Rozdział 21.

2.6K 241 225
                                    

Perspektywa: Brad.

Sytuacja przed drugim wejściem do szpitala była naprawdę dramatyczna. Przestraszyłem się, że wszyscy dowiedzą się, że jestem paskudnym podglądaczem. Moja mama byłaby wściekła, gdyby się o tym dowiedziała, podobnie jak Pan Jezus. Koniecznie muszę się wyspowiadać, bo pójdę do Piekła za swoje poczynania. Denerwowałem się okropnie, ponieważ Thomas lustrował mnie wzrokiem. Czułem, jak robi mi się gorąco. Jeszcze chwila, a zaraz się wygadam. Ewentualnie zwymiotuje z tego stresu.

A to wszystko wina Minhosia!!!

Dlaczego on musi być tak bardzo pociągający i seksowny? Gdybym się w nim nie zakochał, to na pewno nie pozwoliłbym moim kolegom na podglądanie, no ale skoro Minhoś chciał się temu przyglądać, to ja też! Działałem pod wpływem jego zabójczego seksapilu, więc to jest wszystko jego wina, a nie moja.

Mógł być mniej inteligentny oraz atrakcyjny i wtedy bym się w nim nie zakochał, więc nie zgodził bym się na tą całą akcję. To jest skandal być tak zabójczo przystojnym.

Wniosek jest zatem prosty. To wszystko wina Minhosia.

Spojrzałem się ponownie na Thomasa, który wręcz wzrokiem wiercił mi dziurę w brzuchu i czułem się coraz bardziej spanikowany. Rozejrzałem się dookoła i w pewnym momencie dostrzegłem cudowny, wręcz niespotykany i bardzo rzadki okaz ważki Calopteryx spelndes, totalnie zapominając o tym, co się działo. Onieśmielony jej pięknym wyglądem, wręcz nie mogłem wytrzymać.

- Jaka piękna ważka! Muszę ją mieć! – krzyknąłem podekscytowany i wskazałem na owada palcem, po czym dostrzegłem, że odlatuje gdzieś daleko i ślad po niej zaginął.

O nie! Mój piękny okaz gdzieś uciekł! Muszę go złapać!

Niewiele więcej analizując, zacząłem za nią biec w nadziei, że gdzieś fruwa i będę mógł chociaż zrobić zdjęcie. Próbowałem zlokalizować ją wzrokiem, lecz nigdzie jej nie widziałem.

- Ważko, nie uciekaj! – powiedziałem, ale po chwili przywaliłem sobie facepalma. Jak ja mogę być tak głupi? Przecież ważki nie znają ludzkiego języka. Wciąż biegnąć przed siebie, w panice rozglądałem się dookoła, lecz nie dostrzegłem wyrastających z ziemi korzeni i potknąłem się o nie, lądując na ziemi niczym worek z kartoflami. Oczywiście zamiast podeprzeć się rękoma, ja padłem plackiem, twarzą prosto w ziemię. Poczułem, jak boli mnie buzia, a do oczu napłynęły mi łzy. Chciałem się rozpłakać, ale musiałem być silny.

Rozejrzałem się dookoła i dosłownie spanikowałem. Wszędzie były bujne rośliny i mnóstwo krzewów. Doszło do mnie, że biegłem przed siebie, nie analizując trasy i najprościej w świecie zgubiłem się.

O cholera i co ja mam zrobić?!

- Brad? Brad! – usłyszałem po chwili jednak głos Minhosia, a moje serce natychmiast zabiło szybciej. Leżałem na ziemi, cały brudny od ciemnego piachu i czekałem, aż mój rycerz przybędzie mi na ratunek. Patrzyłem przed siebie w nadziei, że za chwilę będę mógł go zobaczyć.

Panienko Przenajświętsza, zależy mu na mnie! Martwi się o mnie!!!

- Tutaj jestem. – powiedziałem dość głośno i wpadłem na świetny plan. Jeśli się rozpłacze, to Minhoś na pewno mnie przytuli. Wpadłem na kolejny pomysł i usiadłem, a właściwie to leżałem na ziemi, wyginając się niczym modelki na okładkach gazet. Być może go jakoś do siebie tym zachęcę. Nie powstrzymywałem już płynących do moich oczu łez i najprościej w świecie rozpłakałem się.

- Brad, dlaczego się tak dziwnie wyginasz? Nic Ci nie jest? – spytał chłopak, gdy już mnie odnalazł siedzącego na ziemi, po czym natychmiast do mnie podbiegł. No świetnie. Zamiast go do siebie zachęcić, to zrobiłem z siebie durnia. Cudownie. Chyba gorzej być nie mogło. – Złamałeś sobie coś? A może coś Cię boli? – zadał pytania z troską w głosie, a ja zacisnąłem usta w wąską linię i byłem wręcz zbulwersowany, że chłopak pomyślał, że sobie coś złamałem, zamiast docenić moje seksowne ciało, choć z drugiej strony kipiałem szczęściem, że tak się o mnie martwił.

Prisoner of the heart | Dylmas, Briam, Malec, Larry, Brainho & JescottOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz