22

1.6K 93 38
                                    

Po raz kolejny spojrzałam w lustro i wygładziłam ciemną sukienkę. Sięgnęłam po szczotkę i przeczesałam włosy starając się przywrócić je do ładu. W pokoju panowała głucha cisza, zakłócona jedynie padającym na zewnątrz deszczem. Zamknęłam na chwilę oczy biorąc głębokim wdech. Od sześciu dni panował istny koszmar. Wszyscy rozmawiali tylko o wypadku chłopców. Niektórzy, ci bardziej odważni pytali mnie o szczegóły. Nigdy nie odpowiadałam bo wraz z tym pytaniem czułam paraliżujący strach.
Ktoś wszedł do pokoju. Usłyszałam kroki, a kiedy otworzyłam oczy, w lustrze zobaczyłam odbicie swojego brata.
- Ładnie wyglądasz - powiedział z lekkim uśmiechem poprawiając niesforne kosmyki.
- Ty również niczego sobie - mruknęłam starając się oddać uśmiech. Chłopak miał na sobie czarny garniutur, który idealnie do niego pasował. Odwróciłam się w jego stronę i poprawiłam ciemno zieloną muchę.
- James i Peter gotowi?
- James męczy się z krawatem, tak jak zwykle - oznajmił zakładając mi włosy za ucho.- w zasadzie przyszedłem po ciebie bo jako jedyna umiesz zawiązać krawat.
Zaśmiałam się cicho na te słowa.
- W takim razie chodźmy.
W ich pokoju jak zawsze panował bałagan. Pokręciłam głową ze zrezygnowaniem przyglądając się Potter'owi, który siedział na łóżku próbując magię zawiązać krawat.
- Przybywam z odsięczą.
Chłopak momentalnie podniósł głowę, a na jego twarzy zagościł uśmiech pełen ulgi.
- Jak dobrze. - podniósł się podchodząc do mnie.- Bardzo ładnie wyglądasz - dodał.
- Daj no ten krawat - prychnęłam i przyjęłam od chłopaka jego narzędzie tortur.
Kilkoma sprawnymi ruchami związałam chłopakowi krawat i cofnęłam się podziwiając swoje dzieło.
- Teraz możesz ruszać na podryw - oznajmiłam ze śmiechem.
- Nie ma mowy - zaprzeczył z powagą.- chcę tylko Lily, w końcu ona również zrozumie, że mnie kocha.
Wymieniłam z Syriuszem porozumiewawcze spojrzenie. On również nie bardzo w to wierzył, ale kto James'owi zabroni marzyć? Na pewno nie my.
- Chodźcie za chwilę się zaczyna - Peter jako pierwszy ruszył do drzwi, zabierając po drodze jednego z pączków odłożonych przez niego samego na czarną godzinę. Syriusz wysunął w moim kierunku ramię, przyjęłam je z klasą i razem wyszliśmy na korytarz. W pokoju wspólnym były zaledwie trzy osoby, ale również ubrane w odświętne stroję. Nikt z obecnych w szkole nie chciał stracić wigilijnej kolacji. Była ona wyjątkowa, nikt nie miał prawa się kłócić ani wyzywać to był dzień dobra i szczęścia. Niestety nie czułam tej atmosfery. Nad moją głową krążyły czarne chmury przypominające mi o Remusie, nadal leżącym w szpitalu. Jak miałam się cieszyć?

W wielkiej sali byli już wszyscy. Stoły zostały złączone dla wygody i ozdobione ślicznym obrusem w czerwone płatki śniegu. Potrawy, które stały na stole równie dobrze mogłyby uchodzić za ozdoby o niesamowitym zapachu. Magiczny sufit mienił się niczym roziskrzone niebo.
Wśród uczniów dostrzegłam Dumbledora rozmawiającego z profesor Mcgonagal. Wydawali się być w dobrych humorach. Poczułam złość, które rozpaliła moje ciało. Byli tutaj, bawili się, a Remus leżał w szpitalu zdala od przyjaciół i rodziny. Moja złość zmieniła tor kiedy uświadomiłam sobie, że również jestem tutaj zamiast w Mungu. Zagryzłam zęby mocniej ściskając ramię Syriusza. Chłopak spojrzał na mnie pytająco. Opuściłam wzrok i pociągnęłam brata do wolnych miejsc naprzeciwko Regulusa. Nie chciałam mu psuć wieczoru swoimi myślami. Po mojej prawej stronie usiadł James posyłając mi pocieszający uśmiech.
- Remus wyzdrowieje. Już teraz jest z nim lepiej - zapewnił splatając nasze dłonie.
- Bardzo chcę w to wierzyć ale.. - zamilkłam przełykając gule w gradle.- nie potrafię.
- Wróci do was cały i zdrowy - wciął się Reg.
- Witam was wszystkich na kolacji wigilijnej- ze swojego miejsca podniósł się dyrektor i zmierzył nas wzrokiem.- bardzo się cieszę, że wszyscy przyszliście. Ostatnie dni dały się wszystkim we znaki - tu spojrzał na James'a i Peter'a.- ale mam nadzieję, że dzisiejszy dzień trochę naprawi atmosferę w szkole. To tyle. Smacznego i wesołych świąt
Spojrzałam na stojące potrawy, nie miałam na nie ochoty ale mój żołądek był prawie pusty. James delikatnie rozplótł nasze ręce i nałożył mi rybę.
- Zjedz, wyglądasz jak śmierć na chorągwi.
Niechętnie skinęłam głową i sięgnęłam po widelec.
- Rozmawiałem z dyrektorem - odezwał się w pewnym momencie Syriusz. - po kolacji możemy jechać do Remusa, jego rodzice nie mogą u niego zostać całą noc, a nikt nie powinnien być sam w święta.
Pokiwałam głową mając cichą nadzieję, że do czasu naszego przyjścia chłopak się obudzi.
- Nie licz na wiele Bianca - gwałtownie spojrzałam na Regulus' a słysząc słowa niszczące mi serce. - nie wiadomo kiedy się obudzi, gdyby to miało być dzisiaj lekarze by wiedzieli.
Zmarkotniałam gasząc w sobie płomyk nadzieji. Odłożyłam widelec i chwyciłam szklankę z sokiem by ukryć lśniące oczy.
Przez resztę posiłku wpatrywałam się w ścianę naprzeciwko. Nie zwracałam uwagi na śpiewających uczniów, ani na słowa chłopców kierowane do mnie. Odcięłam się. Mimowolnie pomyślałam o każdej chwili spędzonej z Remusem. Jego uśmiech był jak ciepły promień słońca, przebijający się przez chmury. Z jego oczu dało się wyczytać wszystkie uczucia. On sam tego nienawidził, twierdził, że to mało męskie. Zawsze się o to kłóciliśmy.
" - To nie jest fajne. Kiedy się na ciebie obraże wystarczy, że spojrzysz mi w oczy i wiesz, że tak nie jest.
- Dlatego bardzo to lubię. Poza tym przyznaj ty nie potrafisz się na mnie obrażać."

Bianca Black i HuncwociWhere stories live. Discover now