VI. Wypalone schematy

599 69 19
                                    

Po nocy spędzonej na tańcu przy klasycznej muzyce wrócili nad ranem do posiadłości śmiejąc się i obejmując. Nikt nie zauważył ich zniknięcia, nikt prócz Mycrofta, który ochrzanił Sherlocka i zamknął Johna w pokoju dla gości. Blondyn z ledwością trafił do łóżka i zasnął natychmiast.

***

POSIADŁOŚĆ HOLMESÓW Dzień Bożego Narodzenia rok 1913

- Miło było - powiedziała brunetka uśmiechając się lekko.

- Yhmn - poczuł jak zaczyna się rumienić.

Holmes odchrząknął jakby w panicznym akcie zwrócenia na siebie uwagi.

- Dowidzenia - pożegnał się całując pannę Holmes w dłoń, po czym uczynił to samo z bladą i pokrytą żyłami ręką gospodyni.

Kobiety przykucneły z gracją. Przyszła kolej na bruneta. Ten odziany w ciemnym fiolet swej koszuli skłonił się lekko i dygnął niby baletnica, przyćmiewając swym wdziękiem wszystkich w pomieszczeniu.

- Dozobaczenia po świętach Holmes - rzekł blondyn wyciągając dłoń w jego stronę.

Mężczyzna nic nie powiedział. Ścisnął machinalnie jego palce w swym władczym uścisku i odprowadził go wzrokiem do drzwi.

Po chwili jednak - gdy kobiety wróciły do zajęć, a walizki gościa zniknęły z podjazdu- wybiegł z posiadłości, aby w ostatniej chwili pomachać za odjeżdżającym pojazdem. Pasażer odmachał mu także, zaśmiewając się radośnie pod nosem.*

***

Watson nie miał absolutnego pojęcia czemu wczoraj w towarzystwie przyjaciela czuł się tak znakomicie. Co prawda, rano obudziło go nie tylko zmęczenie i ból głowy - czyli skutki wczorajszej nocy - ale także dziwne wyrzuty sumienia. Mimo tego, iż był przeświadczony o tym, iż nie powinni się tak zachowywać, bo gentelmenom nie wypada, to nie był do końca pewien czy było to złe i nie na miejscu.

Podczas podróży na miejsce docelowe, którym była jego rodzinna willa (z tym wyjątkiem, że już nie taka rodzinna) przejrzał swoje notatki oprawione w musztardową okładkę. Bezczelny wiatr wpadł gwałtownie przez okna przewertowując dziennik niczym wybitny księgowy.**

Z pomiędzy kremowych kartek wymskneła się stara, aczkolwiek dobrze zachowana fotografia. Mężczyzna ujął ją w dwa palce gładząc twarz kobiety kciukiem.

- Gdybyś tu była mamo - westchnął.

Zdjęcie przedstawiało uśmiechniętą kobietę o włosach w kolorze tlenionego blondu trzymającą na kolanach małego chłopca i obejmująca stojącą obok dziewczynkę w sukience po której piąły się kwieciste wzory.

Otarł łzę, która zdradliwie pomknęła po jego policzku i niby ze wstydem schował szybko zdjęcie oraz wspomnienia.

Pojazd podjechał pod posiadłość. Sama podróż nie należała do najlżejszych. Przez nieszczelne okna i drzwiczki wdzierał się mróz, a twarda ławka obita skórą przyprawiała go o ból pleców. Wstał chwiejnie zostawiając za sobą koc i wyciągnął się niczym złożony od lat klaun-zabawka na sprężynce.

- Witaj John! - powitał go łagodny głos, gdy tylko przekroczył próg.

Dziewczyna obcałowała jego rumiane policzki na amen i uściskała mocno. Nie tego spodziewał się po swojej siostrze. Szczerze mówiąc nawet nie był pewien czy w ogóle przyjedzie.

- Przyjechałam z Londynu na Święta - wytłumaczyła pospiesznie.

Watson przyjrzał się jej badawczo. Nie czuł od niej alkoholu, ani tanich perfum.

CAN'T HELP//johnlock Kde žijí příběhy. Začni objevovat