4

4.3K 199 4
                                    

Opuściliśmy gabinet dyrektora z tygodniowym zapasem miętówek. Chociaż jak tak patrzę, to raczej starczą na góra jeden dzień. Skierowaliśmy się od razu następną lekcję czyli starożytne runy. Peter opowiadał jakiś żart, jednak nie skupiłam się na nim za bardzo, z doświadczenia wiedząc, że nie był on zabawny.
- Mam już pomysł na dowcip dla Roszpunki - z zaciekawieniem spojrzałam na brata, który przerwał ciszę po żarcie Peter'a.
- Dawaj, powal nas na kolana - uśmiechnął się James. Chciałam zrobić to samo ale nagle poczułam kujący ból z tyłu głowy. Skrzywiłam się nieznacznie.
- Wszystko dobrze?- spojrzałam na Remusa idącego obok, przyglądał mi się z uwagą.
- Tak, wszystko w porządku - zapewniłam przeczesując palcami włosy.
- No i zafarbujemy mu włosy na różowo - tyle zdołałam wyłapać z pomysłu Syriusza.
- Dobre - stwierdził z namysłem Potter.
- Jak wszystko co wymyślę - stwierdził dumnie wypinając pierś.
- Chciałbyś - prychnęłam rozbawiona
- A nie jest tak?
- Nie! - odparliśmy wszyscy, a potem z wyjątkiem Syriusza wybuchliśmy śmiechem.
- Mało zabawne - wymamrotał pod nosem patrząc na nas spod byka.

Lekcja run była jak zwykle czarująco nudna. Te zajęcia mogą robić za kołysankę do snu. Potwierdza to Peter, który zasnął na książce, w ławce przed James'em i Syriusz'em. Obaj próbowali dorysować mu wąsy, ale nie za bardzo im to wychodziło. Oparłam głowę o ramię Remus'a siedzącego obok mnie i westchnęłam cicho.
- Remik?
- Co? - nie odwracał wzroku od tablicy, studiując zapisane słowa, które dla mnie nie miały żadnego znaczenia ani sensu.
- Nudzi mi się - przyznałam szeptem.
- Mi też - westchnął i zrezygnowany spojrzał w zeszyt.
- Psst, Potter - dźgnęłam chłopaka przede mną palcem prosto w żebro.
- Co chcesz?- odwrócił się wraz z Syriusz'em.
- Nudzi nam się - oznajmiłam wskazując na siebie i mojego sąsiada, który jak po chwili zrozumiałam, powiedział to samo.
- Ej, myślałem, że tylko my mamy taki synchron - mój brat skrzyżował ręce na piersi i spojrzał na nas naburmuszony.
- Oj, nie obrażaj się - poczochrałam mu włosy.- wymyśl lepiej jak się stąd zawinąć.
- Czyżby panna Black postanowiła udać się na swoje pierwsze wagary?- James wyszczerzył się do mnie głupio.
- Gdybyś chodził ze mną do szkoły we Francji Potter, nigdy byś tego nie powiedział - stwierdziłam pstrykając go w nos.
- Obudźcie Peter'a - nakazałam chłopakom.
Syriusz zaczął dźgać Pettigrew rogiem książki, a kiedy to nic nie dało przerzucił się na pióro.
- Aaa - krzyknął rozbudzony Peter, a wszyscy spojrzeli w jego stronę. Przybiłam sobie piątkę z czołem. Super. To tyle jeśli chodzi o dyskrecję.
- Coś się stało panie Pettigrew?- nauczyciel spojrzał na niego na chwilę przerywając pisanie.
- Yyy, nie - wyszeptał zmieszany chłopak.
- Proszę więc nie krzyczeć- poprosił profesor wracając do swojego zadania.
- Oczywiście.
- Peter na Merlina, to ja - zirytowany Łapa przewrócił oczami
- Przepraszam. Wystraszyłem się - chłopak zmienił się w pomidora. Cudownie śmieszny widok.
- Dobra krótka piłka, do końca lekcji jeszcze pół godziny, chcemy się wymknąć. Idziesz z nami?- spytałam prosto z mostu.
- Tak..
- Dobra zmykamy. Lilka?- nachyliłam się do dziewczyny siedzącej za mną.
- Słyszałam i nie popieram tej ucieczki. Zostaję tutaj- oznajmiła od razu, nie patrząc na mnie.
- Jak chcesz. Widzimy się na obiedzie - wraz z chłopakami po cichu wyszliśmy z klasy.
- To, co robimy? - oddaliliśmy się od sali.
- W sumie nie wiem - stwierdził James.
- Jakieś pomysły?- Syriusz popatrzył na każdego po kolei.
Znowu złapał mnie nagły ból. Przyłożyłam rękę do skroni i zacisnęłam zęby.
- Bianca?- głos Remusa dotarł do mnie jak zza mgły.
Chciałam odpowiedzieć ale poczułam jakbym spadała w dół. Przytrzymałam się ściany, dociskając mocniej rękę do głowy.
- Bianca?!
Upadłam, a po chwili zapanowała ciemność.

