09. W tę grę może grać dwoje

10.7K 995 397
                                    

— Okej — powiedziałam, gorączkowo rozglądając się po korytarzu. — Obiecane dziesięć dolców.

— Umawialiśmy się na piętnaście — wtrącił chłopak w czerwonej czapce, poprawiając zawieszone na szyi słuchawki.

— Nie, umawialiśmy się na dziesięć. Próbujesz mnie oszukać? — Uniosłam jedną brew do góry.

Chłopak leniwie żuł gumę i patrzył na mnie spod półprzymkniętych powiek. Schował banknot do kieszeni i ponownie wyciągnął rękę w moją stronę.

— W razie czego to ja dostanę po pysku, nie ty, ślicznotko — powiedział i ponaglił mnie, wskazując na zegarek. Zbliżał się dzwonek na przerwę, a ja nie chciałam, by do wszystkich plotek na mój temat doszło jeszcze to, że robię jakieś nielegalne biznesy z gimnazjalistami. — Wiesz, że jest ktoś, kto tego nie znosi.

— Dla ciebie pani ślicznotko, smarku — powiedziałam, choć pewnie był ode mnie zaledwie dwa lub trzy lata młodszy.

Chłopak przeskanował moje ciało od góry do dołu, co sprawiło, że miałam ochotę mocno go skopać. Ale był mi potrzebny, a akt przemocy zdecydowanie nie działałby na moją korzyść. Przez chwilę zaczęłam się zastanawiać, kto i dlaczego wpadł na pomysł, by w jednym budynku połączyć gimnazjum i liceum. Brakowało jeszcze tylko podstawówki i przedszkola, choć szczerze mówiąc, chyba wolałabym biegające pod nogami dzieciaki niż nabuzowanych hormonami smarkaczy i panienki w stylu mojej siostry, którym bardzo śpieszyło się do dorosłości.

Owszem, może nie wszyscy się tak zachowywali, ale im więcej czasu spędzałam w tej szkole, tym mocniej przekonywałam się do tego, że jednak właśnie takie półmózgi stanowiły większość uczniów tej szkoły.

— Zrób zdjęcie, wystarczy ci na dłużej — burknęłam.

— Tik-tak — przypomniał mi, a ja przewróciłam oczami i zaczęłam grzebać w plecaku. Wyjęłam pięciodolarówkę i podałam mu ją.

— Na zdrowie — rzuciłam. — Mam nadzieję, że...

— Masz nadzieję, że co? — Usłyszałam znajomy głos.

Skinęłam głową na chłopaka, by odszedł jak najprędzej, a on zasalutował i posłusznie zniknął za rogiem korytarza. Przybrałam najbardziej niewinną pozę, na jaką było mnie stać.

— Nie powinnaś być na lekcjach? — spytał Romio i oparł się o szafkę, oczekując wyjaśnień.

— A ty? — odpowiedziałam pytaniem na pytanie.

— A ty? — przedrzeźniał mnie. Przewróciłam oczami.

— Właśnie wracam od pielęgniarki. Mam zwolnienie z tej lekcji, pokazać ci? — Sięgnęłam do plecaka, ale on machnął lekceważąco ręką i uniósł jedną brew.

— Nadużywasz swojej choroby, kwiatuszku.

— A ty nadużywasz tego przezwiska i słowo daję, kiedyś za to oberwiesz — mruknęłam i poprawiłam plecach na ramionach.

— Co ty kombinujesz, Nora? — zapytał podejrzliwie.

Wzruszyłam ramionami.

— Nic. Nawiązuję znajomości. Przecież tego wszyscy ode mnie wymagacie, prawda?

— Hej, ja od ciebie tego nie wymagam! Byłbym nawet zazdrosny, gdybym nie wiedział, że to bzdura, bo JA jestem twoim NAJLEPSIEJSZYM przyjacielem i nikogo innego nie potrzebujesz. — Udawał obrażonego. — Ale trochę cię znam...

— Tydzień. Znasz mnie tydzień. — Przypomniałam mu.

— Tydzień, dwa, rok, co za różnica? — Przewrócił oczami. — Wiem o tobie wystarczająco dużo, by stwierdzić, że nie nawiązywałaś tu znajomości.

Before I GoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz