9

3.1K 150 11
                                    

Tej nocy nie spałam zbyt dobrze. Męczyły mnie koszmary ale żadnego z nich nie potrafiłam zapamiętać. Obudziłam się zlana potem. Cicho weszłam do łazienki zamykając drzwi zaklęciem. Oparłam ręce o umywalkę i spojrzałam na swoje odbicie. Włosy sterczały na wszystkie strony, a oczy błyszczały od łez. Kiedy płakałam? Przez sen? Wzięłam kilka oddechów starając się uspokoić. W końcu, po długim czasie się udało. Opłukałam twarz i weszłam pod prysznic. W głowie zaczęły mi się przemieszczać obrazy. Nie byłam pewna co przedstawiają. Zatoczyłam się na ścianę pokrytą kafelkami. Przytrzymałam się jej by nie upaść. Kłęby pary ograniczały mi widoczność. Wyciągnęłam rękę w poszukiwaniu kurka. Wyłączyłam wodę i wyszłam z kabiny opasając się ręcznikiem. Przetarłam oczy. Nie pomogło, nadal nie byłam w stanie prawidłowo widzieć.
Silny ból skroni powalił mnie na kolana. Niekontrolowanie po moich policzkach zaczęły płynąć łzy. Zacisnęłam zęby, żeby nie krzyknąć. Ból opuścił mnie po trzech minutach trwających dla mnie jak wieczność. Nie wiedziałam co się dzieje. Powoli się podniosłam i przebrałam. Ostatni raz zerknęłam w lustro i opuściłam pomieszczenie. Lily siedziała na łóżku przeciągając się.
- Dzień dobry - powitała mnie radośnie.
- Cześć - wykrzesałam z siebie nieszczery uśmiech. Uśmiech zamarł jej na ustach.
- Płakałaś?- Lily zmierzyła mnie długim spojrzeniem. Czułam się jakby przewiercała mnie na wylot.
- Co? Nie, brałam prysznic. Za dużo pary - wytłumaczyłam pakując torbę na zajęcia.
- Wiesz, że możesz mi zaufać, prawda?
- Wiem Lilka - zapewniłam cicho.- idę budzić chłopców. Widzimy się na śniadaniu?
- Jasne i powodzenia, to może być trudne zadanie.
Skierowałam się do dormitorium Syriusza. Potrzebowałam teraz kogoś kto mnie zrozumie. Ufałam Lili ale nie mogłam jej powiedzieć wszystkiego. Nie byłam na to gotowa. Wślizgnęłam się do pokoju po cichu. Chłopcy spali. Jak zwykle. W końcu była dopiero szósta. Podeszłam do łóżka brata i delikatnie szturchnęłam go w ramię. Obrócił się w drugą stronę mamrocząc coś pod nosem. Westchnęłam.
- Syriusz - tym razem uderzyłam mocniej. Otworzył oczy i rozejrzał się nieporadnie.
- Bianca?- usiadł sennie przecierając oczy.
- Ja...- zaczęłam. Łzy wezbrały mi w oczach. Złapałam się za głowę i jęknęłam cicho.
- Bianca - chwycił moją twarz w dłonie do końca przytomniejąc.- ciii, już spokojnie.
- Znowu miałam koszmar - wyszeptałam zamykając oczy.
- Hej, już wszystko dobrze - przytulił mnie do swojej piersi i zaczął kołysać.- jestem tu.
- Przepraszam. - szepnęłam kiedy udało mi się dojść do siebie.
- Nie zrobiłaś nic złego. To ja ci nie pomogłem, a powinienem - usłyszałam koło ucha.
- To nie była twoja wina- zapewniłam ocierając oczy.
- Bianca..
- Nie, nie twoja - odsunęłam się by spojrzeć mu w oczy. Dostrzegłam w nich łzy.
- Kocham Cię braciszku - mruknęłam.-widzimy się na śniadaniu - pocałowałam go w policzek i wyszłam. Lekkie załamanie nerwowe popsuło mi dzień.

Syriusz
Kiedy tylko za dziewczyną zamknęły się drzwi ukryłem twarz w dłoniach. Merlinie, tak bardzo chciałem żeby była spokojna, żeby zapomniała o przeszłości.
- Syriusz?- podniosłem wzrok. Remus przyglądał się mi z troską i niewiedzą.
- Hm?
- Co się dzieje?- spojrzałem na niego nie rozumiejąc.- co się dzieje z Biancą?
Zacisnąłem zęby i policzyłem do dziesięciu byle tylko się uspokoić.
- Wszystko słyszałeś - bardziej stwierdziłem niż zapytałem.
Skinął głową nadal mi się przyglądając.
- Zachowaj to dla siebie. Przynajmniej dopóki Bianca nie zdecyduję się wam powiedzieć wszystkiego - poprosiłem.
- Nikomu nie powiem - zapewnił. Uśmiechnąłem się do niego lekko.
- Dziękuję.

