Rozdział 30

544 56 5
                                    


Że co proszę?
Czy on naprawde w to wierzy? Po tych wszystkich rzeczach, które przeszliśmy...?
- Widziałes już magię - zauwarzyłam.
- Chodzi ci o zamek? Zwykłe sztuczki. Te wilki pewnie też, ale nic nie mówiłem, bo ty w to wierzyłaś.
No nie! On żartuje prawda?  Miło. Jeden z najpotężniejszych magów we wszechświecie nie wierzy w magię. Czy ta jego amnezja musi sobie ciągle we mnie kpić? Jak ja mam go teraz przekona...O nie. Nie mogę mu powiedzieć o nim, ale mogę...Nie Liz! Przestań! Nawet o tym nie myśl!
- Coś nie tak? - spytał zielonooki korzystając z chwili gdy nie otaczały nas diamenty i mogliśmy mieć otwarte oczy - Wyglądasz jakbyś biła sie z myślami.
- Strzał w dziesiątkę - westchnęłam - Chodzi o to, że mogę ci udowodnić, że magia istnieje i wtedy stąd wyjdziemy, ale nie specjalnie mam na to ochotę.
Książe uniósł brwi, a ja westchnęłam. Nie wierzył mi. To było do przewidzenia. Wiedział, że kłamię.
- No dobra. To niebezpieczne. Dla mnie. Jeśli to zrobię to możliwe, że już nigdy stąd nie wyjdę.
Widziałam, że to co powiedziałam bardzo go zaciekawiło. Wzięłam głęboki oddech.
- Nie jestem tylko strażniczką - mruknęłam - Jestem magiczna.
Po tych słowach zielonooki wybuchł głośnym śmiechem, ale szybko przeszła mu wesołość. Dotknęłam jego ramienia, a wtedy przez chwilę słyszał, czuł i widział to co ja. Czyli znacznie więcej.

Gdy ręka zielonookiej spoczęła na moim ramieniu runa na policzku zaczęła parzyć jakby ktoś aktywował jej uśpioną moc.
Czułem się dziwnie gdyż nagle przytłaczał mnie ogrom dochodzących bodźców, dźwięków i informacji. Po chwili znowu czułem się normalnie, ale byłem pewien ze słowa dziewczyny były czystą prawdą. Miała bardzo wyoszczone zmysły przez co wiedziała wiele więcej niż przeciętny mieszkanin dziewięciu światów. Dzięki nim mogła znaleśc każdego oddalonego o wiele mil, to teraz wszystko jasne ja się produkowałem, uciekłem gdy byłem na jej łasce a ona słyszała moje kroki oddalone od niej o tysiące mil, nie zdziwił bym się gdyby słyszała rytm mojego dudniącego wtedy serca.
-Dobrze wierzę ci, ale to nie zmienia faktu że nie jestem magiem to to tylko.... Wydaję ci się. - Warknąłem wściekły.
-Wydaje mi się? Czy ty do reszty zwarjowałeś? - wykrzyknęła na mnie wściekła dziewczyna - co mam jeszcze zrobić abyś zmądrzał?
- Rób co chcesz, ale beze mnie - warknąłem odchodząc kawałek od czerwonej od złości czarnowlosej.
Nagle Liz rzuciła się na minie, zaczęliśmy walczyć i kłócić się nagle usłyszałem trzask jakby perły rozczaskały się na podłodze po przerwaniu linki wisiorka.
A zaraz potem utraciłem grunt pod nogami i.... Jaskinia zniknęła.

Otworzyłam oczy.
Nie byliśmy już w jaskini, ale w miejscu...sama nawet nie wiem gdzie. Podniosłam się do siadu i zobaczyłam Lokiego opartego o drzewo.
- Teraz mi wierzysz? - mruknęłam.
Chłopak rozejrzał się dookoła.
- A to nie ty?
Przewróciłam oczami.
Rozumiałam wprawdzie jego szok, ale zaczął mnie już irytować.
- Nie ja - mruknęłam - Ściemnia się. Rozpalmy ognisko.
Było cicho i spokojnie. Dawno tak nie było.
Usiedliśmy przy ogniu, zjedliśmy chleb. Nie pamiętam już kiedy odtatnio jadłam. Chyba dawno.
- Co to było? - spytał Loki po godzinie patrzenia na wirujące w powietrzu iskry.
- Teleportacja - wyjaśniłam  - Jesteś magiem.
Nie odpowiedział. Patrzył wciąż w jeden punkt jakby próbując połączyć ze sobą wragmenty układanki. Może powinnam mu wszystko powiedzieć?
Nie mogłam się zdecydować, ale z dnia na dzień miałam więcej wątpliwości. Co jak nigdy sobie nie przypomni? A co jak sobie przypomni? Co się ze mną stanie?
- Wyglądasz źle - powiedział nawet się nie odwracając.
- Ty też - zauważyłam.
- Odkryłem, że jestem magiem - prychnął - Jaką ty masz wymówkę?
Podniosłam się z ziemi, otrzepałam ubranie i westchnęłam.
- Przywykniesz do mocy - zapewniłam - Trochę to potrwa, ale przywykniesz.
Skinął głową.
Oddaliłam się i ułożyłam na trawię. Pora przestać myśleć. W końcu mi to zaszkodzi.

