XIII. Bliźniaczy zachód

411 59 101
                                    

            John Watson był w zbyt wielkim szoku żeby cokolwiek powiedzieć. Przez chwilę myślał, że się przesłyszał, ale wiedział że to nie prawda.

– Wszystko dobrze? – spytała kobieta – znał pan któregoś z nich?

Blondyn pokiwał tylko niemo głową. Poczuł ucisk w gardle i żołądku na zasłyszaną przeszłą formę. Formę jakiej używa się przy mówieniu o nieboszczykach. Ludziach którzy byli, ale już ich nie ma.

– Ja... muszę wysiąść – wyrzucił z siebie – proszę się zatrzymać! Mam tutaj blisko zbiórkę. Muszę się przewietrzyć.

Woźnica zajechał na chodnik i zatrzymał konie wedle polecenia. John zaczął nerwowo szukać drobnych po kieszeniach.

– Nie trzeba, ja zapłacę – oznajmiła kobieta i uśmiechnęła się smutno do mężczyzny – niech pan sobie poukłada wszystko w głowie.

– Dziękuję... Pani godność?

– Hudson, Martha Hudson.

– Odwdzięczę się, gdzie będę mógł Panią znaleźć? – zapytał nieco mniej roztrzęsiony.

– Na Baker Street, prowadzę dom – odrzekła – a teraz idź, niech Bóg ci błogosławi młodzieńcze. Wybierz dobrze.

John uśmiechnął się lekko i wysiadł. Następnie obrócił się jeszcze za siebie i ukłonił w pas.

– Do zobaczenia.

***

              John nie mógł sobie jednak tego poukładać. Patrzył się w dal siedząc na ławce w parku. Czy to działo się naprawdę?

Watson nie był w stanie opowiedzieć. Powstrzymując się od łez wyjął z torby swój musztardowy dziennik przyglądając się niepewnie okładce.

Następnie tak jak zawsze, przewertował kremowe kartki szukając zdjęć. Najpierw znalazł te ze świętej pamięci matką, ale to nie ich szukał.

Wreszcie spojrzał na poważne, legitymacjne zdjęcie młodego Holmesa. Było to zdjęcie rocznikowe, zrobione po pierwszym semestrze, zanim został wywalony ze szkoły. Blondyn pogładził fotografie dłonią.

Wtedy wszystkie wspomnienia wróciły.

***

PRZERWA LETNIO-WIOSENNA Posiadłość Holmesów rok 1914

Po olśniewającym przyjęciu, które urządziła pani Holmes, kolejnego dnia, goście zebrali się na wczesnym obiedzie. Stół był bogato zastawiony różnego rodzaju mięsiwem, drogim alkoholem i egzotycznymi owocami.

Mimo to gości było niewielu. W zasadzie, prócz przyjaciół Euros oraz dobrych znajomych gospodyni, tylko John nie był domownikiem.

– Więc jak to jest – zaczęła urocza, czerwonowłosa i bardzo młoda dziewczyna – jest pan lekarzem?

John otarł rąbkiem serwetki usta i uśmiechnął się.

– Jeszcze nie, jednak już prawie – odrzekł.

– A pan Holmes jeśli wolno spytać?

Sherlock westchnął gdy tylko zobaczył przenikliwe spojrzenie wścibskiej Katherine.

– Naukowcem, botanikiem, odkrywcą – wymienił pobieżnie – ale przede wszystkim detektywem.

CAN'T HELP//johnlock Tempat cerita menjadi hidup. Temukan sekarang