Rozdział 32

420 23 19
                                    

Clementine szła przez las pokryta ciemną, cuchnącą krwią szwendacza. Rozglądała się ostrożnie, szukając i nasłuchując Luka, jednak nigdzie go nie widziała.

Nagle poczuła uścisk wokół bioder. Odruchowo sięgnęła po nóż i pistolet, robiąc krok w przód i odwracając się gwałtownie, by zaatakować. Gdy zamierzyła się na nieznajomego, poczuła uścisk na nadgarstku. Ktoś ją za niego chwycił. Wtedy dopiero Clem spojrzała na nieznajomego, który wcale nie był tak bardzo nieznajomy.

Luke: Hej, hej, spokojnie! To ja!

Clementine: Luke?!

Luke: Ciii...!

Luke zakrył usta Clementine swoją dłonią. Dziewczynka schowała pistolet do kieszeni spodni, zostawiając w dłoni nóż.

Clementine: Szwendacze się zbliżają, musimy się gdzieś ukryć.

Luke: Co z końmi? Czy one...?

Clementine: Dałam im uciec, inaczej szwendacze by je dopadły.

Luke: Więc nie ma drogi ucieczki. Żadnej.

Clementine: Nie ma w pobliżu żadnego miejsca, gdzie moglibyśmy się zaszyć?

Luke: Musimy iść dalej. Nie możemy tu zostać. Szwendacze w końcu nas zauważą.

Clementine: Prędzej ciebie, niż mnie.

Luke: Och super... więc znów musimy odwalić ten numer?

Clementine: A wolisz umrzeć?

Luke: Dobra, dobra... daj mi chwilę... bingo.

Chłopak odwrócił głowę w stronę najbliższego szwendacza, który błąkał się między drzewami. Gdy tylko Luke się zbliżył, potwór zaczął ryczeć głośniej i wyciągać w stronę chłopaka martwe dłonie. Luke zacisnął w dłoni maczetę, ucinając szwendaczowi głowę. Gdy jego ciało upadło, Luke rozciął brzuch trupa, zanurzając dłonie w środku, a następnie pokrył się tym, co z niego wyjął.

Clementine: Można się przyzwyczaić.

Luke: Do tego sposobu tak, ale do smrodu - nie.

Clementine: Pośpiesz się, idzie ich coraz więcej.

Luke podniósł się, zabierając ze sobą maczetę.

Luke: I jak?

Clementine: Powinno wystarczyć. Idziemy dalej?

Luke: Innego wyboru nie mamy.

Luke i Clem zaczęli iść powolnym krokiem przez las, nie mówiąc już do siebie ani słowa. Gdy tylko w pobliżu znajdowały się szwendacze, ignorowały ich obecność, biorąc ich za jednych ze swoich.

Im dalej w las, tym mniej szwendaczy mijali, wszystkie prawdopodobnie szły w stronę drogi. Gdy nieopodal zobaczyli dwupiętrowy, drewniany dom wybudowany na polanie wokół drzew, spojrzeli na siebie pytająco.

Podeszli bliżej, mając w rękach swoje bronie. Dom miał dwa piętra, był zrobiony z jasnego drewna, okiennice miały kolor czerwony, podobnie jak drewniane drzwi ze złotą klamką. Dachówki były koloru bordowego, a na dachu widoczny był nieduży komin.

Przed domem nie było niczego. Żadnego auta, ogródka, tylko dom. Gdy Clem chciała wejść na ganek, Luke złapał ją za ramię.

Luke: Pójdę pierwszy, Clem.

Mężczyzna wszedł na ganek ostrożnym krokiem. Clementine obeszła dom z każdej strony, podczas gdy Luke zajrzał do okien za którymi znajdowały się jedynie deski.

Inna historia Clementine i Luke'a: The Walking Dead FanfictionOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz