12

2.6K 127 6
                                    

Rano obudziła mnie Lily. Wyglądała na zmartwioną.
- Hej, jak się czujesz?- spytała łagodnie.- jesteś strasznie blada.
Podniosłam się do pozycji siedzącej i przetarłam oczy. Bolała mnie głowa i gardło.
- Jest ok - zapewniłam przeciągając się.
- Na pewno?
- Tak - odparłam pewnie. Zczołgałam się z posłania i poszłam do łazienki. Zerknęłam na lustro. Wyglądałam jak zombie. Cienie pod oczami, gniazdo na głowie. Brakowało tylko bym poczuła głód mózgowy.
Wzięłam ciepły prysznic i ogarnęłam się. No mniej więcej. Nadal wyglądałam jak duch. Razem z Lily zeszłyśmy na śniadanie.
Mój apetyt, który zazwyczaj i tak był mały dzisiaj zniknął wogóle. Siedziałam przy stole z tępym wyrazem twarzy i wpatrywałam się w talerze.
- Wszystko dobrze?- Syriusz szturchnął mnie ramieniem. Uniosłam głowę, cała piątka patrzyła na mnie z troską
- Tak.
- Źle wyglądasz, w zasadzie okropnie.
- Dzięki wielkie Potter - mruknęłam sarkastycznie, ziewając.
- No co? Prawdę mówię - pokręciłam z politowaniem głową. I jak tu go nie kochać?

- Może powinnaś zostać w pokoju? Usprawiedliwię cię - zaproponowała Lily kiedy wróciłyśmy do dormitorium po torby i potrzebne rzeczy.
- Jest dobrze. Idę na lekcję i kropka - postanowiłam, wrzucając do torby książki.
- Jesteś cholernie uparta - westchnęła dziewczyna.
- Wiem to - udało mi się uśmiechnąć. Ale nie mogę powiedzieć, że był to szczery uśmiech.
Jak teraz na to patrzę pójście na lekcję było fatalnym pomysłem. Pierwsze były eliksiry. Siedziałam obok Remusa starając się skupić ale moją głowę rozsadzał ból. Każdy odgłos niósł ze sobą echo, które odzywało się w mojej głowie niczym młot pneumatyczny. Po kilkunastu minutach miałam tego dosyć. Ale przecież sama chciałam być na lekcjach.
Zamknęłam na chwilę oczy, a kiedy je otworzyłam Remus patrzył na mnie pytającym wzrokiem. Wzruszyłam ramionami i wróciłam wzrokiem do zapisków. Wypadałoby je skończyć.
Po lekcji było jeszcze gorzej. Nie miałam na nic siły. Oparłam się o ścianę i zjechałam na podłogę podciągając kolana pod brodę. Tak bardzo bolała mnie głowa. Cholerne jezioro.
- Bianca?- podniosłam wzrok, żeby spojrzeć na Remusa, kucał obok. W jego oczach paliły się malutkie iskierki.
- Hmm?
- Co się dzieje?
- Głowa mnie boli i jest mi strasznie zimno - mruknęłam, obejmując się ramionami. Chłopak przyłożył mi dłoń do czoła. Prawie od razu ją odsunął.
- Ty masz gorączkę! - podniósł się i pomógł mi zrobić to samo. Objął mnie w tali i zaczął prowadzić do pielęgniarki. Nim się obejrzałam byliśmy na miejscu.
- Co się stało?- spytała kobieta podchodzą do nas.
Lupin posadził mnie na wolnym łóżku.
- Ma gorączkę i bóle głowy - odpowiedział spoglądając na mnie kątem oka. Pielęgniarka zbadała mnie i podała jakieś leki. Poczułam się lepiej. Nie bardzo dobrze ale lepiej, a to już coś.
- Panie Lupin proszę ją odprowadzić do pokoju, jest pani zwolniona z reszty lekcji. Lekarstwo powinno pomóc - rozkazała kobieta. Podziękowaliśmy i poszliśmy do mojego dormitorium. Przebrałam się w luźne dresy i wślizgnęłam pod kołdrę.
- Tak mi przykro Bianca. To moja wina. To przez to jezioro - mruknął ze skruchą Remus, siadając na łóżku.
- Jest ok. Powiedz tylko Lily żeby później do mnie wpadła - poprosiłam.
- Jasne - spojrzał na zegarek.- muszę iść.
- Do zobaczenia. - chłopak niechętnie opuścił pokój. Zapowiadał się nudny dzień.
Podczas przerwy zajrzała do mnie Lily i oczywiście Huncwoci.
- Merlinie Bianca nic ci nie jest?- pierwszy przy łóżku znalazł się Syriusz. Usiadłam i spojrzałam na niego łagodnie.
- Mam się dobrze. Jak widać. Pomfrey dała mi leki. Jest coraz lepiej - zapewniłam ściskając jego rękę.
- Przepraszamy - odezwał się James siadając po drugiej stronie.- nie chcieliśmy żebyś się pochorowała.
- To co zrobiliście w odwecie za pobudkę było nie fair - powiedziałam niczym oburzona pięciolatka. - ja bym was wrzuciła do jeziora w cieplejszy dzień.
Zaśmialiśmy się.
- Lily zrobisz mi notatki?- zrobiłam do niej oczka szczeniaczka. Zawsze działa. Na każdego. Raz nawet zadziałało na McGonagall. W taki właśnie sposób uratowaliśmy się przed jednym z szlabanów. Dodatkowo pomógł nam wtedy chyba jej dobry humor, ale wolałam nie pytać czym był spowodowany.
Kiedy moi przyjaciele poszli na lekcje miałam czas aby zastanowić się nad Khalidą.
Owszem szukałam już o niej lub o naszyjniku informacji w bibliotece, ale nic nie znalazłam. To zaczynało się robić frustrujące. Do tego strażniczka nie odezwała się do mnie od tamtego spotkania we śnie. Czułam, że coś mi umyka.
Po dwóch godzinach zaczęłam rysować i powiem szczerze szło mi całkiem, całkiem.
Po trzech śpiewałam jakieś mugolskie piosenki, których kiedyś nauczyła mnie Lily. Nie mam pojęcia czemu przypadły mi do gustu.
Po czterech naśladowałam głosy nauczycieli. Dyrektor byłby zachwycony moją umiejętnością.
Po pięciu wpadł mi do głowy ciekawy plan.
Kiedy chłopcy byli na ostatniej lekcji zakradłam się do ich pokoju. Machnięciem różdżki umieściłam wszystkie ubrania na suficie i schowałam między nimi kilkanaście balonów z wodą. Napisałam wiadomość i zostawiłam ją na łóżku Remusa. Może zdąży się uratować. Może. Ostatni raz przyjrzałam się pokojowi i wróciłam do siebie zadowolona, a na mojej twarzy kwitnął uśmiech. Oj chłopcy, troszkę sobie zmokniecie.

