Rozdział 7 "Ja tak nie potrafię!"

170 16 3
                                    


Szybkim krokiem podeszłam do Kuby, uklękłam obok niego i położyłam dłoń na ramieniu.

–Wszystko ok? – zapytałam. Szczerze martwiłam się o chłopaka.

–A jak Ci się kurwa wydaje?! – zasyczał w złości. Widziałam, że jest wściekły. Wyraz jego twarzy mówił mi wszystko. Ten mężczyzna miał kłopoty, ale to nie dawało mu przyzwolenia na wyżywanie się na mnie. Kuba podniósł się do pozycji siedzącej.

–Nie musisz na mnie krzyczeć! – oznajmiłam podniesionym tonem. Chłopak spojrzał na mnie, po czym wstał. Widziałam, że wiele go kosztuje, żeby ustawić swoje ciało w pozycji stojącej. Lekko chwiał się na nogach i przez cały czas trzymał prawą dłoń na żebrach. Z jednej strony było mi go szkoda, ale z drugiej miałam świadomość, że prawdopodobnie sam wpakował się w kłopoty. Kuba cały trząsł się z bólu i złości. Nie próbował tego ukryć. Szybko oddychał, a wolną dłoń zacisnął w pięść tak mocno, że zrobiła się blada. –Kuba, co to byli za ludzie? Czego od Ciebie chcieli? – zapytałam spokojnym głosem. Chłopak spojrzał na mnie takim wzrokiem, że obleciał mnie strach. Po chwili szybkim krokiem podszedł do pobliskiej ściany i z całej siły uderzył w nią z pięści głośno przy tym krzycząc. Aż cała podskoczyłam. –Co Ty robisz?! – krzyknęłam i podeszłam do niego. Bałam się, ale nie wiedzieć czemu była pewna, że on mnie nie uderzy. Położyłam rękę na jego ramieniu. Chłopak stał plecami do mnie, obiema dłońmi opierał się o ścianę. Przez chwilę milczeliśmy. Czułam na ramieniu jak jego klatka piersiowa gwałtownie unosiła się i opadała. W pewnym momencie podniosłam wzrok i dostrzegłam krwawiące kostki chłopaka. Zrobiłam krok do przodu. –Kuba, chodź pojedziemy do mnie. Opatrzę Ci te kostki i...

–Zostaw mnie. – przerwał mi w pół zdania. Westchnęłam. Miałam wobec niego dług i nie wyobrażałam sobie, że mogłabym tak po prostu wykonać jego polecenie.

–Nie. Ty mi pomogłeś jak Magik mnie porwał... Nie zostawię Cię. – chłopak spojrzał na mnie tymi swoimi niebieskimi oczami. Zorientowałam się, że pod grubą powłoką cwaniaka kryje się spragniony czułości chłopiec. –Chodź, pójdziemy do mnie...

–Czego Ty nie rozumiesz? – Kuba oderwał się od ściany, a dłonie położył na biodrach. Zmarszczyłam brwi. –Kazałem Ci mnie zostawić! Chcę być sam!

–A ja Ci mówię, że nigdzie się nie wybieram! – jak Ty mi, tak ja Tobie. Chłopak wyginął usta w coś na kształt uśmiechu i zaprzeczalnie pokiwał głową. –Jedziemy do mnie!

–Po pierwsze, nie jedziemy, tylko jadę! A po drugie... – Kuba zaczął nerwowo wodzić wzrokiem po budynkach przed sobą. "Boże, co za uparciuch." – pomyślałam.

–A po drugie co? Posłuchaj, jesteś ranny! Te kostki trzeba opatrzeć, może nawet powinien Cię zobaczyć lekarz! Zostałeś pobity!

–Serio? No, coś Ty? A mi się wydawało, że ktoś mnie pogłaskał!

–Przestań sobie robić jaja!

–Wiesz co? Zajmij się sobą Anka, a mi daj święty spokój. – zagotowało się we mnie. Nie pamiętam, kiedy ostatni raz byłam taka wściekła. Ten facet za każdy razem doprowadzał mnie do szewskiej pasji, ale najdziwniejsze w tym wszystkim było to, że jego zachowanie działało jak afrodyzjak. Odwróciłam się i już miałam zamiar odejść, jednak w ostatniej chwili coś mnie tknęło. W mojej głowie pojawiła się pewna myśl, zdająca się być ostatnią szansą na to, żeby on pozwolił sobie pomóc. Musiałam zacząć mówić jego językiem. Odwróciłam się i szybkim tempem ruszyłam w jego stronę. Kuba zdążył już wsiąść na motor. Podeszłam do niego, a gdy tylko jego usta znajdowały się wystarczająco blisko dosłownie rzuciłam się na nie. Obiema dłońmi objęłam twarz mężczyzny. Nie protestował, pozwalałam mi się całować. Ugryzłam jego wargę, wepchnęłam język do buzi, ssałam usta, wpiłam się w nie niczym pijawka. Dłonie chłopaka wylądowały na mojej talii, jednak długo tam nie zostały i po chwili poczułam je na pośladkach. To było coś w czym Kuba czuł się, jak ryba w wodzie. W końcu oderwałam się od niego i spojrzałam mu w oczy. Szybko oddychaliśmy.

Zapomnij, jeśli kochasz. || Alvaro SolerOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz