25. Przecież nie można się upić jednym drinkiem

10K 971 455
                                    

Uszczypnęłam się w policzki, chcąc nadać im trochę koloru i wyszłam z łazienki, zostawiając róże na szafce nocnej. Następnie wyszłam z pokoju i zeszłam na dół, mając nadzieję, że Parker wciąż był zajęty paleniem. W salonie z ulgą zauważyłam, że nigdzie go nie było.

Podeszłam do stolika, chcąc odrobinę uspokoić się jedzeniem. Po chwili obok mnie znalazł się Justin, który zmierzył mnie od góry do dołu i jakiś jego kolega, trzymający w dłoni butelkę wódki. Starałam się nie zwracać na nich najmniejszej uwagi, bo naprawdę nie chciałam problemów, a Justin wyraźnie szukał zaczepki. Drażnił mnie jego uśmieszek, który pokazywał, jak wysokie mniemanie miał o sobie ten kretyn. W pierwszej chwili pomyślałam, że z tą łobuzerską aparycją mógł przypominać mi Parkera, ale szybko odrzuciłam od siebie tę myśl.

Parker był wkurzający. Justin był wkurzający i obrzydliwy.

— Chcesz? — spytał mnie Justin, a jego towarzysz odwrócił się i uśmiechnął się do mnie zachęcająco.

Nie rozumiałam, o co im chodziło, ale już po chwili domyśliłam się, że pytali mnie, czy chciałam się z nimi napić.

Z początku miałam odmówić i jak najszybciej zniknąć z pola widzenia obleśnego chłopaka mojej siostry, jednak nagle wpadła do mojej głowy myśl, która w tamtym momencie wydawała mi się naprawdę sensowna.

Przed oczami stanął mi Parker i wydarzenia ostatnich kilku dni, co dało mi do zastanowienia. Bawiłam się dobrze tylko w momencie, gdy przestawałam myśleć i choć być może powinnam być z tego dumna, bo w końcu większość ludzi jednak rzadko kiedy myślała, takich momentów nie było wcale tak dużo. Miałam już dość analizowania każdego, nawet najmniejszego detalu, dość reagowania paniką na obecność Parkera. Chciałam wreszcie wyluzować. I jak miałam tego dokonać?

Poprosiłam ich o drinka. Naprawdę to zrobiłam.

To było coś zupełnie nie w moim stylu i bałam się, jakie mogły być tego skutki. Ale hej, w końcu wszyscy wokół chcieli, żebym próbowała nowych rzeczy!

— Hej, hej, hej, czy ty nie jesteś przypadkiem śmiertelnie chora? — Przypomniał mi Romio, który nagle znalazł się przy mnie i odciągnął mnie na bok.

Wzruszyłam ramionami.

— Przecież nie biorę żadnych leków. Tylko gorzej się po nich czuję — wyjaśniłam. — Zresztą, spójrz na proporcję tego drinka — wskazałam ręką na chłopaka, który zgodnie z moją prośbą nalał mi tylko trochę wódki. — Nie mam zamiaru wypić całego wiadra alkoholu.

Romio przyjrzał mi się z uwagą, a potem rozejrzał się wokół, prawdopodobnie szukając Parkera. A ja modliłam się, żeby go nie było. Przynajmniej dopóki byłam trzeźwa.

— Piłaś już kiedyś?

— Nie. — Przełknęłam głośno ślinę. — A ty?

— Kilka razy — przyznał, a gdy zobaczył moją zszokowaną minę, dodał: — No co?

— Nie, nic. — Wzruszyłam ramionami. — Po prostu nie wyglądasz mi na osobę, która pije...

— Ty mi też na taką nie wyglądasz, kwiatuszku. — Uśmiechnął się zaczepnie, a ja westchnęłam. — Okej, w porządku, nie musisz mi się tłumaczyć. To twoje urodziny, masz prawo — Romio uniósł ręce w obronnym geście, a gdy wróciliśmy na poprzednie miejsce, zwrócił się do tego samego kolesia: — Dla mnie to samo.

Chłopak skinął głową i wręczył nam dwa czerwone kubeczki. Uśmiechnęłam się do niego, jednocześnie unikając spojrzenia stojącego obok niego Justina, który wciąż wydawał mi się obleśny. Wróciliśmy z Romiem na swoje miejsce na kanapie, która o dziwo nie była zajęta przez nikogo innego. Rozejrzałam się po salonie, ale nie zauważyłam nigdzie Parkera, który musiał jeszcze nie wrócić z przerwy na papierosa.

Before I GoWhere stories live. Discover now