Wcześniej- Nie wiem, daj mi spać.
- Ale Waaatson...
- Nawet nie wiem o co chodzi z tą walizką, poza tym, jutro na ósmą mam ostatnie praktyki do zaliczenia.
- Jesteś idiotą - powiedział znudzonym tonem.
Przyszły lekarz zmarszczył brwi. Czy powinien czuć się urażony?
- Nie przejmuj się, wszyscy jesteśmy - dodał pierwszy z nutą arogancji.
John nie wiedział co począć, został właśnie przezwany od idiotów, ale jakoś patrząc na anielską twarz Sherlocka nie umiał się obrazić.
***
Wszystko prowadziło do jednego zakładu. Sherlock był pewien, że spotka tam mordercę i patrząc na dotychczasowe osiągnięcia tegoż zbira w nakłanianiu ludzi do samobójstwa, John byłby bardzo przydatny. Jednak blondyn nie zechciał mu towarzyszyć. Ruszył więc na bój w samotności, jak to zwykł robić wcześniej. Wyszedł z akademika mając zamiar złapać przestępce na własną rękę.
Odwrócił się. Przy chodniku, zatrzymał się pojazd. Drzwi się uchyliły, a jego oczom ukazał się śmieszny człowieczek. Miał może metr sześćdziesiąt wzrostu i zabawny beret, jego twarz jednak wyrażała bardzo duże opanowanie.
- Panie Holmes, w końcu pan to rozgryzł. Przyjechałem, żeby nie robił sobie pan kłopotu z dojazdem - uśmiechnął się sztucznie.
- Więc to pan... - przyjrzał mu się z nieukrywanym podnieceniem.
- A tak, ja. Proszę wsiadać. Przejazd na mój koszt - machnął ręką nakłaniając do zajęcia miejsca obok.
- Niby dlaczego? - prychnął.
- Nalegam, jeśli chcę się pan dowiedzieć jak to zrobiłem. Wiem, że jest pan tego ciekawy. Zresztą, należy się panu. Chociażby na wzgląd, że to pana ostatnia podróż.
- Zabije mnie pan? - zapytał z lekkim rozbawieniem.
- Nie. Ja będę tylko mówił, a pan sam się zabije.
Brunet uśmiechnął się z jednym ze swoich dziwnych błysków w oku i poprawił płaszcz ruszając w kierunku wyznaczonego miejsca w samochodzie.
Gdy już się wygodnie usadowił mężczyzna ruszył w kierunku wcześniej wyśledzonego przez Sherlocka miejsca.
- Jest pan samotnikiem? Niedocenionym geniuszem? - bardziej stwierdził niż zapytał - to tak jak ja. Zwykły kierowca, w starej marynarce i berecie. Nikt by się nie spodziewał prawda? Każdy ufa plecom, idealna przykrywka dla seryjnego mordercy.
***
- Czemu tu jesteśmy? - zapytał wyczekująco.
- Pana fan pozdrawia.
- Jaki fan? Kto to?
- Tego już nie mogę niestety zdradzić - westchnął i skinął głową na dwie tabletki, które leżały na stole i kaszlnął w chusteczkę.
- Po co ci to wszystko? Czemu... ach! Już rozumiem. Ty umierasz - zerknął na chusteczkę, która zabarwiła się plamami krwi.
- Wszyscy umieramy - zaśmiał się.
- Ile ci zostało? - zapytał składając dłonie w piramidkę i opierając łokcie na stole.
- Niewiele. Gruźlica - westchnął.
- I co ci po tych morderstwach?
- Widzisz, moje dzieci nie dostaną po mnie praktycznie nic.
- Wydaję mi się, że seryjny morderca nie zarabia zbyt wiele. Mylę się?
YOU ARE READING
CAN'T HELP//johnlock
FanfictionRok 1913. Podczas dyskusji u dziekana na której John Watson znalazł się całkiem przypadkiem, poznaje ciekawskiego i aroganckiego bruneta - swojego przyszłego współlokatora. Tak nietypowego jak owa dyskusja, a także bez przerwy powracające pytanie "C...