18. Nawet nie lubię chińszczyzny

10.9K 1K 376
                                    

Wciągnęłam gwałtownie powietrze, gdy ujął moją dłoń i przesunął po jej wierzchu kciukiem. Jednocześnie starałam się od niego odsunąć, ale on wbrew mnie podszedł bliżej, zmniejszając odległość między nami do minimum.

— Wiesz, że nie możemy tego robić — szepnęłam, gorączkowo rozglądając się dookoła.— Przysięgałam twojemu bratu miłość, wierność i uczciwość. Gdyby on się o tym dowiedział...

— August może być sobie królem, Hazel — odpowiedział, patrząc mi prosto w oczy. — Ale nawet on nie ma takiej władzy, żeby zmienić to, co do ciebie czuję. Ziemia może się rozstąpić, a niebo upadać kawałek po kawałku, a ja i tak nie wyprę się tego, że cię kocham.

Jedną ręką pogładził mnie po policzku, a drugą położył mi na talii, przyciągając mnie do siebie zdecydowanym ruchem. Przywarłam do niego cała i nagle moje policzki zaczęły niekontrolowanie płonąć.

Czy to przewidywał scenariusz?

On jednak zdawał się w ogóle nie zauważać, jak wpłynął na mnie ten z pozoru niewinny gest. Pochylił się nade mną, a ja automatycznie rozchyliłam wargi, gdy nagle...

— Stop! — krzyknęła pani Montgomery, na co odetchnęłam z ulgą.

Naprawdę niewiele brakowało, żebym zaliczyła swój pierwszy pocałunek przed taką publiką, w dodatku z Parkerem Presleyem, który teraz wpatrywał się we mnie z rozbawieniem.

Doskonale wiedziałam, co go tak śmieszyło.

Oboje zdawaliśmy sobie sprawę z tego, że całus był nieunikniony.

— No i z czego się tak cieszysz, debilu? — mruknęłam cicho, mocując się z zawiązaną pod szyją peleryną, ale on i tak mnie usłyszał.

W odpowiedzi wydął usta i zacmokał głośno, na co przewróciłam oczami.

Chryste, ten człowiek tak bardzo działał mi na nerwy.

Wysłuchałam uwag pani Montgomery na temat mojej gry aktorskiej i pokiwałam głową na słowa "musisz wyglądać na bardziej zakochaną, skarbie", jednocześnie myśląc o tym, że nigdy nie będę w stanie tego dokonać, jeśli moim partnerem będzie Parker. Po dwugodzinnej próbie nie miałam siły nawet udawać, że jakoś obchodziły mnie te słowa, więc po prostu odeszłam na bok, wyjęłam z plecaka sok ze słomką i usiadłam w przypadkowym miejscu na podłodze, zdejmując przy okazji pantofelki z nóg.

Nim zdążyłam się zorientować, obok mnie usiadł Parker z tym swoim idiotycznym kapeluszem na głowie i batonem proteinowym w ręku.

— Jesteś zbyt spięta — powiedział, łamiąc batonik na pół i wyciągając jedną część w moją stronę. Chwilę walczyłam ze swoją dumą, ale w końcu stwierdziłam, że to był całkiem miły gest i przyjęłam podarunek. — Może chcesz masaż?

Poruszył sugestywnie brwiami, na co zakrztusiłam się kawałkiem batona. Po raz kolejny dławiłam się przez niego jedzeniem. Idiota.

— Myślałam, że skończyłeś z tymi dennymi żartami — mruknęłam, gdy ryzyko, że się uduszę, minęło. — Poza tym, nie jestem spięta, tylko zmęczona. Ile można chodzić w tych głupich obcasach? Nie mówiąc już o tym, że muszę znosić twoje ciągłe łapanie mnie za rękę. Fuj.

Jakby na potwierdzenie tych słów, zmarszczyłam z niesmakiem nos, a Parker uniósł jedną brew.

— Hej, to nie ja pisałem ten scenariusz. — Uniósł dłonie do góry w geście obronnym. — Gdybym to zrobił, byłyby w nim o wiele gorsze rzeczy. Nie sądzę, żeby dyrektorowi spodobały się sceny seksu w szkolnym przedstawieniu.

Before I GoWhere stories live. Discover now