Rozdział 6.

3K 306 279
                                    

Perspektywa: Brad.

Gdy wszyscy już wyszliśmy z wraku dymiącego się samolotu, rozejrzałem się dookoła. Wszędzie były wysokie drzewa i dużo różnorodnych krzewów. Skrzynie, które znajdowały się na pokładzie maszyny oraz walizki najprawdopodobniej zatonęły w morzu, choć większość możliwe, że się uratowała spadając na ląd, na którym się znajdowaliśmy.

- Gdzie my jesteśmy? – zapytał Thomas, który również rozglądał się wokół.

Podrapałem się po głowie i próbowałem połączyć fakty. Nie miałem pojęcia, jaka to może być wyspa, bo z tego, co jest mi wiadome, na trasie lotu nie ma nigdzie żadnego lądu. Obliczyłem wszelkie prawdopodobne trasy, jakimi mógł się udać samolot i na żadnej z nich nie ma pod nami wysp. To oznacza, że musieliśmy mocno zboczyć z kursu, co bardzo mnie przeraziło.

Dlaczego pilot zachował się tak lekkomyślnie i nieprofesjonalnie? A co jeśli chcieli nas gdzieś wywieść i sprzedać jako niewolników do krajów arabskich?! Nie wyobrażam sobie zostać niewolnikiem, ani mężem jakiegoś obrzydliwego, starego zboczeńca. Fu!

Całe szczęście, że samoloty są wyposażone w czarną skrzynkę, która wszystko zarejestrowała. Ratownicy niedługo się pojawią.

Ta myśl trochę mnie uspokoiła, lecz dalej odczuwałem swoistego rodzaju niepokój, szczególnie, że kuzyn Aleca niespokojnie się kręcił i nerwowo rozglądał. Zaczynałem się bardzo bać.

- Pierdole to, dzwonię do ojca niech nas stąd zabierze. Cholerna niekompetencja szkoły. – powiedział wściekły Harry, gdy już trochę się uspokoił po wyjściu z wraku. Chłopak wyciągnął telefon chcąc wykręcić numer, lecz nie udało mu się nawiązać połączenia. – Kuźwa, nie ma zasięgu.

- Jak chciałeś złapać zasięg na bezludnej wyspie? Przecież tu nie ma żadnych słupów, ani też linii energetycznych, niczego, za pomocą czego możesz mieć zasięg. – stwierdził Minho, a ja, oczarowany jego aparycją i inteligencją spojrzałem w oczy chłopaka.

On był taki mądry, przystojny i silny! Zauroczyłem się nim!

- Odezwał się mądraliński. – prychnął Harry. – Ja przynajmniej chciałem coś zrobić.

- Nie kłóćcie się. – wtrącił się Louis. – Siedzimy w tym razem i musimy po prostu poczekać na pomoc. Niedługo zjawią się ratownicy i nas stąd zabiorą.

- Co się w ogóle stało? – zapytał Dylan, który spojrzał pytająco na prychającego kuzyna Aleca. – Jak to możliwe, że samolot wybuchł?

- Bo szkoły nie stać na wynajęcie porządnego biura podróży z nowymi i bezpiecznymi maszynami, to co się dziwisz, że omal nie zginęliśmy. To był stary, rozpierdalający się rzęch. – stwierdził oburzony Styles. – Jak tylko się stąd wydostaniemy, to obiecuję, że pozwę osobę odpowiedzialną za wynajęcie samolotu, a przede wszystkim dyrektora szkoły za narażenie moje zdrowia i życia. Coś czułem, że nie powinienem był wsiadać do tego grata.

- Czy możesz w końcu przestać kłapać tą swoją brzydką mordą, ty pierdolony, nadęty bogaczu? – prychnął kuzyn Aleca, a ja wessałem głośno powietrze i zakryłem usta w szoku. Co za niewychowany Pan! – Szkoda, że jakimś cudem nie wyleciałeś z samolotu, może wtedy byłoby kurwa ciszej i o jednego debila mniej. Co za rozwydrzone szczyle.

Jak on może się tak odzywać do Harry'ego?

Wszyscy, włącznie z zielonookim chłopakiem spoglądaliśmy na kuzyna Aleca, który gniewnie na nas spoglądał. Nie ukrywam, że był on chyba pierwsza osobą, której udało się zgasić Stylesa. Zazwyczaj to on ripostował każdego, ale dzisiaj nastąpiła historyczna chwila.

Prisoner of the heart | Dylmas, Briam, Malec, Larry, Brainho & JescottOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz