11

2.6K 140 1
                                    

Obudziłam się na łóżku obok Syriusza w jego dormitorium. Typowo. Wczoraj była niedziela i wygłupialiśmy się do wieczora. Nie chciało mi się wracać do siebie, więc nocowałam u nich. Powinnam popracować nad swoim lenistwem. Przeciągnełam się powoli zerkając na pogodę za oknem odpowiednią dla połowy października. Deszcz i jeszcze raz deszcz.
- Au - cofnęłam łokieć w momencie w którym zderzył się z nosem Syriusza.
- Wybacz - posłałam mu uśmiech.
- Reszta śpi?- spytał chłopak przecierając oczy i siadając tak jak ja.
Rozejrzałam się. Peter delikatnie pochrapywał tuląc do siebie pudełko po początkach. James mamrotał imię Lili pod nosem, a Remus kręcił się na łóżku zrzucając z siebie poły pościeli.
- Tak.
- Myślisz o tym samym co ja?- spytał z szatańskim uśmiechem.
- Nie, ja nie myślę o panienkach - oznajmiłam od razu, wyciągajac ręce w obronnym geście.
- Ej, chodziło mi o to żeby ich jakoś obudzić - obruszył się chłopak wstając.- i wcale nie myślę o panienkach.
- Jasne, już ci wierzę - przewróciłam oczami dołaczając do niego.
Skierowaliśmy się do łazienki, zmieniliśmy szczoteczki w pistolety na wodę i je napełniliśmy.
- Będą źli?- spytałam stając nad Remusem.
- Gdzie tam - machnął ręką.- będą mega źli -dodał po chwili.
- Pocieszające - zauważyłam krzywiąc się.
- Na trzy - zaczął Syriusz.
- Raz - założyłam palce na spust.
- Dwa - chłopak wycelował jednym pistoletem w James'a, a drugim w Peter'a
- Trzy - krzyknełam i nacisneliśmy spusty.
Po pokoju rozniósł się krzyk chłopców. Oblewaliśmy ich wodą dopóki się nie skończyła.
- Co na Merlina?!- krzyknął James przeczesując mokre włosy.- Syriusz, Bianca!!
- To my spadamy - oznajmił mój brat i trzymając mnie za rękę wybiegł z dormitorium.
Na czas bliżej nie określony postanowiliśmy schronić się u mnie w pokoju, ewentualnie w szafie.
- Lilka nie wpuszczaj mi tu żadnego Huncwota - oznajmiłam jeszcze za nim zamknęłam z sobą drzwi.
- Co? Co wyście zrobili?- dziewczyna zmierzyła nas spojrzeniem surowej matki z nad książki.
- My nic - Syriusz machnął lekceważąco ręką blokując drzwi zaklęciem.
- Ty się lepiej ciesz, że Dorcas i Ann nocowały u swoich koleżanek, gdyby tu były nie dałyby ci spokoju - mruknęła Evans spoglądając na Syriusza.
- Dzięki ci Merlinie - chłopak wzniósł oczy ku niebu.
- Długo zamierzacie się chować?- spytała po pięciu minutach ciszy Lily nie odrywając wzroku od książki.
- Do śniadania. Potem im przejdzie.
- Chyba - dorzuciłam sprawdzając jak dużo miejsca jest w szafiem.
- Potem im chyba przejdzie - poprawił się Syriusz.
- To dowiem się co zrobiliście?
Nie mając nic innego do roboty powiedzieliśmy jej.
- W jednak jesteście jak dzieci - stwierdziła ze śmiechem.
- To komplement czy obraza?- podniosłam brwi.
- Jak myślisz?
Po następnych minutach ciszy w końcu zegar wybił upragnioną godzinę.
- Możemy iść na śniadanie - oznajmiłam wstając ze swojego łóżka.
Skierowaliśmy się do wielkiej sali nad wyraz ostrożnie. Nie mieliśmy ochoty nabrać się na jakiś głupi kawał. Nasi przyjaciele jednak już jedli. I wyglądali jakby nic się nie stało. To nie wróżyło za dobrze. Usiadliśmy obok nich.
- Jak tam?- spytałam z uśmiechem i podebrałam Lupinowi tosta z masłem.
- Ej? Dlaczego ty mnie okradasz?
- Bo tak - wyszczerzyłam zęby i wgryzłam się w kromkę.
- Dlaczego zimną wodą?- spytał z wyrzutem James robiąc zbolałą minę. Zaśmialiśmy się.
- Muszę przyznać to był niezły sposób na pobudkę - oznajmił Potter kiedy się uspokoiliśmy.- ale...
