6

3.5K 173 12
                                    

Następnego dnia obudziłam się piętnaście minut przed śniadaniem. W pokoju była tylko Lily. No tak przecież nasze współlokatorki nie mogły nas obudzić. Niech się tylko nie dziwią kiedy obudzą się bez brwi.  Wyskoczyłam z łóżka i podbiegłam do rudowłosej. Teraz pora odwdzięczyć się za te wszystkie pobudki dzięki, którym nie chodziłam głodna.
- Lilka wstawaj! - potrząsnęłam dziewczyną lecz ona tylko obróciła się na drugi bok.- Evans, no!
- Jeszcze dziesięć minut - wymamrotała w poduszkę, szczelniej opatulając się kołdrą.
- Za dziesięć minut jest śniadanie - krzyknęłam tracąc cierpliwość.
- Aha. - na nic się to zdało. Zrezygnowana zgarnęłam swoje rzeczy i ruszyłam do łazienki.
- Jak tam chcesz -  Po kilku minutach wyszłam ubrana i z planem, który musiał wypalić. Wzięłam poduszkę ze swojego łóżka i z całej siły zaczęłam okładać nią Lilkę.
- Co na Merlina?- krzyknęła wkurzona podnosząc się do pozycji siedzącej.
- Pobudka?- uśmiechnęłam się niewinnie odrzucając poduszkę.
- Chamska pobudka - poprawiała mnie i nadal zła zamknęła się w łazience.
- Obraziłaś się?- krzyknęłam zza drzwi.
- Tak - odkrzyknęła puszczając wodę.
- Okej ale chcę żebyś wiedziała, że śniadanie zaczęło się pięć minut temu.
Drzwi otworzyły się tak gwałtownie, że dostałabym nimi gdyby nie mój refleks. Żartuję, nie mam refleksu, dostałam w lewą rękę. Przeszedł mnie dreszcz bólu.
- Ała?- spojrzałam na dziewczynę, która poruszała się po pokoju niczym Frash czy jak mu tam. Ten z serialu. Najszybszy człowiek czy jakoś tak.
- Prąd cię kopnął, że tak zasuwasz?- zamiast odpowiedzi wyszła z dormitorium nie zwracając na mnie uwagi.
- Okej, jest zła - powiedziałam w przestrzeń i podążyłam za nią utrzymując bezpieczną odległość.
Weszłam do wielkiej sali minęłam nadal napiętą nastolatkę  i wcisnęłam się pomiędzy James'a a Remus'a
- Co się stało Lilce? Wygląda jak wściekła kura.
- Kura? Ale czemu.. albo dobra wiesz co, nieważne .Ma focha Potter, zdarza się - machnęłam ręką i zabrałam Remus'owi kanapkę z dżemem.
- Ej?!- oburzył się patrząc na mnie ze zmarszczonymi brwiami.
- Dlaczego się obraziła?- dopytywał James spoglądając to na mnie to na Lily siedzącą kilka osób dalej.
- Jak ona to ujęła ,,chamska pobudka"- zrobiłam cudzysłów w powietrzu.
- Bo tak było - krzyknęła Evans nawet na mnie nie patrząc.
- Nadal się gniewasz?- spytałam, mając nikłą nadzieję, że powie "nie".
- Tak - potwierdziła, na co westchnęłam przeciągle.
- No to nieźle - stwierdził Syriusz i wrócił do jedzenia.
- Ostatnio jak się na mnie obraziła trwało to tydzień - dodał James z pocieszającym uśmiechem.
Jęknęłam opierając głowę na rękach. Nie wytrzymam tygodnia z tymi głupkami sama.
Siedziałam tak przez kilka chwilę mocno wytężając i prawdopodobnie przegrzewając umysł.
- Kiedy jest wyjście do miasta?- spytałam zauważając kiełkujący w mojej głowie pomysł.
- Za tydzień.
- O nie. To wszystko psuje.
- Ale są jeszcze tajne przejścia - dorzucił szeptem Syriusz.
- Pokażecie mi je?- spytałam z przepływem nadziei. Chłopcy wymienili spojrzenia.
- Jasne ale po co?
- Mam pomysł Remusie, mam pomysł, a wy mi w nim pomożecie.
Przez całe lekcje dopracowywałam mój plan, uważając na każdy szczegół. Po transmutacji, która była ostatnia wzięłam z pokoju torbę oraz pieniądze i ruszyłam do chłopaków. Poprowadzili mnie korytarzami prosto do kolejnego korytarza.
- To tutaj - zatrzymaliśmy się przed jakimś obrazem. Nie mam bladego pojęcia co przedstawiał ale był ładny.
- A jak to się otwiera?- spytałam szukając jakiś guzików albo wajch.
- A tak - uśmiechnęłam się widząc tunel.
- Panie przodem - odezwał się James kłaniając się niczym gentleman.
- To na co czekasz?- odparowałam złośliwie
- Bardzo śmieszne - burknął chłopak, a reszta wybuchnęła śmiechem. Ostatecznie Peter wszedł pierwszy, a my podążaliśmy za nim śmiejąc się pod nosem. Po drugiej stronie tunelu znaleźliśmy się po kilkunastu minutach. I rzeczywiście byliśmy w miasteczku. Rozejrzałam się wokół zachwycona. Znałam to miejsce jedynie z opowieści Syriusza i nie byłam pewna czy dobrze je opisuję ale teraz wiedziałam, że się nie mylił. Było cudownie i magicznie. 
- Potrzebuję sklepu ze słodyczami - obróciłam się do przyjaciół kiedy przeszła mi pierwsza fala zachwytu.
- Da się załatwić - odparł od razu Peter i ruszył przed siebie.
- Zaufajcie mi, jestem specjalistą w dziedzinie słodyczy - dorzucił. Co do tego nie mieliśmy wątpliwości.
Zaprowadził nas prosto do miodowego królestwa. Było tam ogromna ilość słodkości, o niektórych przysmakach nie miałam nawet pojęcia.
- Bo ci mucha wleci - James delikatnie pomógł mojej szczęce wrócić na swoje miejsce.
- Aha - wymamrotałam niemrawo.- tu jest niesamowicie, genialnie, pięknie..
Okręciłam się wokół własnej osi, uśmiechając się wesoło.
- Wiemy - przyznali skromnie.- inaczej byś tu nie była. Wybieramy tylko luksusowe miejsca.
- Czego tak w ogóle potrzebujesz?- spytał Syriusz szukając już słodyczy na pobliskich półkach.
- Wszystkiego braciszku, wszystkiego. Każdy smak i kolor ma się znaleźć w tych workach. Lily będzie musiała mi wybaczyć. Nie dyskutuje się z toną słodyczy. Prawda?

