Rozdział 37 "Depresyjna Ania"

156 13 4
                                    

Czas po pogrzebie Kuby, był jednocześnie bardzo trudny dla mnie, ale i niepokojąco znajomy. Wszystko co wtedy czułam nie było mi obce. I chyba właśnie fakt, że straciłam tak wiele ważnych osób, wprowadzał mnie w jeszcze większą depresję. Prawie wszystko w domu kojarzyło mi się z Kubą, ale najbardziej cierpiałam, gdy patrzyłam na jego motocykl i uświadamiałam sobie, że już nigdy go na nim nie zobaczę. Wiem, że on bywał niemiły i chamski, ale przez pewien czas ja, Kuba i Mia tworzyliśmy rodzinę, więc nie mogłam tak po prostu o nim zapomnieć.

–Aniu, gdzie Ty znowu idziesz? – zapytała zatroskana mama, kiedy zobaczyła mnie przy drzwiach wyjściowych, gdy ubierałam płaszcz.

–Na cmentarz. – odparłam beznamiętnie.

–Dziecko, chodzisz tam prawie codziennie. Odpuść sobie dzisiaj. Jest zimno. – próbowałam zignorować złość, która wzbierała we mnie za każdym razem, kiedy ktoś mówił mi, żebym DZIŚ sobie odpuściła. Nie odezwałam się, po prostu zaczęłam zakładać buty. "IDĘ! Choćby nie wiem co!" – pomyślałam. Mama głośno westchnęła. –Nie mam już do Ciebie siły. – milczałam. Moje myśli skupiły się na tym, że muszę kupić znicza.
Gdy już się ubrałam spojrzałam w lustro wiszące na ścianie nieopodal drzwi wejściowych. Zobaczyłam w nim szczupłą dziewczynę z podkrążonymi oczami, potarganymi włosami związanymi w nieestetyczny kok oraz smutnym spojrzeniem. Patrząc na samą siebie poczułam jeszcze większą nostalgię. Spuściłam wzrok i już miałam zamiar wychodzić, gdy usłyszałam, jak zrezygnowana mama woła Alvaro na pomoc. –Aniu, poczekaj. – powiedziała do mnie. Stałam zwrócona twarzą w stronę drzwi wejściowych. Nie chciałam jej słuchać, a tym bardziej Alvi'ego, który w ogóle mnie nie rozumiał.
Po chwili usłyszałam, jak ktoś zbiega z góry, a sekundę później poczułam czyjąś obecność za plecami.

–Ana... – zaczął spokojnym głosem Alvaro, po czym położył dłoń na moim ramieniu. –Gdzie idziesz? – przełknęłam ślinę i poczułam, jak łzy napływają mi do oczu. Nie mogłam pozbyć się poczucia winy. Czułam, że moim obowiązkiem jest chodzić na grób Kuby. Byłam mu to winna, ponieważ zginął dla mnie. Co więcej mogłam zrobić? Pragnęłam móc go przeprosić i wynagrodzić mu śmierć. Tylko o tym wtedy myślałam.

–Do Kuby, idę do Kuby. – odparłam. Mój głos przypominał odpowiedź robota albo człowieka obłąkanego.

–Przecież byłaś tam wczoraj. – zamknęłam oczy, a samotna łza słynęłam po moim policzku. Dolna warga zaczęła mi drzeć, coraz mocniej zaciskałam zęby i oczy w nadziei, że tym razem dam radę się nie rozpłakać.

–Muszę tam iść. Jestem mu to winna. – odparłam przez zęby. Alvaro wziął głęboki oddech.

–Niczego mu nie jesteś winna. Proszę, rozbierz się i odpuść sobie dzisiaj ten cmentarz.

–Nie mogę.

–Dlaczego?

–Bo... – przełknęłam ślinę. –Jestem mu to winna.

–Ana, proszę Cię. Prawie nie jesz, nie śpisz...Jesteś wykończona. Powinnaś odpocząć.

–Muszę tam pójść...

–Ana, spójrz na mnie. – zamknęłam oczy. Czułam, że jestem bliska płaczu. –Ana... – Alvaro zrobił kilka kroków do przodu, aż staną na przeciwko mnie. Spuściłam wzrok. –Martwię się o Ciebie. Już nie wiem co mam robić.

–Pozwól mi tam iść, proszę. – powiedziałam.

–Kochanie. – Alvaro chwycił mój podbródek i pociągnął go do góry. –Musisz wziąć się w garść. Mia Cię potrzebuje, ja Cię potrzebuje...Skup się żywych, a nie na... – zawahał się na chwilę. – zmarłych. Kuba sam podjął decyzję, że chce spłacić ten dług, zrobił to świadomie. Proszę Cię wróć do mnie.

Zapomnij, jeśli kochasz. || Alvaro SolerWhere stories live. Discover now