząc mój stan i szybkim ruchem ściągnął z siebie czarną bluzę, po czym nachylił się ku mnie i owinął mnie nią. Ja wciąż gapiłam się na niego i oddychałam naprawdę ciężko.

— Co się dzieje, Nora? — spytał z przejęciem, a ja uświadomiłam sobie, że trzymał mnie delikatnie za rękę. Zmieszał się lekko, gdy zauważył, jak patrzyłam na nasze splecione palce i odsunął się delikatnie.

Parker nie pytał o szczegóły, gdy do niego dzwoniłam, a cała nasza rozmowa trwała najwyżej minutę, dlatego nie miał pojęcia, czego dotyczyła sytuacja. Od razu zgodził się przyjechać i nie silił się na denne wymówki, nie wspominając nic o swojej rzekomej chorobie. Być może ton mojego głosu wskazywał na to, że wcale nie żartowałam i naprawdę potrzebna mi była jego pomoc.

Już otworzyłam usta, ale w tym czasie usłyszałam dzwonek swojego telefonu, przez co aż podskoczyłam do góry. Na wyświetlaczu pojawiło się zdjęcie Romia. Nie zwracając uwagi na zdziwioną minę Parkera, który wciąż nie wiedział, co się stało, odebrałam telefon.

— Hej, co jest? — zaczął Romio. — Czemu dzwoniłaś do mnie w trakcie lekcji?

— Nie mam czasu na wyjaśnienia — powiedziałam szybko. — Muszę wiedzieć, gdzie jest dziś jakaś wielka impreza. Słyszałeś coś?

— Czekaj, co? — zapytał zdezorientowany. — Jaka impreza? Po co ci to potrzebne?

— Olivia idzie dziś na imprezę, a ja po prostu muszę wiedzieć, gdzie ona się odbywa. To sprawa życia i śmierci — dodałam.

Cisza po drugiej stronie uświadomiła mi, że Romio wziął na poważnie to, co mówiłam.

— Słyszałem coś o jakiejś imprezie, ale nie zwróciłem na to większej uwagi. Może gdzieś w okolicach Boyton Hill? Albo Nash Mount, tam zwykle dużo się dzieje. Sam nie wiem — powiedział, ale zupełnie nie wiedziałam, o jakie tereny mu chodziło. — Popytam w szkole i postaram się czegoś dowiedzieć, a jak już to zrobię to wyślę ci lokalizację, dobrze?

Before I GoWhere stories live. Discover now