Rozdział 3.

3K 304 479
                                    

Perspektywa: Thomas.

Nie mogłem spać całą noc, ponieważ byłem mocno podekscytowany wycieczką do czasu, gdy Dylan nie oznajmił mi, że ma zamiar poprosić o chodzenie tą wstrętną kurewkę. Stwierdziłem, że łatwo się nie poddam, a z racji tego, że Brad uwielbia chemię, to mamy zamiar dosypać czegoś Pierdolesie do żarcia i picia, aby złapało ją okropne rozwolnienie. Dzięki temu zyskam Dylana dla siebie.

Nie żeby coś, na ogół jestem sympatyczny, ale jeśli chodzi o Dylana, to jestem w stanie zrobić wszystko.

Wylot mieliśmy o godzinie czwartej czterdzieści nad ranem, ponieważ czeka nas kilkunastogodzinny lot, więc postanowiłem, że będę spał w samolocie, a w nocy po prostu sobie coś obejrzę i przeczekam ten czas. Udało mi się zamienić miejscami biletami z Minho i mogę siedzieć obok Dylana i bardzo się z tego powodu cieszę.

Przynajmniej w samolocie będę miał go całego dla siebie.

Brad zasugerował mi kilka trików, m.in. taki, abym w trakcie lotu udał, że zasypiam i oparł głowę o ramię Dylana. Właściwie to wcale nie będę musiał udawać, bo czuję, że jestem całonocnym czuwaniem zmęczony, ale uradowany wycieczką, bo jednak zawsze chciałem lecieć do Europy i zwiedzić trochę świata. Z Dylanem szczególnie. Nauczycielka zarządziła, że zbiórkę mamy mieć o godzinie czwartej nad ranem na lotnisku.

- Tommy! – usłyszałem z dołu głos mojej kochanej mamy. – Dylanek po Ciebie przyszedł.

- Już idę Mamo! – krzyknąłem, po czym zabrałem ze sobą ogromna walizkę i podręczną torbę, po czym zszedłem na dół.

- Cześć Dyl. – przywitałem się i szeroko uśmiechnąłem do przyjaciela, który był cały rozczochrany i mocno zaspany. Wyglądał pięknie. A ja oczywiście gapiłem się ostentacyjnie.

- Hej. – odparł i przetarł oczy, wciąż ledwo kontaktując, a mi zrobiło się jakoś dziwnie gorąco, lecz nie mogłem tego okazać. On jest cholernie przystojny.

- Spakowałam wam dzieci kanapeczki na drogę, abyście nie zgłodnieli. Chodźmy do samochodu, zawiozę was na lotnisko. – powiedziała moja mama, a po około dwudziestu pięciu minutach dojechaliśmy na miejsce.

- Dziękujemy za podwiezienie, Pani Sangster. – rzekł łagodnie Dylan i wziął swoją walizkę. Podszedł do palącego papierosa Bretta, który stał razem z mocno zaspanym Minho i Lightwoodem. Zauważyłem, że sporo uczniów już było na miejscu, w tym ta paskuda i jej psiapsia, ale nigdzie nie dostrzegłem Brada, ani Liama. Wziąłem telefon i zadzwoniłem do nich, lecz odebrał tylko Brad, który poinformował, że pędzi na lotnisko. Liam nie odbierał i zacząłem się martwić, co się z nim dzieje.

Mam nadzieję, że nie zaspał, bo to by była katastrofa. On jest częścią naszego misternego planu w pozbyciu się konkurencji, mimo, iż jeszcze o tym nie wie.

- Odezwij się do mnie koniecznie na Skypie syneczku, jak dolecicie na miejsce i uważajcie tam w tej Chorwacji na siebie z Dylankiem, dobrze? Tyle się mówi o różnych zamachach w Europie. Pisz do mnie codziennie. – powiedziała do mnie łagodnie mama, a z jej oczu poleciały drobne łezki i pocałowała mnie w policzek. Było mi żal się z nią rozstawać, ale to tylko kilka dni, niedługo przecież wrócę z powrotem. – Do zobaczenia syneczku.

- Papa, kocham Cię. – powiedziałem i usłyszałem tylko, jak odpowiedziała, że mnie również. Wziąłem swoje rzeczy i udałem się do zaspanych znajomych.

- Stanowczo uważam, że zbiórka jest zbyt wcześnie. Całą noc się pakowałem i mam wrażenie, że czegoś zapomniałem. – usłyszałem po chwili głos lekko zdenerwowanego Brada, który przyszedł do nas obładowany walizkami i kuferkami. – Obym zabrał swoje wszystkie specjalne kremy, mydła i żele pod prysznic. Muszę dbać o swoją skórę i pilnować ściśle ułożonego harmonogramu mycia.

Prisoner of the heart | Dylmas, Briam, Malec, Larry, Brainho & JescottOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz