7

3.5K 169 14
                                    

Sobota nadeszła szybciej niż się spodziewałam i szybciej niż bym chciała. Wstałam przed siódmą i zeszłam do pokoju wspólnego. Ułożyłam się na fotelu przekładając nogi przez podłokietnik. Myśli o Khalidzie nadal nie dawały mi spokoju. Męczyły mnie w wolnym czasie, zawsze kiedy mój umysł chciał odpocząć. Bardzo chciałam komuś o tym powiedzieć ale coś mnie powstrzymywało. Nie miałam pojęcia czemu.
Westchnęłam sfrustrowana i spojrzałam na sufit. Gdzieś koło okna mignęła mi czarna kropka. Cudownie, mucha, mój wierny kompan. Opuściłam wzrok. Fotele, kanapa, kominek, obrazy. Znałam już cały ten wykres na pamięć. Nawet byłabym w stanie namalować jego dokładną mapę, gdyby ktoś poprosił.
Usłyszałam skrzypienie drzwi. Wychyliłam się żeby dostrzec nowego kompana. Zrobiłam to na tyle nieudolnie i z taką energią, że spadłam. Wysunęłam ręce przed siebie i oparłam na nich cały ciężar. Usłyszałam niepokojące pstryknięcie, a potem poczułam promieniujący ból. Przekręciłam się na plecy przyciskając do piersi lewą rękę i powstrzymując jęki. Cholera.
- Bianca?- nade mną pojawił się Lupin.
- Nie, duch święty - wymamrotałam, zdmuchując wpadające do oczu kosmyki włosów.
- Co ty robisz? - przyjrzał mi się zdezorientowany.
- Leżę i odpoczywam. Mówię ci ta podłoga jest niesamowicie wygodna - sarkazm w tym momencie był wręcz namacalny. Chłopak znał mnie na tyle by się nim nie przejąć.
- Spadłaś - stwierdził po chwili, kucając.
- Nie, sturlałam się - poprawiłam go i usiadłam. Mimowolnie sięgnęłam ręką by poprawić włosy co skończyło się kolejną dawką bólu.
Chłopak delikatnie odgarnął mi włosy  z twarzy i wstał, po chwili łapiąc mnie za ramiona i pomagając zrobić to samo.
- Cholera - przeklęłam pod nosem i poruszyłam ręką. Z moich ust tym razem potoczył się wianuszek "pięknych słów".
- Język Bianca - skarcił mnie Remus.
- Jak ci złamie rękę to pogadamy - warknęłam mrużąc oczy.
- Złamałaś rękę?- spojrzał na mnie zatroskany.
- Chyba - delikatnie złapał mnie za nadgarstek.
- Boli?
- Nie, łaskocze - westchnęłam ciężko.- muszę iść do Pomfrey.
- Ma dzisiaj wolne - oznajmił Lupin. Już chciałam zakląć ale Remus położył mi dłoń na ustach.
- Sapieraj lapy - powiedziałam.
- Co?
Ugryzłam go w palca. Od razu cofnął dłoń
- Powiedziałam zabieraj łapy.
- Ała?- patrzył raz na mnie raz na swojego palca.
- Łaskocze?- spytałam z anielskim uśmiechem na ustach.
- Bardzo śmieszne.
- Wiem - przyznałam skromnie. 
- Pokaż to - niechętnie położyłam rękę na jego dłoni. Dotknął nadgarstka. Skrzywiłam się natychmiastowo.
- Jest tylko zwichnięta - stwierdził po chwili oględzin. 
- Tylko? To jest aż - mruknęłam. Chciałam zabrać rękę ale ją przytrzymał.
- Czekaj - wyciągnął różdżkę i przyłożył do kości. Wymamrotał zaklęcie. Poczułam ciepło, a potem ból ustał. Poruszyłam nadgarstkiem.
- Dzięki - wskoczyłam z powrotem na fotel.
- Co tu robisz tak wcześnie?- zajął miejsce obok kładąc moje nogi na swoich kolanach.
- Nie mogłam spać, więc przyszłam tu a ty?
- Peter chrapie - stwierdził krzywiąc się. Zaśmiała się na ten widok.
- Śmiesznie marszczysz brwi kiedy jesteś zniesmaczony - wyjaśniłam widząc jego pytające spojrzenie.
Pokręcił głową starając się ukryć rozbawienie.
Skrzypienie sprawiło, że znowu spojrzałam na schody. Tym razem nie spadłam.
- Lilka?- rudowłosa była roztrzepana ale już ubrana.
- Ratuj - wepchnęła się na miejsce pomiędzy mną, a Remusem brutalnie zarzucając moje nogi na podłogę.
- Przed?
- Szukają odpowiedniego stroju - ta odpowiedź wystarczyła bym i ja poczuła strach, chwyciłam dziewczynę za rękę i wybiegłam z pokoju. Byle z dala od tych wiedźm. Zostawiłyśmy Remusa na pastwę Dorcas i Mary. Miałam nadzieję, że da sobie radę.

