08. Ten dzień nie może być gorszy

11.3K 1K 418
                                    

To było coś, czego nie mogłam opisać. Niewyobrażalne uczucie błogości i przywiązania – zupełnie jakbym odnalazła swoje miejsce na świecie. Szczęście narastało z każdą minutą i czułam się, jakbym była w jakiejś bańce mydlanej, unoszącej się gdzieś ponad ziemią. Jeśli tak wyglądało niebo, byłam zdecydowana iść do niego już w tamtym momencie.

Miałam świadomość tego, że gdyby ktoś usłyszał  moje myśli, byłabym dla niego prawdziwą kretynką. Ale przecież czytanie w myślach było umiejętnością stworzoną na potrzeby literatury i nikt nie mógł się dowiedzieć, ile radości sprawiało mi zwyczajne leżenie w łóżku.

To był pierwszy dzień od jakiegoś czasu, gdy mogłam beztrosko leżeć zawinięta kołdrą jak naleśnik i nie przejmować się dzwoniącym budzikiem, Parkerem Presleyem, przedstawieniem teatralnym, grupą wsparcia i wszystkimi innymi rzeczami, które teraz stanowiły ogromną część mojego życia. W jeden tydzień wszystko przewróciło się do góry nogami i było zupełnie nie takie, jak oczekiwałam. Szkoła była miejscem straszniejszym od tego, które zawsze uważałam za przejaskrawione, gdy oglądałam filmy dla nastolatek, a ludzie, którzy się w niej uczyli, w większości okazywali się zapatrzonymi w siebie półgłówkami.

Ale teraz liczyło się tylko moje łóżko, które przyciągało mnie niczym magnes.

Promienie słońca przebijały się lekko przez żaluzje, dając mi do zrozumienia, że pora wstawać, ale ja nie miałam zamiaru słuchać jakiejś przerośniętej gwiazdy, gdy do wyboru miałam spokojne wylegiwanie się w mojej kryjówce. Zacisnęłam powieki i wtuliłam się w poduszkę, ale natura wciąż nie dawała mi spokoju. Za oknem słychać było ujadanie psa sąsiadów, a gałęzie drzewa obijały się nieprzyjemnie o szybę.

— Nie ma mowy — burknęłam w kierunku wszystkiego, co chciało przeszkodzić mi w spaniu. — Nie wstaję już nigdy.

Gdy jednak usłyszałam denerwującą melodyjkę dobiegającą z mojego telefonu, pełna zdenerwowania i przekonana, że cały świat sprzeciwił się przeciwko mnie, podniosłam się gwałtownie i przeklęłam pod nosem.

Nacisnęłam zieloną słuchawkę, nie patrząc nawet nawet, kto jest nadawcą połączenia.

— Czego? — warknęłam nieprzyjemnie.

— Ciebie też miło słyszeć, kwiatuszku. — Usłyszałam wesoły głos Romia i byłam sobie w stanie wyobrazić jak szczerzy się do telefonu. — Co dziś robisz?

— Śpię. A przynajmniej spałam... Jesteś w jakiejś zmowie z matką naturą? — spytałam.

— Co? — Był zdezorientowany. Cóż, ciężko było go winić.

— Nic. Nieważne. — Westchnęłam i wróciłam do łóżka. — Po co właściwie dzwonisz?

— Jesteś niemiła, Nora. — Upomniał mnie. — Chciałem cię gdzieś wyciągnąć, bo jak znam życie masz w planach gnić do nocy w łóżku, a potem przewrócić się na drugi bok i robić to dalej.

— Nie rozumiem, co w tym złego. — Przykryłam się szczelniej.

— Niedziela to dzień błogosławiony. Pamiętaj, aby dzień święty święcić, kwiatuszku.

Przewróciłam oczami.

— Nie przewracaj oczami. Potrafię to wyczuć nawet na odległość.

— W takim razie wyczuj to, jasnowidzu. — Pokazałam środkowy palec w bliżej nieokreślonym kierunku.

— Wyczuwam coś bardzo nieładnego i nawet nie będę mówił o tym przez telefon. Bardzo, bardzo brzydko, panno Winslow. Ale jestem w stanie ci wybaczyć, pod warunkiem, że spędzimy ten dzień razem.

Before I GoWhere stories live. Discover now