Remus
Po skończonych lekcjach wpadliśmy na chwilę do Bianci. Czuła się znacznie lepiej. I tak też wyglądała. Obwiniałem się o jej chorobę, bo to był mój pomysł z tym jeziorem. Kiedy weszliśmy do pokoju coś mi tu nie grało. Było nad wyraz czysto. Zerknąłem na sufit.
- Super - potarłem twarz rękoma. Bianca nie próżnowała.
Syriusz i James zaczęli myśleć nad odpowiednim zaklęciem. Podszedłem do swojego łóżka. Leżała na nim karteczka. Podniosłem ją i zacząłem czytać.
,, Zanim postanowicie ściągnąć wasze ubrania na ziemię, radzę zaopatrzyć się w parasol.
Pozdrawiam Bianca"
Za późno zorientowałem się o co chodzi. James wypowiedział zaklęcie i na całą naszą czwórkę spadły ubrania, a wraz z nimi balonny z wodą.
- Bianca!
- Ktoś mnie wołał?- w drzwiach stanęła czarnowłosa. Uśmiechnęła się promiennie i oparła o framugę.
- Ty mały smerfie - zacząłem podchodzić bliżej. Wyminęła mnie i stanęła na środku pokoju.
- Kysz szatanie. Idź być mokrym gdzie indziej - odpędziła mnie machnięciem ręki. Przyciągnęłam ją do siebie i zamknąłem w stalowym uścisku. Zaraz potem dołączyła się reszta.
- No to mamy remis - zaśmiała się. - a teraz się odsuńcie.

------------------------------------------------------
I mamy koniec maratonu. Wiem, że wszystko jest przed północą ale tak jakoś wyszło. Przepraszam. Mam nadzieję, że się podoba.
~ Lisanndra

Bianca Black i HuncwociWhere stories live. Discover now