Rozdział 21

640 71 39
                                    

Jechaliśmy w ciszy już dawno zatopiliśmy się we własnych myślach, do uszu dochodziły jedynie dźwięki równomiernego stukanie kopyt naszych wierzchowców oraz ich głośne parskanie. Konie zdawały się być nadwyraz spokojne. Na szlaku mijały nas wozy kupców oraz mieszkańcy pobliskich miasteczek. Oczywiście ścieżka ta była nie do końca najlepszym rozwiązaniem skoro byłem poszukiwany, ale zdecydowanie była najkrótszą drogą prowadzącą do miejsca kradzierzy wyroczni, dlatego zdecydowalismy się podjąć ryzyko.
Runę zakryłem kawałkiem opatrunku jałowego bo uznałem, że błoto nie ukryje jej przed bacznym wzrokiem handlarzy czy łowców.
Przed nami jeszcze parę wiosek i jedno miasteczko, którego najbardziej się obawiałem. Z tego co wiem w najbliższych dniach ma odbyć się tam międzyświatowy targ. Nigdy nie byłem na tego typu wydarzeniu, ale wielu niewolników z którymi kiedyś miałem do czynienia nie mieli najlepszych wspomnień.

Dojechaliśmy do miasteczka, w którym chciałam kupić potrzebne rzeczy. Gdy zerkłam na Loka, po niemal 5-ciogodzinnym gapieniu się przed siebie zdałam sobie sprawę, że nieznacznie się trzęsie. Zupełnie jakby...O cholera, on się boi! Zeskoczyłam szybko z siwka i automatycznie podeszłam do chłopaka.
- Co jest? - spytałam trochę zbyt troskliwie niż zamierzałam.
Zielonooki uniósł brwi zaskoczony, ale po chwili pokręcił głową i odpowiedział.
- Targ - wychrypiał.
Zmarszczyłam brwi próbując zrozumieć o co mu chodzi, ale w końcu mnie olśniło. Targ niewolników. Uderzyłam ręką w czoło i wyjęłam sakiewkę spod siodła. Westchnęłam przeciągle i podeszłam do stojącej nieopodal i sprzedającej ubrania staruszki.
- To poproszę - wskazałam podając jej parę monet. Kobieta tylko się uśmiechnęła i podała mi co chciałam.
- Co robisz? - spytał zdezorientowany Loki.
- W tych szmatach- wskazałam na niego - Szybciej wydasz się podejżany, a nie chcę kłopotów. Rzuciłam w niego ubraniem i wtedy kątem oka zarejestrowałam tak jakby znajomą burzę bląd loków. No Nie!
- Poczekaj tu -rozkazałam I podeszłam bliżej by się upewnić jednocześnie sprawdzając czy zielonooki na pewno mnie nie obserwuje.
Podstawy mężczyzna szybko jednak mnie zauwarzył i wyrwał się z tłumu pochlebców. Chciałam uciec, ale blondyn złapał mnie w żelazny uścisk
- Lizy - zawołał - Sto lat cię nie widziałem.
- Thor - wychrypiałam - Nie powinieneś mnie pamiętać.

Dziewczyna rzuciła we mnie dość ładnymi szatami. Nie powiem zdziwiło mnie jej zachowanie ale zignorowałem to. Kazała mi się nie oddalać, ale nie mogłem narażać się na zidentyfikowanie przez jakiegoś handlarza u którego byłem w niewoli.
Dlatego zapytałem sprzedawczyni gdzie znajdują się jakieś przebieralnie, z doświadczenia wiedziałem, że na ogromnych targowiskach rozstawia się specjalne miejsca gdzie można przymieżyć zakupione ubrania lub te które planujemy dopiero posiąść.
Kobieta z uśmiechem na ustach wskazała miejsce o które ją zapytano.
Swoje kroki skierowałem w owym kierunku przemierzając dopiero rozstawiające się stanowiska.
Ze smutkiem zerknąłem na uwiązanych niewolników czekających na.... właśnie na co? Dobrze pamiętam jak to jest oczekiwać nieuniknionego, łudzić się że los się do ciebie uśmiechnie, a to wszystko to tylko słodkiej jak miód kłamstwo.
Nim sie zorientowałem a już znalazłem się przed przebieralnią, wszedłem do środka i zrzuciłem z siebie łachmany dotychczas spełniające funkcje ubrania.
Szybko odziałem sie w nowe piękne czyste szaty o kolorze jadowitego szmaragdu.
Chciałem już wracać do Liz gdy zobaczyłem dobrze znaną mi scenę z przed lat.
Handlarz brutalnie pobił dziecko! mianowicie tak na oko siedmioletnią dziewczynke nikt z przechodniów nic sobie z tego nie zrobił.
Opanowała mnie ogromna złość, moja ręka automatycznie powędrowała do paska gdzie znajdował się mój szklany sztylet. Gdy mężczyzna odszedł na zaplecze swojego stanowiska z niewolnikami podszedłem do skrępowanych grubymi powrozami więźniów, widziałem strach w ich oczach.
Z całych sił przewróciłem grube drewno do którego byli przymocowani i zacząłem odcinać wiązania karząc już wolny uciekać jak najdalej z stąd.
Po wykonanej czynności spokojnym krokiem udałem się do Liz ignorując spojrzenia ludzi wokoło.
Dziewczyna rozmawiała z jakimś blądynem.
-Kto to jest ? -zapytałem stojąc przy zielonookiej przyglądając się facetowi.

Przerarzona zrobiłam pierwszą rzecz jaka przyszła mi do głowy i szybko powaliłam mięśniaka na ziemię uderzając jego głową o skałę. Wiedziałam, że Thor nie jest ze szkła i za niedługo obudzi się po prostu nie pamiętając co się wydarzyło, ale najwyraźniej widownia ( i Loki ) myśleli co innego.
- Co to ma być? - wysyczał zielonooki.
- dobierał się do mnie - powiedziałam jak gdyby nigdy nic - Nic mu nie będzie.
Po tych słowach pociągnąłam Lokiego za rękę spowrotem do koni.
- Jesteś nienormalna! - zawołał, ale słyszałam w jego głosie rozbawienie.
Zgromiłam go wzrokiem i... No nie! Jak mogłam wcześniej nie poznać tych oczu? Braci poznałam tylko przez zwykły przypadek i to dawno temu, ale jednak wywarli oni na mnie dość duże wrażenie i chyba ja na nich też skoro Thor rozpoznał mnie po tylu latach. Wróciło do mnie stare wspomnienie, a ja nie zdążyłam go odgonić...
______________________________________
Wesołych świąt!!!

Łowczyni nagródKde žijí příběhy. Začni objevovat