7. Moody

81 17 13
                                    

Postanowiłem pokazać Elizabeth ogród na końcu, wiedząc, że może jej się tam spodobać. Pewnie zostanie tam też dłuższą chwilę, więc będę mógł pobyć trochę sam.
Ruszyliśmy schodami w dół, kierując się w stronę kuchni. Ja poszedłem pierwszy ze względu na to, że znałem drogę. Nie była ona taka prosta, ja sam ogarnąłem ją dopiero po paru dniach. Dziewczyna szła kilka schodków za mną. Wyglądała bardzo zabawnie, rozglądając się co chwilę na lewo i prawo. Wiem jednak, że będąc na jej miejscu też bym tak robił.
Z kuchni unosił się wspaniały zapach pieczonej kaczki I chyba sosu sojowego, ale nie byłem pewny. Uniosłem głowę wysoko I wciągnąłem zapach. Elizabeth zrobiła to w tym samym momencie co ja. Parsknęła śmiechem zza moich pleców, chciała zrobić to cicho, ale pogłos poniósł się po całej długości schodów.
- Z czego się śmiejesz? – spytałem, mając nadzieję, że nie ze mnie. Szła za mną, więc nie do końca widziałem jej twarz.
- Z niczego. – Kątem oka dojrzałem Jak przygryza lekko wargę żeby nie wydać z siebie dźwięku. Poczułem jak ciepło rozchodzi mi się w końcówki uszu. Wyobrażałem sobie, że robią się czerwone. Zmarszczyłem brwi. Nie lubię nie wiedzieć O co komuś chodzi, zwłaszcza, jeśli jest to o mnie. I w dodatku jeżeli robi to osoba, która poznałem parę chwil temu.
Po chwili jednak postanowiłem nie zrażać się do dziewczyny, bo w końcu to dopiero pierwsze wrażenia (czasem są one mylne) no i ostatnio często mam wahania nastrojów.
Z takimi myślami I pogodniejszą twarzą wszedłem do kuchni a za mną cicho wślizgnęła się Elizabeth. Kurczę, zapomniałem o przytrzymaniu drzwi. Moje maniery legły w gruzach.
Kim, skośnooka Azjatka mieszała coś w garnku, a jej mała, jedenastoletnia córeczka Naomi kroiła sałatę pekińską. Niesamowicie sobie radziły w kuchni jako duet, gotując dla kilkunastu osób. Słysząc nasze kroki jak na zawołanie odwróciły się, a lekko zmęczona twarz Kim rozjaśniła się widząc gości.
- Shawn! Dobrze mi cię widzieć! A kto tu? – spytała, z uśmiechem patrząc na Elizabeth, która szczerzyła się obok do oczarowanej dziewczynki. W tym domu nieczęsto spotykała młode dziewczyny, ponieważ w sprzątaniu pomagały nieco starsze kobiety, które nie przepadły za gadulstwem i energią małej Koreanki. O ile Naomi bez problemu posługiwała się językiem Polskim, o tyle Kim miała czasami drobny problem z gramatyką.
- Mi panią również! To Elizabeth, będzie mi pomagać w... hmm, sprawach medycznych.
- Aaa, ja rozumiem, rozumiem. – odpowiedziała I puściła mi oczko, wracając do swoich zajęć. Na te słowa znowu zacząłem się rumienić. Dobrze że dziewczyna była zajęta rozmawianiem z Naomi, bo spaliłbym się ze wstydu. Zdenerwowałem się trochę. To nie tak miało być, wszyscy nagle zaczynają zachowywać się inaczej. Ledwo przyszła jakaś dziewczyna, a już każdy widzi w niej potencjalną drugą połówkę dla mnie. Dobre sobie. W dodatku będzie jeszcze teraz wszędzie za mną chodzić. Po co ja się w ogóle na takie coś zgadzałem...
Bez słowa wyszedłem, nie zwracając uwagi na Elizabeth, która pomachała jeszcze Naomi na pożegnanie, rzuciła szybkie ‘do widzenia!’ W stronę Kim I pośpieszyła za mną. Dopiero po paru krokach zreflektowałem się, ze znowu wyszedłem na nieuprzejmego I niekulturalnego gościa, zupełnie innego, niż pokazują w telewizji. Postanowiłem opanować się, bo to zupełnie nie byłem ja. Było mi trochę wstyd. Idąc w stronę pralni, magazynków na rzeczy do sprzątania I innych podobnych pomieszczeń sumiennie przykazałem sobie poprawę zachowania.
Oprowadzanie poszło mi wyjątkowo dobrze. Byłem miły i miałem nadzieję, że zatarłem poprzednie wrażenie, zwłaszcza, że za każdym razem przytrzymywałem jej drzwi.
Ostatnią rzeczą był ogród, który dumnie pokazałem Elizabeth. Humor znacznie mi się poprawił, bo natura jest rzeczą bardzo mi bliską I wprowadzająca pokój i równowagę w moim życiu. Dziewczynie chyba też się spodobał, bo otworzyła szeroko oczy i buzię.
- Ładny, prawda? – spytałem, uśmiechając się pod nosem.
- Ładny? On jest CUDOWNY!! – prawie wykrzyknęła Elizabeth. – ile tu kwiatów i zieleni!
- Czasami lubię się nim sam zajmować, chociaż nie zawsze mam czas. – odparłem, idąc dalej ścieżką wyłożoną białymi i fluorescencyjnymi kamykami.    - Tu jest też altana, miło się spędza w niej czas w lato.  Jak może zauważyłaś ogród jest bardzo duży, ale naprawdę super. Czasami jak mam luźniejszy dzień to zajmuję się nim sam. Chociaż teraz na jesień grabienie go całego to będzie wyzwanie!
Zaśmialiśmy się oboje. Nawet przyjemnie mi się tak chodziło, byłem dumny móc pokazać jej to, w co wkładałem dużo pracy.
- A I tam widzisz balkon, jest duży I na lato można na nim się opalać. – dodałem, wskazując w górę na wielki balkon z ładnymi, drewnianymi zdobieniami  na barierkach. Miałem co prawda nadzieję, że dziewczyna nie będzie musiała być tu aż do lata, byłem prawie pewny, że do tego czasu wyzdrowieję. Muszę po prostu trochę odpocząć I nie przemęczać się, a wszystko z czasem minie. Całkiem niedługo jednak miałem się przekonać, jak bardzo się wtedy myliłem.






OTO WIELKI POWRÓT! ♡ Bardzo się cieszymy że udało nam się zmobilizować i teraz pełną parą zabieramy się do pisania! Bardzo dziękujemy za wsparcie kilku z was, niesamowicie nas to popchnęło do działania. Do zobaczenia wkrótce! ~ K.

P.S. Naprawdę polecamy włączać sobie muzykę w tle, specjalnie ją dobieramy do każdego rozdziału! 😉

Muzyka w tle:
River by Charlie Puth

My Medical Romance | S.M.Where stories live. Discover now