I tak właśnie zakupiłam najwięcej słodyczy w swoim życiu i prawdopodobnie wydałam najwięcej pieniędzy. Cóż najwyżej zrezygnuje z chodzenia do miasteczka. Tak dwa lata wystarczą na ponowne zgromadzenie oszczędności. Chyba. W sumie zapakowałam pięć worków, które na moje szczęście były małe z wielką pojemnością. Zalety magi.
Każde z nas wzięło po jeden z worków i ruszyliśmy w drogę powrotną.
- Co w zasadzie masz zamiar zrobić z tymi słodyczami?
- Oj Peter, to chyba oczywiste. Zjemy je. Jednak wszystko w swoim czasie.- dodałam widząc jego błyszczące z zachwytu oczy.
Droga do szkoły zajęłam nam więcej czasu niż przewidziałam. Ostrożnie wnieśliśmy wszystko do dormitorium huncwotów i przykryliśmy płaszczem James'a.
- Dobra teraz któryś z was musi wyciągnąć Evans z pokoju na przynajmniej dziesięć minut - oznajmiłam patrząc znaczącą na Potter'a.
- Da się zrobić - uśmiechnął się James i opuścił pokój.
Po chwili w całym pokoju rozległ się krzyk Lily Evans.
- Postaw mnie Potter. Natychmiast albo nie ręczę za siebie.
Kiedy głosy ucichły wraz z rzeczami poszliśmy do mnie.
Za pomocą magii wysypaliśmy wszystkie słodycze na podłodze i na łóżku przyjaciółki. Podczas końcowego efektu sięgały mi do kostek. Wyrzuciłam z pokoju chłopców i usiadłam na swoim łóżku udając, że czytam.
Po chwili usłyszałam kroki i do pokoju weszła Lilka.
- Merlinie - wyszeptała zatrzymując się w progu. Nie patrzyła jednak na słodycze tylko na mnie.    - Co takiego? - wyprostowałam się zaskoczona.                                                                                                      - Jestem po prostu skołowana, nie wiedziałam, że potrafisz czytać - w jej oczach pojawił się złośliwy błysk.                                                                                                                                                                          - Powiedz mi lepiej kiedy zrobiłaś się taka zabawna. - posłałam jej uśmiech.                                            - Co na Merlina robią tu te wszystkie słodycze?!                                                                                                       - Są na przeprosiny - wytłumaczyłam patrząc jak powoli podnosi jej z ziemi. - Przyjmujesz przeprosiny?- spytałam spoglądając na nią ze swojego miejsca oczami szczeniaczka.

- Jasne, że tak - uśmiechnęła się i jakimś cudem dotarła do mnie by mnie przytulić - pytanie kto nam pomoże to zjeść. Nasze kochane współlokatorki nas zabiją.
Spojrzałyśmy na siebie ze zrozumieniem i po chwili krzyknęłyśmy na cały korytarz.
- Peter!!!

Bianca Black i HuncwociWhere stories live. Discover now