- Ale??- wychyliłam się w jego kierunku.
- Nigdy więcej - pstryknął mnie w nos.
- Nawet jeśli byłaby sytuacja kryzysowa?
- Niby jaka?- zaciekawił się blondyn siedzący obok mnie.
- Pomyśl Remik. Gdyby tak zabrakło słodyczy albo kawy albo z zoo uciekła by latająca koala. Potrzebowałabym was do złapania tego upartego, leniwego zwierzaka - powiedziałam poważnie. Cała czwórka plus Lily spojrzała na mnie jak na wariatkę
- A ty wiesz, że latające koale nie..- zakryłam Remusowi usta za nim zdarzył dokończyć zdanie.
- Jeśli jedna z nich tu jest. Obrazi się i nie przyniesie kawy, a tym bardziej cuksów - nadal byłam poważna. Chłopak wytrzeszczał oczy. Wzięłam do ust nadgryzionego tosta i zaczęłam go kończyć.
- Merlinie moja siostra zwariowała - wymamrotał Syriusz nadal się we mnie wpatrując.
- Spadaj pajacu - uśmiechnęłam się wstając i ciągnąc za sobą Lilkę opuściłam salę.
Po lekcjach, które jak zawsze były nieco nudne poszłam się przejść na błonia. Kiedy podmuch wiatru zakręcił mi włosy zaczęłam żałować, że nie wzięłam bluzy ani dłuższych spodni. Sama prosiłam się o przeziębienie albo o coś poważniejszego. Skierowałam się pod drzewo Huncwotów nadaliśmy mu taką nazwę kiedy zaczęliśmy tam przewidywać bardzo często. Każdy musi mieć jakiś azyl, to drzewo było naszym. Przysiadłam pod nim i zamknęłam oczy. Peter cały dzień łaził za mną i wypytywał o szczegóły o koalach. To miło ale po kilku godzinach zrobiło się irytujące, więc wysłałam go na pączki.
Moje myśli samoistnie podążyły do naszyjnika. Wyjęłam go z pod bluzki i zaczęłam obracać w placach. Przez słowa Khalidy nie byłam pewna co do swojej przyszłości. Westchnęłam zmęczona i schowałam wisior. To wszystko powoli mnie męczyło.
Nagle poczułam, że ktoś mnie podnosi. Otworzyłam gwałtownie oczy.
- Remus - zostałam przewieszona przez ramię jak worek ziemniaków.
- Remus postaw mnie - uderzyłam go w plecy i zaczęłam się kręcić ale skubany nie chciał mnie puścić.
- Nie. Myślałaś, że wam odpuścimy? - zobaczyłam jezioro, w którego kierunku niebezpiecznie się zbliżaliśmy. Obok tafli stał Syriusz trzymany przez James'a i Peter'a.
- Remik no. Dogadajmy się. Rozejm za czekoladę? Dwie czekolady? - nie usłyszałam odpowiedzi, ponieważ wylądowałam w lodowatej wodzie. Najpierw poczułam ból w całym ciele, potem zastąpił go ogromny chłód. Zaczęłam machać rękoma by dostać się na powierzchnię. Wynurzyłam się i zaczęłam kasłać. Obok mnie pojawił się Syriusz. Włosy okalały jego twarz a on sam trząsł się z zimna. Potarłam ramiona i ciągnąc za sobą brata wyszłam z wody. Było mi zimno. Wiatr przedostał się przez moje ubrania powodując gęsią skórkę. Podskoczyłam zmarznięta. Wkurzona spojrzałam na przyjaciół i poczłapałam za bratem do szkoły.
- Idioci, bałwany, kurduple, rodzynki, knedle, smerfiki. Nie smerfiki są fajne - mamrotałam, podskakując przy mocniejszym podmuchu wiatru. Zabije ich. Już po nich. 

Syriusz i ja rozdzieliliśmy się przed naszymi pokojami. Chłopak wyglądał na zmęczonego. Sama się tak czułam.
Kiedy tylko przekroczyłam próg dormitorium Dorcas i Ann zaczęły narzekać na wodę kapiącą na podłogę.
- Wytrę. Kiedyś - mruknęłam i wyjęłam ręcznik. Owinęłam się nim ciasno i opadłam na łóżko. Z łazienki wyszła Evans.
- Co ci się stało?- spytała zmartwiona siadając obok. Opowiedziałam jej o kawale chłopców.
- Idioci. Możesz się rozchorować.
Nie wiedziałam, że będzie miała rację.

Bianca Black i HuncwociDonde viven las historias. Descúbrelo ahora