Rozdział 14

712 86 22
                                    

Przemierzaliśmy las w błogiej ciszy. Jedyne co dane mi było słyszeć to taktowne stukanie końskich kopyt, ruwnomiernie i synchronicznie opadających na ziemię. Obserwowałem każde drzewo, krzew, aby zapamiętać nawet najmniejszy szczegół.
Zastanawiałem się czy mój ,,nowy dom"
będzie lepszy niż wszystkie poprzednie.
Nie chciałem się zadręczać ani niepotrzebnie łudzić , że trafie do szanującego mnie Pana.
Wiele przeżyłem, nic mnie  nie zaskoczy, choć nigdy nie wiadomo.
Myśli nie dawają mi spokoju, ucieczki mnie męczą, poddany nikomu nie zamierzam być, ani czekać na odrobinę szczęścia, które nigdy nie nadejdzie.
Stoję przed wieloma drzwiami, które wybrać? Niewarzene przez, które będe miał zamiar przejść będą oprowadzić mnię na pewną zgubę.
Moja sytuacja wydaje się być beznadziejna, a kiedyś była inna?
Ta cisza zaczynała mnie strasznie irytować, dlatego postanowiłem nawiązać rozmowę z czarnowłosą.
- Jaki będzie mój nowy domek? - zadałam nurtujące mnie pytanie.

- Nie wiem. Nigdy tam nie byłam - odparłam
- To skąd znasz drogę?
- Mam mapę.
- Uhm.
Rozejrzałam się po okolicy, ale nic nie zwróciło mojej uwagi. Tylko drzewa i trawa. Nawet rozmowa z Lokim wydawała się ciekawsza.
- Wątpię żeby dobrze cię tam traktowano - podjęłam.
- Pytanie czy lepiej od ciebie - mruknął.
- Raczej gorzej.
- To tak można?
- Bardzo zabawne - mruknęłam, ale faktycznie trochę mnie rozbawił- Jestem dość łagodna jak na łowczynie.
- Cieszę się, że nie poznałem innych.
Zaśmiałam się w końcu. Nie mogłam się powstrzymać mimo że wiedziałam, że nie powinnam. Zielonooki uniósł brwi zaskoczony, ale nic nie powiedział i również rozejrzał się po okolicy.
- Słyszysz? - spytał po chwili.
Wsłuchałam się dokładnie i faktycznie dobiegł do mnie dźwięk...

Rozmowę z dziewczyną przerwał niepokojący szelest dochodzący z głębi lasu. Dziewczyna powoli zeszła z wierzchowca, aby zobaczyć co lub kto zdradził nam swoją obecność.
Postanowiłem pójść w ślady zielonookiej , idąc w głąb lasu kilka kroków za nią.
- Nie sądzisz, że lepiej nie zapuszczać się w las o tej porze?- mruknąłem bardziej do siebie bo dziewczyna zdawała się być nieobecna.
Tak jak się spodziewałem nie doczekałem się żadnej odpowiedzi z ust Liz. Gdy znaleźliśmy się w głębi lasu,
Usłyszałem świst,  zdezorientowany  obruciłem głowę w stronę hałasu. W drzewie oddalonym odemnie o kilka kroków znajdowała się strzała.
- Yyy Liz! - wykrzyknąłem unikając następnego ostrego przedmiotu.
Nie czekając na łowczynię ruszyłem ile sił w nogach omijając nacierające pociski.
Nie odwracałem się, mimo ciekawości co dzieje się za moimi plecami. Strzały dalej próbowały mnie dosięgnąć naszczęście nieskutecznie.
Nie jestem tchórzem, dlatego uciekanie nie było dla mnie dobrym rozwiązaniem, choć zdecydowanie lepszym niż stanie w miejscu i czekanie aż ktoś mnie zabije, na walkę raczej nie było co liczyć.
Świst..... i ogromny ból w prawym ramieniu, automatycznie złamałem się za ranę.  Na moje szczęście to tylko draśnięcie.
Mimo zmęczenia i rwącego bólu w ramieniu, biegłem dalej czując oddech napastników na moimi plecach.
Wszystko ucichło, jakbym stał się głuchy jedyne co dochodziło do moich uszu to mój własny przyśpieszony oddech i szybkie rytmiczne bicie serca.
Biegłem dalej, gdy usłyszałem skowyt wilków atakujących ofiarę. Wycie było coraz głośniejsze a grunt pod  stopami drżał, więc pogoń dalej trwa.
Świst i upadek, mój upadek!
Próbowałem wstać ale łańcuch owiniętym wokół moich nóg znacznie mi to uniemożliwił. Najwidoczniej któryś z łuczników rzucił nim w moje nogi, a on posłusznie owinął się wokół nich obalając mnie na ściułkę leśną.
Nie musiałem długo czekać na moich wrogów, otoczyli mnie ze wszystkich stron, celując we mnie z łuków. Wyglądali jak cienie wraz z swoimi ogromnymi czarnymi jak noc wilkami.
Jeden z nich trzymał związaną Liz.

Związali nam ręce i ciągnęli za sobą. Wiedziałam co to za jedni i wcale mi się to nie podobało. Dawne wspomnienia powróciły i mimo- że próbowałam je odgonić one wciąż wracały. Ręce mi drżały, a serce biło jak oszalałe.
- Uspokój się- warknął Loki skupiając tym samym na sobie mój gniew.
- Zamknij się! Gdybyś nic nie usłyszał, gdybyś...argh! To wszystko to najgorszy koszmar.
Nie przejął się szczególnie moim wybuchem dalej idąc posłusznie za porywaczami.
- Co to za ludzie? - spytał gdy uznał że już w miarę się uspokoiłam.
- To wilcza watacha. Niebezpieczny klan, który teraz prowadzi nas do swojej królowej.
- Po co?
- Możliwe, że aby złożyć nas w ofierze.

Łowczyni nagródWhere stories live. Discover now