Rozdział 15

671 78 14
                                    

Nie przejąłem się wielce słowami dziewczyny, nie raz nie dwa pakowałem się w różne problemy. Zawsze mogę przekonać tą ich wilczą królową, że jestem cenny i lepiej aby zachowała mnie przy życiu. Czyż nie?
Prowadzili nas ciemnym lasem w tylko im znanym kierunku. Moją uwagę przykuły wilki podążające z gromadką.
Potężne, ogromne, siwego namaszczenia, z płonącymi ślepiami, mocnymi nogami, dzięki którym bardzo szybko się przemieszczały. Równo dotrzymywały nam kroku, pilnowały nas to było pewne. Czytałam niegdyś o tych Wilczyskach w pewnej księdze.
Żyły w stadach i tak się przemieszczały, i tak atakowały, żywiły się surowym mięsem, bały się ognia i nie potrafiły chodzić po drzewach. Te informacje były dla mnie bardzo przydatne w obecnie zaistniałej sytuacji. Watacha była duża naliczyłem z dwadzieścia osobników.
Zatrzymaliśmy się zapewne zapadł wieczór, trudno mi było to określić bo las był wiecznie ciemny i mroczny. Przywiązali mnie do drzewa nieopodal ogniska, które rozpalali. Zdziwiło mnie to bo wkońcu w księdze wyczytałem, że watacha boi się ognia a prawie wszystkie wilki grzały się przy tańczących ognikach. Liz siedziała pod drzewem znajdującym się bliżej porywaczy zapewne znali ją i obawiali się .
Moim strażnikiem był śnieżnobiały wilk obserwował mnie swoimi krwawymi ślepiami oczekując z mojej strony jakiegokolwiek niepokojącego go ruchu.

- Czemu te wilki nie boją się ognia? - wyszeptał zielonooki nie spuszczając oczu z pilnującego go wilka.
- Bo to nie są normalne wilki - mruknęłam - kiedyś były ludźmi.
- O czym ty mówisz? 
- Ten klan ma taki rytuał. nazywają go przebudzeniem.  Gdy osiągną pełnię swoich zdolności, a królowa zadecyduje że są godni zostają przemienieni w wilki.
- Skąd wiesz?
- Moja matka należała do nich zanim królową została osoba która jej nienawidziła. Zasady się zmieniły, klan zaczął polować, a że ona nie chciała to skazali ją na śmierć za zdradę.
Mówiłam bez emocji. Miałam 14 lat kiedy zginęła. Była mi bliska, ale w owym czasie byłyśmy skłucone, a pozbywanie się emocji było pierwszym czego nauczono nas w świątyni.  
- Co teraz z nami zrobią?
- Teraz nic. Jutro dotrzemy do królowej i pewnie spalą nas na stosie, albo wżucą do wulkanu.
- Tu są wulkany?! - przeraził się.
- Nieliczne.
- Jak możesz być tak spokojna?!
- Nie jestem spokojna, ale w przeciwieństwie do Ciebie staram się wymyślić jakiś plan, więc bądź łaskaw się zamknąć! 
Zdziwiło mnie gdy Loki posłusznie zamilkł, ale było mi to na rękę. Tak naprawdę to nie miałam bladego pojęcia co robić i po prostu potrzebowałam ciszy, żeby pogodzić się z losem. Nie było szans, żebyśmy wyszli z tego cało.

Uciszyłem się na prośbę dziewczyny, tak jak do tąd byłem spokojny teraz trochę przerażał mnie fakt, że banda wilczych ludzi chce mnie spalić.
Nie miałem zamiaru planować ucieczki, bo w moim przypadku każde plany wkońcu szlak trafiał.
Nasi porywaczy nie byli nami jakoś szczególnie zainteresowani, grzali się przy ognisku rozmawiając w najlepsze.
W głębi serca liczyłem, że Liz wymyślił jakiś świetny pomysł i nie będe musiał wielce wysilać się nad ucieczką. Porzuciłem niesforne myśli, próbując zasnąć lub chociaż przez chwilę odpocząć. Morfeusz nie był w tej chwili moim sprzymieżeńcem za żadne skarby świata nie chciał przyjąć mnie w swoje objęcia. Obserwowałem Liz czekałem na znak lub jakiś plan, który zacznie wcielać w życie lecz ....nic takiego nie nastąpiło.
Czemu zawsze wszystko muszę robić sam?
Skoro nasza sytuacja była i jest beznadziejna to nie mamy nic do stracenia i każdy pomysł i plan jest dobry..... Chyba.
Wpadłem na szalony pomysł czy był dobry? Raczej nie, ale warto spróbować.
Nie miałem zamiaru wtajemniczać  Liz dlatego, że lepiej będzie jeśli będzie o nim nie poinformowane.
Wyjąłem z kieszeni małe pudełeczko gdzie znajdował się moja tajna broń.
Rozgniotłem zawartość pakunku i wtarłem w rękę. Ku mojemu zadowoleniu wilk popodszedł i zaczął zataczać okrąg wokół mnie wzbudzając zainteresowanie bandy. Substancja zaczęła działać zamknąłem oczy i udawałem nieżywego.
Mieszanka, którą zażyłem potocznie nazywana była iluzją śmierci, iluzjoniści używali jej podczas swoich sztuczek, zdawali się być wtedy martwi, dlatego że owa substancja zatrzymuje akcje serca przez co nieda się wyczuć tętna.

Oho. Wiem co knujesz. Ten zapach znałam doskonale, bo sama kiedyś zrobiłam tę sztuczkę. Zastanawiałam się tylko skąd Loki wwytrzasnł ten proszek?! Jeden z wilków podszedł do chłopaka, obwąchał go po czym zawył tak głośno, że przeszły mnie ciarki. Zaraz za wilkiem pojawił się czarnowłosy mężczyzna i przyłożył ucho do piersi zielonookiego. Nie trzeba było długo czekać, a Loki pochylił się wyciągając mu ze skrytek  dwa sztylety i zakończył żywot biedaka. Zanim się zorientowałam Loki przeciął sznur który go krępował, powalił dwóch następnych mężczyzn, przeciął mój sznur, chwycił mnie za rękę i pociągnął w głąb lasu. Biegłam za nim niestrudzenie starając się nie patrzeć za siebie, ale niestety uszu zamknąć nie mogłam. Wiedziałam, że wilki rzuciły się w pogoń, a ci z klanu którzy nie leżeli nieprzytomni lub martwi chwycili łuki. Strzały mijały nas o centymetry.
- Na drzewo - krzyknął Jotun, a ja posłusznie wspięłam się za nim na górę. Wilki nie mogły nas tu dosięgnąć,  ale pozostawała kwestia łuczników którzy zbliżali się coraz szybciej.
- Na trzy skacz - powiedział Loki.
- Zwariowałeś?! Jestem za młoda żeby umierać.
- Zaufaj mi na brodę Odyna! Raz...
- Dwa - pisnęłam. 
- Trzy!

Łowczyni nagródWhere stories live. Discover now