03. Nowa fala złości

12.7K 1K 549
                                    

Autobus zatrzymał się dokładnie przed ogromną tabliczką z napisem MAYLAWN HIGH SCHOOL, ustawioną na wejściu do dwupiętrowego gmachu w kształcie litery U, wykonanego z czerwonej cegły. Skośny dach pokryty był ciemnobrązową dachówką, a łukowate okna nadawały budynkowi surowości i sprawiały, że wyglądał bardziej na zabytkowy kościół lub muzeum niż szkołę. Jedynym nowoczesnym akcentem była środkowa część, przeszklona na całej wysokości, zupełnie niepasująca do całokształtu.

Podobnie poczułam się ja, gdy rozejrzałam się wokół. Byłam osaczona przez tłum obcych mi ludzi, znajdujących się na szkolnym dziedzińcu. Rozmawiali ze sobą, śmiali się, zupełnie jakby wszyscy znali się od lat, chociaż pewnie tak właśnie było. Ja zjawiłam się nieproszona w połowie semestru, nie wiedząc co mam zrobić, ani gdzie iść. Kurczowo trzymałam się więc Romia, który beztrosko prowadził mnie w kierunku wejścia, a następnie otworzył drzwi i puścił mnie przodem.

— Który masz numer szafki? — spytał.

— Sto dwa. — Wyciągnęłam z kieszeni kartkę z kodem dostępu i planem lekcji.

— To na końcu tego korytarza. — Wskazał ręką miejsce, do którego miałam się udać. — Poradzisz sobie?

— To brzmi, jakby przejście dwustu metrów było czymś okropnie skomplikowanym. Nie musisz mnie niańczyć, okej? — Wywróciłam oczami. Moja duma nie pozwoliłaby mi na przyznanie się do tego, że w rzeczywistości czułam się zagubiona.

— Okej, okej. — Uniósł ręce do góry w geście obronnym. — Ale gdybyś czegoś potrzebowała, masz mój numer.

— Mam twój numer — potwierdziłam. — Sam mi go wcisnąłeś zanim wysiedliśmy z autobusu. Idź już.

— Czy ty próbujesz się mnie pozbyć?

— Tak. — Kiwnęłam głową. — Nie chcę sobie zepsuć reputacji. Żeby, no wiesz, nie było, że — szepnęłam teatralnie — trzymam z gejem.

— Ach, rozumiem. — Chłopak podjął moją grę. — To ja spadam, żeby, no wiesz, nie było, że trzymam z chorą dziwaczką. Buziaki, skarbie.

Uśmiechnęłam się do niego i poprawiłam pomarańczowy plecak na ramionach, po czym udałam się w kierunku wskazanym wcześniej przez Romia. Granatowe szafki ciągnęły się przez całą długość korytarza, sprawiając, że zaczęłam odczuwać lekkie zawroty głowy. Zacisnęłam zęby i starałam się je zignorować, wpadając przy okazji na przynajmniej dwie osoby, które w odpowiedzi rzuciły mi zirytowane spojrzenia, co również zignorowałam. Bo przecież byłam w tym dobra i miałam prawo to robić.

Po chwili odnalazłam numer mojej szafki i otworzyłam ją za pomocą kodu, który miałam na kartce. Spojrzałam jeszcze raz na pomięty kawałek papieru, po czym wyciągnęłam kilka książek, które miały mi być dziś potrzebne i spakowałam je do plecaka.

— Nora Winslow? — Usłyszałam za plecami. Odwróciłam się odrobinę zbyt gwałtownie, przez co świat zawirował mi przed oczami. Oparłam się o szafkę i dotknęłam swoich skroni. — Wszystko w porządku?

— Tak, jestem Nora i tak, wszystko w porządku — potwierdziłam, choć moja postawa raczej świadczyła o czymś zupełnie innym.

Wzięłam głęboki oddech i wyprostowałam się. Przede mną stała wysoka blondynka, ubrana w ołówkową spódniczkę, koszulę i marynarkę z emblematem szkoły, na którym wyszyte były litery MHS. Jej brwi były lekko zmarszczone, ale gdy tylko zauważyła, że jest ze mną lepiej, uśmiechnęła się promiennie.

— Amelia Federer. — Wyciągnęła rękę w moją stronę. — Miło cię poznać. Jestem przewodniczącą szkoły i mam za zadanie oprowadzić cię po budynku i trochę o nim opowiedzieć. Wygląda niepozornie — rozejrzała się po korytarzu, który powoli zaczął się wyludniać — ale można się zgubić.

Before I GoWhere stories live. Discover now