Rozdział 11

697 96 19
                                    

-Strażniczką  niby czego?- zapytałem z kpiną - może ....... Wszystkich dziewięciu światów.
Kim ona może być? Napewno nikim ważnym czy wysoko postawionym, jest zwykłą łowczynią i złodziejką.
- Nie twój interes niewolniku - warknęła zbliżając się do mnie z wściekłością.
Podniosłem ręce w obrończym geście.
- Bez nerwów księżniczko nie wiesz, że złość piękności szkodzi?- uśmiech dalej nnie zchodził mi z twarzy mam dzisiaj bardzo dobry humor.- pozatym, mam imię.
Nie zwracając uwagi na dywagacje dziewczyny udałem się na poszukiwanie wyroczni, skoro odpowie na każde moje pytanie to warto.
Przeszukałem całe pomieszczenie, każdy regał, ścianę, książkę i nic nie znalazłem, Liz co jakiś czas rzucała mi kąśliwe uwagi, postanowiłem je ignorować. Po długich poszukiwaniach zdenerwowany tym, że odpowiedzi na wszystkie pytania mam na wyciągnięcie ręki a niepotrafię do nich sięgnąć. Usiadłem w kącie biblioteki i przetrwałem panującą między nami ciszę.
- Skoro jesteś taka mądra, no to proszę gdzie jest ta twoja wyrocznia? - warknąłem na siedzącą dziewczynę.
- Naprawdę myślisz, że cię do niej dopuszczę - zapytała z kpiną.- jesteś żałosny.
- Nie pytam cię o pozwolenie Liz. - odparłem zrywając się z miejsca, ruszając w stronę czrnowłosej z sztyletem w ręku.

Moje serce na moment stanęło gdy jego oczy zmieniły kolor na czerwień krwi, a skura nabrała odcienia błękitu. Nigdy wcześniej tak strasznie się nie bałam i w jednej chwili pragnęłam tylko jednego. W głowie zamajaczyło mi stare wspomnienie, w którym tata tulił mnie do siebię gdy się bałam, już nawet nie pamiętam czego.
- Odejdź - wychrypiałam, a wtedy zamrugał i znów przybrał zwyczajną postać.
- Co...? Co się stało?
- Szedłeś na mnie z nożem!
- Sztyletem - poprawił mnie - Chyba faktycznie, ale...nie mam pojęcia dlaczego.
Zaczęłam się śmiać histerycznie.  To było takie głupie, przerażające i...sama nie wiem jakie jeszcze. Nie raz groziło mi niebezpieczeństwo. Nie byłam bezbronna, ale w tamtej chwili właśnie taka się czułam. Zupełnie jakbym w jednej chwili zapomniałam wszystkiego czego się nauczyłam. Jakbym zapomniała kim jestem. Odepchnęłam od siebie to uczucie i wykorzystując szok w jakim w tej chwili był zielonooki chwyciłam wazon i roztrzaskałam mu na głowie pozbawiając tym samym przytomności. Gdy padł na ziemię sama usiadłam na podłodze, ukryłam twarz w dłoniach i zaczęłam płakać.

Sny pokazują to, czego bardzo pragniemy lub bardzo się boimy. Są odzwierciedleniem tego, czego o sobie nie wiemy.
Znalazłrm się w dziwnym mieście. Było opustoszałe, pozbawione życia, wymarłe. Szłem wzdłuż szerokiej, posępnej alei. Otaczały mnie majestatyczne budowle, które rzucały martwe, nienaturalne cienie potęgujące nastrój grozy i tajemniczości. Niepokojący labirynt dróg zdawał się nie mieć wyjścia. W końcu doszłem do rozległego placu, wokół którego ciągnęły się rzędy arkad. Na środku wznosił się mistyczny posąg, przedstawiający majestatyczną postać. Głuche milczenie sprawiało, że słyszałem bicie własnego serca. Mgła okryła swoim mrocznym płaszczem wszystko co piękne, to miejsce wywoływało we mnie dziwny niepokój. Podążałem ciemną drogą w stronę  kobiety oraz starszego mężczyzny z opaską na oku. Za nimi ukazał się złoty pałac, który już kiedyś ukazał się w moim śnie. Był piękny majestatyczny, ale krył się w dalej otaczającej mnie ciemności. Nagle meżczyna wskazał  mnie palcem i w jednej chwili moje ciało zostało oplecione czarnym długim łańcuchem z kolcalmi. Zaczął ciągnąc  mnie w podziemia. Gdzie zostałem poddany rozmaitym torturom. Nić przeszywająca me usta, obręcz na szyi z zakończonym ostrzami uniemożliwiająca poruszanie się i sen. Nagle.....

Podeszłam do lustra, spojrzałam na swoje odbicie i przeszłam. Po drugiej stronie była grota oświetlona światłem magicznych kryształów i spływający po skale wodospad.
- Witaj strażniczko - odezwał się kobiecy głos i chwilę później stał przede mną niemal przezroczysty duch ubrany w długą do ziemi suknię i z równie długimi  włosami w które zaplecione były ledwo widoczne kwiaty.
- Wyrocznio - skłoniłam się.
- Masz pytanie - domyśliła się.
- W sumie dwa.
- Pytaj więc.
- Dobrze. Ten Jotun, który spadł z nieba...? Co mu się stało?
- Odkrył moc. Dużą moc, prawie tak dużą jak twój niewolnik.
- I zginął?
- Nie znasz zwyczajów. Nie każda moc jest darem, niektóre są przekleństwem.
- Ale skoro mój niewolnik ma jeszcze większą moc to czemu żyje?
- Bo jest silniejszy, płynie w nim błękitna krew.
- Jest królem?
- Księciem.
Zrobiłam krok w tył. Tego wszystkiego było zbyt wiele.
- Drugie pytanie...- zaczęłam.
- Pewnam, że zadałaś ich znacznie więcej.
- Wybacz pani - ponownie się skłoniłam.
- Pytaj.
- Powiec kto to?
- To Loki Laufeyson. Książe Asgardu i następca tronu Jotunheimu. To wąż.
Zrobiło mi się słabo
- Że co?! - krzyknęłam zanim zdałam sobie sprawę że tak nie wypada - przepraszam.
- Nie zadręczaj się. Jesteś młoda, a to wiele.
Skinęłam głową i ruszyłam do wyjścia, ale duch mnie zatrzymał.
- Liz?
- Tak pani?
- Jesteś ostatnia, nie zapominaj o tym.
- Trudno zapomnieć - odparłam przechodząc przez lustro.

Łowczyni nagródWhere stories live. Discover now