Siedziałem pod starym dębem, rozmyślając o swoich domniewanych zdolnościach magicznych. Jeśli chciałbym ułożyć układankę w całość potrzebowałbym więcej puzzli.
- Liz co to za planeta? - zadałem dość nietypowe pytanie gdyż z planety na której się znajdowaliśmy można było dostrzec niezliczoną liczbę gwiazd, planet oraz krążących wokół nich księżycy.
Dziewczyna pobudzona pytaniem niezgrabnie podniosła się do siadu, aby mieć jak najlepszy widok na winowajcę, który tak bezczelnie przerwał jej spoczynek.
Chwilę obserwowała obiekt, aby znów położyć się na wilgotnej trawie.
- Więc... Ponawiam pytanie co to za planeta? - Warknąłem zirytowany brakiem odpowiedzi ze strony towarzyszki.
- Planeta jak każda inna - mruknęła Liz.
- Ta jasne...

Loki mnie obudził i o coś spytał. Nie pamiętam o co, ale wiem, że zaraz potem poszłam spowrotem spać. Śnił mi się dzień kiedy odkryłam swoje moce. Miałam wtedy 4 lata i po pewnym incydencie z moją ciotką matka postanowiła odesłać mnie na nauki do świątyni.
Otworzyłam oczy i zobaczyłam, że już świta. Zmarnowaliśmy mnustwo czasu, a ja nie miałam pojęcia gdzie jesteśmy. Musieliśmy więc jak najszybciej trafić na szlak by dostać się do kryjówki człowieka, który ukradł wyrocznie. Nie wiem do czego jest mu potrzebna, ale z pewnością nie wykorzysta jej do czynienia dobra...
Odezwała się łowczyni! Kiedy ja ostatnio myślałam o sobie jak o tej dobrej? Chyba minęło sporo czasu.
Loki dalej siedział przy ognisku patrząc się w iskry.
Czy on w ogóle spał?
- Choć już - powiedziałam w jego kierunku - Musimy ruszać

-Masz rację - odparłem wstając z miejsca.
Swoje kroki kierowaliśmy w stronę szlaku
- Jeśli porwałabyś wyrocznię to gdzie byś się ukryła? Doskonale wiem, że znasz te okolice jak własną kieszeń.
- Próbuję powiedzieć, że wyrocznia musi być gdzieś w pobliżu bo wkońcu od jej zniknięcia nie minęło tak dużo czasu co nie?
Dziewczyna przez chwilę zastanawiała się nad sensem mych słów.
-A wiesz że możesz mieć rację - odparła ciągnąc mnie w tylko sobie znanym kierunku.
-Ja zawsze mam rację.
Po kilku godzinach wędrówki dotarliśmy do ruin jak się domyślam pozostałych po wiosce.
- Ciekawe kto tu mieszkał. - mruknąłem sam do siebie otrzymując tajemnicze spojrzenie czarnowłosej.
Liz ruszyła pierwsza podążając w strone ocalałego budynku.
-Nie sądzisz że dziwne jest aby jeden budynek został niewzruszony po zdarzeniach które doszczętnie zniszczyły to miejsce? - Liz milczała a mój niepokój wzrastał z karzdą chwilą.
- Wchodzimy? Panie przodem uśmiechnąłem się i odsunąłem kamień który zasłaniał wejście do budynku.
Liz weszła pierwsza a ja osłaniałem tyły.
-Nic tu nie ma. - Odparłem po krótkich oględzinach - ale coś mi tu nie gra.
- Liz a co jeśli ktoś chciał abyśmy tu przyszli? Wtedy zapadła ciemność.

Łowczyni nagródWhere stories live. Discover now