II. Nowi znajomi

763 93 45
                                    

Gdy John wszedł do środka, zrozumiał czemu Sherlock zwykł przesiadywać u Lestrade'a.

Pomieszczenie nie było zbyt przestronne, a wszechobecny nieład skutecznie utrudniał jakiekolwiek manewry. Pod nogami leżały gazety z ostatnich kilku miesięcy, a do ściana przyczepione były wycięte zdjęcia i zapisane kartki. Ciemność i mrok panujący w pokoju, ograniczył pole widzenia, dlatego Watson z ogromnym trudem, przeszedł kilka kroków, nie wpadając na jakiś mebel, bądź stos rupieci.

Sherlock podszedł do stolika, poszperał chwilę po kieszeniach i wyjął ostrożnie pudełko zapałek, aby zapalić świeczkę. Podczas tej zajmującej czynności, blondyn z uwagą, lustrował cztery ściany w których, obecnie się znajdował.

- Wybacz mi ten... no wiesz - odłożył palącą się już świeczkę na stolik i wykonał nieokreślony ruch ręką.

Student medycyny skrzywił się lekko, gdy dzięki nowemu źródłu światła, dostrzegł słoik z podejrzanie wyglądającą zawartością.

- Czy to są...

- Tak - potwierdził Holmes przesuwając pojemnik z gałkami ocznymi w lewo.

John wyglądał jakby miał zaraz uciec. Wstrzymał oddech i rozejrzał się gorączkowo po pokoju.

Co tak właściwie skłoniło go żeby tu przyjść?

- Jeśli uważasz, że jestem mordercą to odrazu wyprowadzę cię z błędu Watsonie - rzekł opierając się o mahoniowy blat z nutką nonszelancji w głosie - jestem tylko naukowcem. Stamford nie mówił cię co studiuje? Chemia, biologia, czasem fizyka, matematyka, geologia, ogólnie wszystko co może się przydać - kontynuował - Otóż to tylko eksperyment, gałki oczne jakiegoś nieboszczyka z pobliskiego domu pogrzebowego. Poprzedzając pytanie, nie, nie ukradłem ich. Musiałem przeprowadzić... pewne obserwacje. Mam nadzieję, że nie będzie ci to przeszkadzać.

Watson szukał słów, których mógłby użyć. Nic jednak nie przychodziło mu do głowy. Sylwetkę mężczyzny podświetlały promienie księżyca, które wlatywały przez okno znajdujące się za nim.

- Lecz jeśli uważasz mnie za wariata to droga wolna - mruknął z rezygnacją.

Nowy lokator jakby otrząsnął się z pierwotnego szoku i szybko zaprzeczył, co spotkało się ze zdziwieniem właściciela płaszcza.

- Wszystko w porządku, tylko... mam nadzieję, że nie będę musiał ich więcej oglądać - powiedział niepewnie i spiął się lekko gdy jego współlokator znowu przyjrzał mu się z zainteresowaniem.

- O to już się nie martw. Skoro widok ludzkich części ciała bywa dla ciebie krępujący mogę ograniczyć wystawianie ich na widok - zaproponował uśmiechając się lekko.

- Och, byłbym niezmiernie wdzięczny. Gdzie mogę... hmnnn... spać? - mówiąc to rozejrzał się ponownie.

Po lewej znajdowało się łóżko dwupiętrowe. Z czego jedno posłanie zajęte było przez niezliczoną ilość książek, ubrań, probówek i papeterii.

- No tak, weź górne łóżko. Jutro zajmę się moim materacem...

- Nie będziesz spać? - zapytał niedowierzając.

- Nie potrzebuje tyle snu co normalni ludzie. Zresztą to tylko marnowanie czasu, który można wykorzystać bardziej produktywnie. Starczy mi kilka godzin na siedząco - wytłumaczył.

Watsona pokiwał głową.

Normalni ludzie?

Nie miał pojęcia czy Sherlock uważa się za nad człowieka, czy jak, ale wolał nie pytać i udawać, że wszystko rozumie.

CAN'T HELP//johnlock Where stories live. Discover now