Jadłam właśnie kanapkę kiedy do sali wkroczyli Hucwoci, a za nimi głośno rozmawiające Meadows i Mcdonald. Chłopcy szli jak na ścięcie. Zaśmiałam się przekręcając głowę.
- Pomogę wam - oznajmiłam kiedy usiedli. Spojrzeli na mnie z zachwytem. Machnęłam różdżką sprawiając, że dziewczyny nie mogły wydobyć z siebie żadnego słowa. Spojrzały na mnie z mordem w oczach na co uśmiechnęłam się niewinnie i wzruszyłam ramionami.
- Dzięki ci Merlinie - odetchnął James.
- Bianca wystarczy.
- W takim razie dzięki ci Bianca.
- Nie, to nie brzmi tak dobrze - stwierdził Syriusz biorąc się za jedzenie.
- Ej - spojrzałam na niego oburzona.
- No taka prawda - pokiwał głową, nie zdając sobie sprawy, że morduje go wzrokiem.
- Wypchaj się pchlarzu - rzuciłam w niego zwiniętą chusteczką.
Trafiłam prosto w czoło. Cela to ja jednak mam.
- To było bardzo niekululuralne- próbował zabłysnąć Syriusz.
- Kutularne? - podsunęłam.
- Na miłość wszystkich mówi się kulturalne- westchnęła zirytowana Lily patrząc na nas jak na bandę idiotów.
- Encyklopedia nie gada - zauważyłam zgryźliwie.
- Ale ja tak. Chodź muszę się wreszcie uczesać - wskazała ręką na szopę rudych włosów.
- Będzie chyba potrzebna do tego miotła - wymamrotałam. Odeszłyśmy w akompaniamencie śmiechów.
Czas do szlabanu spędziłam z Lilką. Opowiedziałam mi o swojej przyjaźni z Severusem Snapem o siostrze Petunii i mugolskim życiu. Słuchałam tego z ciekawością, co jakiś czas zadając pytania
 Co to skakanka? - albo - Po co jest smycz?
Nie twierdzę, że były to mądre pytania.
Zanim jednak zdążyła mi odpowiedzieć na pytanie do czego służy durszlak i jak wygląda, ktoś wtargnął do pokoju.
- Potter, puka się - skarciła go Lilka przybierając wkurzony wyraz twarzy. Z resztą zawsze tak robiła kiedy na horyzoncie pojawiał się James. Chłopak najwyraźniej wywoływał w niej najgorsze instynkty.
- Przepraszam najmocniej piękna, ale muszę porwać Biancę, bo zaraz spóźnimy się na szlaban - poderwałam się z podłogi na te słowa.
- To na co czekamy?- rzuciłam i wybiegłam z pokoju niczym strzała. Zaraz przed obrazem wpadłam na Remusa przewracając go. Upadłam zaraz obok.
- Wybacz Remik - uśmiechnęłam się lekko. Ktoś chwycił mnie w talii i postawił na podłodze.
- Skoro już nie odpoczywasz to może pójdziemy?- Syriusz pomógł wstać również Lupinowi. Otrzepaliśmy się z kurzu, którego swoją drogą było tu pełno i szybko ruszyliśmy pod gabinet Minerwy.
- Spóźniliście się - oznajmiła kiedy staliśmy pod gabinetem myśląc nad hasłem.
- Mieliśmy mały poślizg - potwierdziłam odwracając się do niej z uśmiechem.
- Chodźcie - kobieta zaprowadziła nas do biblioteki.
- W ramach szlabanu pomożecie poukładać książki - oznajmiła i wskazała na stos tomów na biurku. Bibliotekarka mordowała chłopaków wzrokiem. Oj, chyba jej podpadli.
- Wyjdziecie dopiero jak skończycie - to było ostatnie co powiedziała, zanim opuściła pomieszanie.
Nie mając wyboru zajęliśmy się pracą. Co jakiś czas żartowaliśmy ale surowy ton od razu nas uciszał.
Kobieta nie wytrzymała z nami długo, już po godzinie wywaliła nas za drzwi mówiąc, że sama dokończy. Nie protestowaliśmy. 
Wolny wieczór spędziliśmy w pokoju wspólnym grając w mugolską grę zaproponowaną przez Evans. Patrząc na przyjaciół uświadomiłam sobie jedną ważną rzecz. Rodzina to nie tylko więzy krwi, a dom to nie zawsze budynek, to bezpieczeństwo. Dlatego właśnie Huncwoci i Lily to moja rodzina, a Hogwart to mój dom. Ten prawdziwy.

Bianca Black i HuncwociOn viuen les histories. Descobreix ara