Część 58 - Poród cz. 1

2K 71 38
                                    

Popatrzyłem z troską na Natalię.

- Kochanie trzymaj się, zaraz pojedziemy do szpitala. Tylko zatrzymam ten zespół medyczny -rzekłem. Podbiegłem do karetki i zdążyłem zanim ratownik zamknął tylnie drzwi.

- Przepraszam, mogę panów na chwilkę poprosić, moja żona zaczęła rodzić - powiedziałem do nich z lekką zadyszką. 

Ratownik wyszedł z karetki i wróciliśmy do Natalii, która była nadal nachylona. 

- Da pani radę przejść do karetki? - zapytał.

Natalia łapała szybko powietrze. - Chyba tak - odpowiedziała.

Złapałem ją pod ramię i małymi kroczkami poszliśmy w stronę karetki. Przy samej karetce Natalia pobladła i po raz kolejny złapała się za brzuch. Ratownicy wysuneli nosze i usiadła na nich.

- Proszę się położyć, musimy panią sprawdzić - powiedział lekarz.

Usiadła na noszach, a po chwili się położyła. Przenieśli ją do karetki.

- Mogę jechać z żoną? - rzuciłem do lekarza. 

Popatrzył na mnie i widziałem, że miał ochotę zasłonić się procedurami, ale w zaistniałej sytuacji się zgodził.- Niech pan usiądzie tutaj i proszę dać nam pracować- rzucił, a ja wykonałem jego polecenia. Nakryli Natalię kocem i folią termiczną, po czym sprawdzili ją z ratownikiem. Oboje rzucili sobie wymowne spojrzenia, które szczerze mówiąc trochę mnie zaniepokoiły. 

Trzymałem dłoń Natalii, ale musiałem się dowiedzieć o co chodzi. - Kochanie muszę porozmawiać z lekarzem - powiedziałem patrząc na nią z uczuciem. Niechętnie puściła moją rękę. 

Przywołałem lekarza, ten podszedł i przykucnął koło mnie. - Przepraszam, mógł by mi pan powiedzieć, czy wszystko dobrze z moją żoną? 

Przeczyścił gardło i przybliżył się do mnie i prawie szeptem powiedział. - Dziecko jest ułożone poprzecznie, to występuje bardzo rzadko, niestety nie ma szans na naturalny poród, musimy jechać do szpitala i pana żona musi mieć ceserskie cięcie.

Zmartwiła mnie ta wiadomość, ale wiedziałem, że jest w dobrych rękach. Ponownie usiadłem ujmując dłoń Natalii, chciałem żeby wiedziała, że ma moje wsparcie.- Wszystko w porządku kochanie- drugą dłonią pogładziłem jej policzek. Jechaliśmy już dobre parę minut, kiedy na jej czole pojawiły się kropelki potu, przeterłem je. Po chwili odezwał się dźwięk monitora i lekarz zaczął wydawać polecenia ratownikowi. Natalia coraz bardziej się pociła i gorzej oddychała. Ratownik podał jej tlen na masce.

 - Marek, ile jeszcze? - wrzasnął lekarz.

- Pięć minut, korek się zrobił - oznajmił kierowca.

- Masz góra trzy - odpowiedział lekarz. 

Natalia robiła się coraz bledsza, a ja zaczynałem się o nią poważnie martwić.

Po chwili Natalia zdjęła maskę z tlenem z twarzy i cicho wyszeptała.- Kuba, obiecaj mi proszę, że jeśli coś mi się stanie, to opowiesz naszemu maleństwu o mnie i jak bardzo je kochałam, tak samo jak ciebie - jej oczy się zaszkliły.

Ścisnąłem mocnej jej dłoń. - Kochanie nawet tak nie mów, wszystko będzie dobrze, za chwilkę zobaczymy naszego maluszka - próbowałem ją za wszelką cenę uspokoić, założyłem jej z powrotem maskę z tlenem i pocałowałem ją w czoło.

W tym momencie odezwały się alarmy na monitorach, a dłoń Natalii stała się wiodka.

 - Natalia! - wydukałem z przerażeniem.

- Cholera, krwotok! - wrzasnął lekarz i rozpoczęli czynności mające na celu ocelenia mojej żony i dziecka.

- Niech się pan odsunie - warknął w moim kierunku. Wpatrywałem się w jej bladą jak papier twarz i bezwładne ciało. Lekarz i ratownik medyczny kręcili się wokół niej. Podając jej leki przez kroplówkę. Kiedy wreszcie dojechaliśmy do szpitala wypadli z karetki i zabrali ją na blok. Pobiegłem za nimi, ale zostałem zatrzymany przez personel szpitala.

-Nie może pan tu wchodzić. Proszę zostać tutaj - pielęgniarka wskazała mi rząd krzeseł, pod blokiem operacyjnym. - Niech się pan nie martwi, jest w dobrych rękach.

Usiadłem i schowałem twarz w dłoniach, teraz wreszcie mogłem dać upust swoim emocjom.

Kiedy ja siedziałem czekając na rozwój sytuacji, lekarze na sali operacyjnej walczyli o moją żonę i dziecko.

Sala operacyjna

- Mamy dziecko - krzyknął lekarz, podając gotowemu zespołowi neonatalnemu noworodka.

Nadal operowali czekając, aż usłyszą płacz dziecka. Po chwili w sali rozległo się wyczekiwane kwilenie. Lekarz operujacy wypuścił głośno powietrze.

- Chłopiec, 7 w skali Apgara, 53 cm i 3.427 kg - powiedziała lekarka zajmująca się niemowlęciem.

Zadowolenie lekarza operującego nie trwało jednak długo. 

- Cholera, cały czas krwawi i macica się nie odkurcza. Dajcie kolejną jednostkę krwi i w pogotowiu trzymajcie kolejną.

- Krzysztof to jest rzeźnia, usuwamy macice - rzucił drugi chirurg...

Korytarz pod blokiem operacyjnym

Otwarły się drzwi bloku, zerwałem się na równe nogi. Młoda pielęgniarka trzymała na rękach małe zawiniątko.

- Co z moją żoną? - rzuciłem nerwowo.

- Jeszcze jest operowana, niech pan będzie dobrej myśli - odpowiedziała dając mi na ręce noworodka.

- Ma pan syna,  zdrowy i silny z 7 punktami w skali Apgara. Gratuluję! - powiedziała z lekkim uśmiechem.

Usiedłem ponownie na krześle, żeby dokładniej przyjrzeć się temu malutkiemu skarbowi. Dotknąłem jego rączki, a on mocno uchwycił mój palec.

- Witaj na świecie synku - powiedziałem cicho, ze łzami w oczach.

Natalia i Kuba - życie na krawędzi [ZAKOŃCZONA - W trakcie korekty]Where stories live. Discover now