Kiedy otworzyłam oczy od razu rzucił mi się w oczy okrągły księżyc. Dzięki jego światłu zrozumiałam, że jestem w lesie. Powoli się podniosłam zauważając czarną sukienkę do ziemi, którą miałam na sobie. Rozejrzałam się wokół szukając jakiś ludzi, zabudowań lub choćby zwierząt. Przez długą chwilę panowała martwa cisza. Nagle gdzieś zza drzew doszedł mnie delikatny głos.
- Chodź tu moja droga - Pomimo strachu ruszyłam w jego kierunku. Po przejściu paru metrów znalazłam się na pięknej polanie. Na jej środku stała kobieta o białych włosach i dużych srebrnych oczach, w których odbijał się księżyc. Miała subtelne rysy i szczupłą sylwetkę. Biła jednak od niej niespodziewana siła i pewność. Cienka sukienka poruszała się wraz z wiatrem w jakimś dziwnym rytmie. - Kim jesteś?- spytałam, a mój głos zabrzmiał spokojnie. - Nazywam się Khalida, jestem opiekunką tego lasu - odparła z uśmiechem. - Co ja tutaj robię? Umarłam? - Nie moja droga, oczywiście, że nie ale nadchodzi wojna, wojna w której zginie wiele ludzi.,a my nie możemy na to pozwolić. - Co ja mam z tym wspólnego? - Więcej niż myślisz ale nie po to cię tu dzisiaj ściągnęłam. Niedługo poznasz potęgę jaka w tobie drzemie lecz wszystko w swoim czasie. - Ty mnie tu ściągnęłaś?- obraz zaczął mi się rozmazywać. Khalida straciła ostrość i stała się jedynie jasną plamą. Do moich uszu dotarł ledwo słyszalny pisk. - Miej się na baczności, bo zło nadchodzi, zobaczymy się wkrótce - postać zniknęła wraz z lasem i księżycem. Pozostała jedynie melodia wiatru.

Podniosłam się gwałtownie. Na początku nic nie widziałam ale po chwili zrozumiałam, że znajduję się na łóżku u pani Pomfrey. Skrzydło szpitalne. Świetnie.
- Obudziłaś się - obok pojawiła się pielęgniarka. Uśmiechała się łagodnie.
- Co się stało?- przeczesałam palcami włosy starając się przypomnieć sobie szczegóły. W uszach nadal słyszałam pisk.
- Zemdlałaś, przyniósł cię tu pan Potter. Na początku żaden z pani czwórki przyjaciół nie chciał stąd wyjść ale ostatecznie wyrzuciłam ich na lekcje przekonując, że potrzebujesz spokoju.
- Jak długo byłam nieprzytomna?- spytałam nie pewna, czy chcę wiedzieć.
- Trzy godziny - odparła, a moje oczy zapewne wyglądały jak pięciozłotówki.
Pomyślałam o tajemniczej Khalidii i o tym co mi powiedziała. Zrobiło mi się słabo.
- To był sen, na pewno sen - wymamrotałam do siebie.
- Jaki sen skarbie?- Pomfrey podała mi dwie tabletki. Niewiele myśląc połknęłam je.
- Nieważne. Mogę już iść?- odrzuciłam na bok kołdrę patrząc na nią wyczekująco.
- Oczywiście - wstałam z łóżka i skierowałam się do wyjścia.
- Dziękuję i do widzenia.
Obiad i lekcje już dawno się skończyły. Postanowiłam iść od razu do Huncwotów. Zostawiłam torbę w pokoju, zapewniłam Lilkę, że czuję się dobrze i skierowałam się do dormitorium chłopców. Chwyciłam za klamkę i pchnęłam drzwi.
- Wróciłam do żywych - zawołałam od progu.
Syriusz ( trzy godziny wcześniej )

Kiedy Bianca nagle osunęła się na ziemię zamarłem. James na początku próbował ją ocucić ale ostatecznie wziął ją na ręce i ruszył w kierunku siedziby pani Pomfrey.

- Syriusz chodź - Remus pociągnął mnie za ramię zmuszając do podążania za nim.
Kiedy tylko pielęgniarka nas zobaczyła od razu kazała położyć dziewczynę na wolnym łóżku.
- Co się stało?- spytała sprawdzając funkcję życiowe mojej siostry.
- Zemdlała - wytłumaczył Lupin przyglądając się nieprzytomnej i niezdrowo bladej nastolatce.
- Zaraz podam jej leki, a wy wracajcie na lekcje.
- Nie zostawię jej - powiedziałem odzyskawszy głos.
- Twoja siostra potrzebuje teraz odpoczynku, siedząc tu jej nie pomożecie, idźcie na lekcję - wygoniła nas popychając do wyjścia.
Przez następne lekcję nie mogłem się skupić. Strasznie się martwiłem. Nie miałem pojęcia co się stało. Wszystko było w porządku. Szła tuż obok i w jednej chwili leżała już w ramionach Remusa. Zaraz po zajęciach poszedłem sprawdzić co z Biancą, było bez zmian. Pomfrey powiedziała, że powiadomi mnie jak się obudzi ale i tak się bałem.
Po lekcjach wróciliśmy do dormitorium. Panowała ponura atmosfera. Każdy z nas wpatrywał się w nieruchome miejsca pokoju. Peter przestał jeść i tylko patrzył na swoje pączki. Nagle drzwi się otworzyły. Spojrzeliśmy w ich kierunku. Stała w nich Bianca. Moja Bianca. Cała i zdrowa.
- Wróciłam do żywych - kiedy tylko przekroczyła próg przytuliłem ją mocno do siebie.
- Na Merlina, Bianca - wyszeptałem w jej włosy. Objęła mnie ze spokojem.
- Jak zemdlałaś to.. sparaliżowało mnie, myślałem, że..
- Już dobrze, nic mi nie jest - zapewniła równie cicho.
- Nigdy więcej tak nie rób.
Bianca
Pomyślałam o Khalidii i o jej poważnym tonie głosu. W uszach znowu mi zapiszczało. Zmusiłam się do uśmiechu.
- Nigdy - zapewniłam chodź doskonale wiedziałam, że to kłamstwo.
,, Zobaczymy się wkrótce"

Bianca Black i HuncwociWhere stories live. Discover now