Bianca
Siedziałam przy stole czekając na Lily. Rozmowa z Syriuszem mi pomogła. Z resztą jak zawsze. Bałam się tylko, że jego też to zaczyna przerastać. Nałożyłam na talerz trochę jajecznicy. Ktoś szturchnął mnie w ramię. Podniosłam wzrok i uśmiechnęłam się na widok rudowłosej.
- Krzywisz się jakbyś zjadła cytrynę - chyba nie końca wyszedł mi ten uśmiech.
Evans nałożyła sobie tosta i zaczęła go konsumować. Zaczęła mówić o pracy domowej. Słuchałam jej z uwagą by zapomnieć o tym co się dzisiaj działo.
Po jakimś czasie dołączyli do nas Huncwoci. Patrzyłam jak wszyscy rozmawiają i się śmieją. Dobiło mnie to bardziej niż się spodziewałam.
- Dlaczego nie jesz?- głos rudej sprawił, że na nią spojrzałam. Spoglądała na mnie z troską.
- Nie jestem głodna - odsunęłam od siebie talerz z nietkniętą jajecznicą.
Poczułam na sobie spojrzenie brata. Z ociąganiem wzięłam jabłko i odgryzłam kęs. Posłałam Syriuszowi pytające spojrzenie. Pokręcił głową.
Wstałam od stołu.
- Czekam przed klasą - rzuciłam i wyszłam. Nienawidzę siebie. Nie w takim wydaniu.
Przez resztę dnia czułam tępy ból głowy dokuczał mi podczas lekcji i posiłków. Starałam się go ignorować i całkiem nieźle mi to wychodziło ale miałam świadomość, że nie zadziała to na dłuższą metę. Wieczorem zaczęłam szykować się do pełni. Mimo wszystko musiałam im pomóc. Spakowałam do torby kilka bandaży i leków. Tak na wszelki wypadek.
- A ty co chcesz z tym zrobić?- podskoczyłam słysząc za sobą głos Lily.
- Myślałam, że będziesz w bibliotece - mruknęłam starając się zmienić temat.
- Byłam. Więc?
- Idę pomóc Pomfrey - oznajmiłam starając się grać jak najbardziej pewną swego zdania.
- Tak późno?- zerknęłam na zegar, który wskazywał dwudziestą pierwszą.
- Tak.
- Dlaczego ci nie wierzę?- westchnęła.
Wzruszyłam ramionami ale poczułam lekki ból serca przez to, że ją okłamuje. Jesteśmy przyjaciółkami.
- Będę późno, nie czekaj na mnie - powiedziałam w końcu i wyszłam. Ból serce nawet na moment nie zelżał. Opuściłam zamek sekretnym wyjściem, które wcześniej pokazał mi James i ruszyłam pod Bijącą Wierzbę. Zrobiłam tak jak mi pokazali chłopcy. Gałęzie się zatrzymały pokazując korytarz. Weszłam do Wrzeszczącej Chaty.
Już na mnie czekali. Remus wyglądał źle. Był blady i wykończony.
- Udało ci się?- uśmiechnął się James.
- Jak widać - wzruszyłam ramionami.
- Nadal uważam, że to zły pomysł.
- Zawsze to mówisz Remik - stwierdził znudzony Syriusz. Uśmiechnęłam się lekko.
- Ale nie wiemy jak wilkołak zareaguje na nowe zwierzę - spojrzał na mnie.
- Będzie dobrze. Nic mi nie będzie - oznajmiłam pewnie i odłożyłam spakowane rzeczy do szafki.
- Możesz się jeszcze wycofać - zauważył z nadzieją.
- Wiem ale nie zrobię tego. Nie mam takiego zamiaru. Poza tym jak już wcześniej wspominałam ale chyba nie dotarło do ciebie jesteśmy przyjaciółmi - stuknęłam Lupina w czoło. Uśmiechnął się słabo.
- Zaczyna się.
Chłopak usiadł na podłodze. Zrobiliśmy to samo zmieniając się w zwierzęta. Po chwili pomieszczenie wypełnił krzyk Remusa. Na moim sercu zacisnęły się żal i strach. Nigdy więcej nie chciałam tego słyszeć. Jednak zdawałam sobie sprawę, że jest to niemożliwe. Zamknęłam oczy. Kiedy je otworzyłam zamiast chłopaka na podłodze stał wilkołak. Podszedł do mnie warcząc. Przeszedł mnie dreszcz ale starałam się opanować strach. To był Remus. Nie żaden dziki zwierz. Przez chwilę mierzyliśmy się na spojrzenia. Pierwszy odpuścił i wyszedł na zewnątrz. Ruszyliśmy za nim rozglądając się i wyszukując niebezpieczeństw. Weszliśmy w ciemny las. Nigdy tu nie byłam, i teraz zaczęłam tego żałować. Las wprost emanował magią.
Spacerowaliśmy wygłupiając się w zwierzęcych formach. Remus szybko przyzwyczaił się do mojej obecności.
Do chaty wróciliśmy dopiero przed świtem. Od razu po przemianie pomogliśmy przedostać się Lupinowi niepostrzeżenie do skrzydła szpitalnego. Remus został pod opieką Pomfrey, a my poszliśmy się spakować i chwilę pospać. Coś czuję, że bez kawy i słodyczy się nie obejdzie. Nie tym razem.

Bianca Black i HuncwociWhere stories live. Discover now