XV. Piękny jak grecki posąg

539 50 60
                                    

ANGLIA, Posiadłość Holmesów, rok 1916

           Słońce ledwo wychyliło za horyzont, a Sherlock już siedział przy swoim starym biurku. Wzrok miał wbity w prawie pustą kartkę papieru, w ręce ściskał pióro.

Szanowny Doktorze Watsonie.

Tylko tyle udało mu się napisać. Nie mógł zdobyć się na więcej. Jego lekarz także odradzał wszelkie kontakty z owym mężczyzną. Mimo to Sherlock pragnął wytłumaczyć swoją postawę. Nawet jeśli Johna obchodziło to tyle co zeszłoroczny śnieg. Chciał, żeby wszyscy mieli jasny obraz sytuacji. Chciał mu powiedzieć dlaczego to zrobił.

Ciche pukanie wyrwało go z objęć słodkiego otępienie, które pozwoliło mu się zanurzyć w odmęcie dawnych wspomnień. Wtedy kiedy był jeszcze studentem. Wtedy kiedy John Watson był obok.

– Mogę...? – Delikatny, znajomy głos kobiety rozproszył się, po dawno nieużywanej sypialni.

Sherlock skinął głową, poznając, że to Panna Hooper. Następnie w pośpiechu schował napoczętą kartkę.

– Paniczu Holmes... Twoje... Pana transport przyjechał wcześniej. Kierowca już czeka na dole.

Holmes uśmiechnął się delikatnie. Molly Hooper była taka miła i uprzejma. Nawet po tylu latach jego nieobecności, wciąż nie zmieniła swojego przyjacielskiego nastawienia.

– Dziękuję Molly – powiedział, wstając od stołu – Jesteś wspaniała. Jak zawsze zresztą.

Młoda kobieta zarumieniła się, gdy Sherlock podszedł do niej. Pochylił się nad nią. Był sporo wyższy.

– Żegnaj, Molly. – Ucałował ją delikatnie w policzek – Londyn czeka.

Szatynka skinęła głową, gdy Sherlock odsunął się od niej. Zobaczył, że jej oczy są czerwone, a po rumianych policzkach płynął łzy. Kompletnie nie wiedział co powiedzieć.

Dziewczyna wygładziła rękami połacie szmaragdowej sukni i uśmiechnęła się, ignorując łzy.

– To na stałe? – zapytała po chwili.

– Obawiam się, że tak.

– Jasne. Zawsze tego chciałeś...

Sherlock chciał coś powiedzieć, ale tak naprawdę nie było już niczego, o czym mógłby wspomnieć. Panna Hooper zawsze była jego przyjaciółką, znali się od dzieciństwa. Kontakt urwał się im, gdy wyjechał na studia, ale za każdym razem, gdy wracał, ona czekała. Ich matki miały nawet w planach zeswatanie ich, ale w czasie, gdy Holmes błąkał się po Europie, Hooperowie znaleźli męża dla córki. Teraz było już za późno na wytłumaczenie, przeprosiny, czy cokolwiek innego. Holmes nie miał zamiaru przysparzać jej jeszcze więcej problemów i bólu.

Choć najwidoczniej tylko to potrafił.

***

      Słońce, śpiew ptaków i Pani Martha siedząca w kuchni. W ten sposób John Watson rozpoczął swój dzień – jeśli można powiedzieć tak po nieprzespanej nocy.

Siedział na krześle w rogu pokoju. Zamyślony i zupełnie inny niż zazwyczaj. Gospodyni nie miała pojęcia, co jeszcze może dla niego zrobić. Zaparzyła ziółka, wyjęła zapas kakao z metalowej puszki, którą trzymała w schowku na Święta. Potem mocno przytuliła swojego lokatora.

Mimo to John Watson wciąż nie wydobył z siebie ani słowa. Nic, a nic.

– Jesteś pewien, że nie chcesz o tym porozmawiać? – zapytała w końcu.

You've reached the end of published parts.

⏰ Last updated: Aug 16, 2019 ⏰

Add this story to your Library to get notified about new parts!

CAN'T HELP//johnlock Where stories live. Discover now