Rozdział 35

442 21 10
                                    

Pod koniec tego samego miesiąca, Kenny już w pełni doszedł do siebie, co jakiś czas skarżąc się na ból w biodrze. Mógł jednak dawno opuścić szpital i zamieszkać razem z Clem, AJ'em, Lukiem i Russellem. Tak samo jak Luke, Kenny znalazł dobry kontakt z Conradem i Francine, jednak od baru za wszelką cenę starał się trzymać z daleka.

Clem i Rus po naukach Francine, czuli się pewniej w siodłach. Za zgodą Trippa, obydwoje zostali zwiadowcami Prescott. Tego właśnie wieczora, gdy niebo stało się ciemniejsze, widoczne na nim były gwiazdy i księżyc, Russell i Clementine ruszyli na koniach poza miasteczko.

Clem prowadziła swoją ulubioną klacz, Dianę, zaś Russell konia  zwanego Ginger Curly, którego imię nijak nie pasowało do karego ogiera z niewielką, białą łatą na nosie.

Ponieważ wieczorami było zimno, Russell miał na sobie szarą, grubą bluzę z kapturem, na którą zakładał granatową, rozpiętą, puchową kurtkę. Clementine zaś miała na sobie ciemnofioletową kurtkę z kapturem, a na szyi szalik w pionowe, czerwono białe paski.

Clementine: Co to za mina, Rus?

Russell: Nie ważne.

Clementine: Zawsze twierdzisz, że nie ważne, by potem się rozgadać. No mów, o co chodzi?

Russell: Dlaczego Tripp nie może wysyłać nas na zwiady wcześniej? Zawsze wysyła nas wieczorami.

Clementine: Dla bezpieczeństwa. Wieczorami jest ciemniej, a gdy jest ciemniej, trudniej byłoby nas wypatrzeć.

Russell: W tym szwendacze.

Clementine: Chcesz się kłócić z Trippem? Powodzenia.

Russell: Nie mówię, by nas nie wysyłał, bo sami się zgłosiliśmy, ale... ech... mógłby nas wypuszczać nim słońce całkowicie zachodzi.

Clementine: Mógłby. Przyznam się, że też bym tak wolała. Ale ma to swoje zalety.

Russell: Niby jakie?

Clementine: Spójrz w górę.

Russell i Clem spojrzeli na niebo.

Russell: Masz rację, widok na te gwiazdy ma swój urok. Ale na nic nam to, jeśli zginiemy nie widząc w ciemności szwendaczy.

Clementine: Nie trzeba ich widzieć, wystarczy je usłyszeć. To dokąd teraz?

Clementine spojrzała na znak wbity przy drodze.

Russell: Złomowisko? Jesteś pewna?

Clementine: Może będzie tam coś wartego uwagi. Odkąd jesteśmy w miasteczku, nigdy tam nie byliśmy.

Russell: Pff... no dobra.

Russell i Clementine poprowadzili konie w stronę skrętu. Tam natrafili na wjazd na teren złomowiska. Gdy zsiedli z koni, poprowadzili je w stronę drzew, by tam móc zaczepić lejce o gałęzie.

Russell: To na pewno dobry pomysł?

Clementine: Co mamy do stracenia? Nic przy sobie nie mamy, a możemy znaleźć.

Russell: Życie, bezpieczeństwo grupy?

Clementine: Inni zwiadowcy też tak robią. Musimy coś jeść. Wszyscy musimy.

Russell i Clementine weszli na teren złomowiska, zaglądając do każdego porządniej wyglądającego samochodu. Mieli w dłoniach noże, będąc gotowi ich użyć.

Clementine: Myślisz, że możemy znaleźć cokolwiek na złomowisku?

Russell: Kto wie. Przez ostatnie lata można ukryć wiele rzeczy w wielu miejscach.

Inna historia Clementine i Luke'a: The Walking Dead FanfictionOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz