Rozdział 39 "Dla Ciebie wszystko."

168 15 3
                                    

Uśmiechnęłam się na wspomnienie o zaręczynach.

–To było niesamowite doświadczenie. – stwierdziłam.

–Żałuję, że tego nie widziałam. Eh, niedługo wyjedziesz do Barcelony.

–Tak, ale będę tu wracać.

–No wiem, jednak to nie to samo. – podeszłam do Marty i mocno ją przytuliłam. –Będę za Tobą tęsknić, wiesz?

–Wiem, ja za Tobą też. Jesteś dla mnie jak siostra.

–A Ty dla mnie. – w tym momencie powietrze przeszył dźwięk zwiastujący SMS. Puściłam Martę, podeszłam do toaletki i chwyciłam telefon. Na wyświetlaczu widniała wiadomość od Alvi'ego. "Wyjechaliśmy z hotelu, za jakieś 20 minut będziemy u Ciebie." Bez emotikon ani żadnego "Kocham Cię". Stresik?

–Kto to? – zapytała Marta.

–Alvi, pisze, że już wyjechali. – wzięłam głęboki oddech i odpisałam. "Okay". Spojrzałam na moją przyjaciółkę, która nagle złapała się za brzuch i zachwiała na nogach. Natychmiast odłożyłam telefon i chwyciłam ją za rękę.

–Wszystko okay? Źle się czujesz? – zapytałam zaniepokojona.

–Tak, jest dobrze. Zakręciło mi się w głowie.

–Usiądź. – doprowadziłam ją powoli do łóżka.

–Dzięki. – odpowiedziałam, gdy usiadła. –Już mam dość tego brzucha.

–Jeszcze zapragniesz wrócić do okresu ciąży.

–O nie! Nigdy! – zaśmiałam się.

–Poczekaj aż małemu zaczną rosnąć ząbki albo gdy będzie miał kolkę... – Marta uniosła dłoń.

–Nie chce więcej wiedzieć. – uśmiechnęłam się.

–Jeszcze tylko dwa miesiące.

–O dwa miechy za długo, wolałabym, żeby już wyszedł. – pokiwałam zaprzeczalnie głową. Tak dobrze ją rozumiałam. Ciąża w czasie lata to mordęga.

Mniej więcej dwadzieścia minut później usłyszałam głośne dźwięki klaksonów samochodów. Wyjrzałam przez okno i zobaczyłam, że na podwórko zajeżdża staromodny, biały kabriolet wybrany specjalnie na tę uroczystość przez Alvaro. Na lusterkach oraz masce miał poprzyczepiane niebieskie oraz białe balony i inne ślubne dekoracje.

–Ładny ten samochód. Jaka to marka? – zapytała Marta. Uniosłam brwi.

–Nie mam pojęcia. Mercedes? Nie wiem, zapytaj Alvaro. – wtem otworzyły się drzwi do pokoju. Odwróciłam się i dostrzegłam mamę.

–Yy...Aniu, Alvaro już przyjechał także za chwilę zejdź na dół.

–Okay mamo, a gdzie Mia?

–Z Olą.

–Dobrze.

–Marta, chodź na dół pomożesz przy "sprzedaży" Panny Młodej. – uśmiechnęłam się szeroko. Jak Marta się za to weźmie, to Solerowi braknie wódki.

–Tylko wiesz! Oskub go do naga. – powiedziałam do mojej przyjaciółki.

–Dziewczyno, nie ucz ojca dzieci robić. – odparła. –Dobra, to ja spadam na dół.

–Okay. – tym sposobem zostałam sama w pokoju.

Ostatecznie zostałam sprzedana za pięć litrów wódki, co jest dość dobrym wynikiem. Wychodząc na podwórko pełne hiszpańsko– polskich gości czułam niesamowity stres. Mięśnie na całym moim ciele spięły się, serce biło szybciej niż powinno, a w buzi czułam istną pustynie. Spuściłam wzrok na kostkę brukową i starałam się choć trochę uspokoić. Dopiero wtedy dotarło do mnie, że to właśnie dziś biorę ślub. Do tej pory wizja bycia żoną wydawała mi się odległa. Dodatkowo przygotowania zagłuszyły kłębiące się w mojej głowie wątpliwości. "A co, jeśli to nie jest ten jedyny?" – pomyślałam. Natychmiast odgoniłam od siebie tą myśl, wzięłam głęboki oddech i podniosłam wzrok. Pierwszą osobą, którą ujrzałam był Alvaro. Stał jakieś dwa metry ode mnie z ogromnym uśmiechem na ustach. Ten widok wystarczył, żeby odgonić wszystkie wątpliwości. Jego błyszczące i radosne oczy dodały mi pewności siebie. Alvi miał na sobie piękny, czarny garnitur, białą koszulę oraz niebieską muszkę, kolorem pasującą do sukienki Mii.

Zapomnij, jeśli kochasz. || Alvaro SolerOù les histoires vivent. Découvrez maintenant