Strach

305 25 4
                                    

Esme :

Nigdy w życiu się tak nie bałam. Cudem uszliśmy z życiem. Cały czas byłam w szoku. Wpatrywałam się tępo w przednią szybę auta. Rozproszyło mnie przestraszone syknięcie. Odwróciłam głowę i zobaczyłam szeroko otwarte, zielone oczy. Przekręciłam się na fotelu i wyciągnęłam ręce. Scarlett śmiało w nie wskoczyła. Położyłam ją sobie na kolanach. Kotka spojrzała na mnie z wdzięcznością i polizała moją bladą dłoń. Głaskałam ją uspokajająco po grzbiecie.
- Musimy się zatrzymać - oznajmił nagle Carlisle.
Spojrzałam na niego jakby zwariował. Czy on zapomniał w jakim byliśmy  niebezpieczeństwie?!
-Spokojnie, tylko na chwilę. Muszę napełnić bak - odparł na moje spojrzenie i zjechał na stację benzynową.
Kiwnęłam głową i znowu wpatrywałam się w czarną kotkę. Drzwi samochodu otworzyły się, a mój ukochany poszedł zatankować. Spojrzałam do tyłu, na transporterek. Clio smacznie spała. Widocznie była przyzwyczajona do podróżowania. Scarlett była zdenerwowana, jednak moje głaskanie ją uspokajało na tyle, że teraz wyglądała przez szybę samochodu z ciekawością.
Po chwili drzwi kierowcy znowu się otworzyły, a do środka wszedł  mój ukochany. W dłoni trzymał dwa Hot dogi.
- To dla kotów - wyjaśnił i wyciągnął parówkę z bułki, po czym podał ją Scarlett. Ta zeszła z moich  kolan i zjadła przekąskę na dywaniku - wziąłem je bez dodatków, żeby jeszcze bardziej im nie zaszkodziły - dodał.
Drugą parówkę wsadził do transportera Clio, aby i ona mogła coś zjeść, gdy się  obudzi.
Czarna kotka znowu wskoczyła na moje nogi i położyła się wygodnie. Głaskałam ją delikatnie. Ruszyliśmy dalej.
- Przed chwilą gadałem z moim starym kumplem. Zarezerwował nam bilety na statek. Jutro  będziemy w porcie. Rejs będzie trwał dwa tygodnie - oznajmił Carlisle.
Nadal uparcie milczałam. Za dużo się dzisiaj wydarzyło, abym mogła cokolwiek z siebie wydusić.
Całą noc ani razu  się nie zatrzymaliśmy. Przejeżdżaliśmy przez pola oraz urokliwe łąki, a także przez zatłoczone miasta. Zaczynało świtać. Carlisle przyciemnił szyby samochodu. Scarlett podniosła łepek, już opudzona. Wpatrywała się w blondyna zaspanym wzrokiem.
Z tyłu dobiegło nas kocie ziewnięcie. Clio także już nie spała. Carlisle spojrzał na mnie z niepokojem. Wiedziałam, że chciał żebym coś powiedziała, jednak nie mogłam wydusić z siebie głosu. Tak wiele osób zginęło w tak pięknym dniu. Moje oczy już zrobiły się suche.
Wiedziałam, że Edward i Margaret  są bezpieczni i właśnie kończą lot na Majorkę. Niedługo powinni już być na miejscu. Te biedne wampiry. Poprzedniego dnia tyle osób straciło członków rodziny, kogoś bliskiego. Dlaczego te wilki to zrobiły? Dlaczego zepsuły tak piękne wydarzenie? Dlaczego przez nie musieliśmy opuścić nasz dom? Co my im takiego zrobiliśmy?
Nie mogłam tego wytrzymać. Mój oddech zmienił się na spazmatyczny, a  ciałem wstrząsnęły drgawki od niewidocznego płaczu. Nagle na udzie poczułam chłodną, kojącą dłoń. Gładziła delikatnie moją skórę. Uspokajała mnie. Otworzyłam oczy i zobaczyłam zatroskanego Carlisle'a.
- Dziękuję - wydusiłam.
Zabrał rękę, gdyż musiał się skupić na drodze, mimo to poczułam się lepiej. Po pięciu godzinach usłyszałam, że już jesteśmy na miejscu. Przed nami rozpościerał się piękny widok na ocean i promenadę. Było cudownie. Morska bryza owinęła moją twarz, przynosząc jeszcze większą ulgę.
- Kochanie... Musimy już iść. Statek niedługo odpływa - rzekł mój ukochany i wyciągnął walizki z bagażnika. Złapałam Scarlett i chwyciłam transporterek Clio.
- Prosiłbym o pańskie kluczyki do samochodu, panie Cullen - rozległ się głos młodego chłopaka, w granatowym mundurze. Był on z obsługi statku - zaparkuję pańskie auto na  naszym parkingu na ostatnim piętrze statku - oznajmił.
- Proszę bardzo - odparł Carlisle i wręczył mu kluczyki.
-Proszę tędy - chłopak spojrzał na nas i wskazał dłonią schody prowadzące na ekskluzywny jacht.
Na nasze szczęście, niebo przykrywała biała warstwa chmur, dzięki czemu nie musieliśmy się ukrywać przed słońcem. Carlisle wziął ode mnie Clio i złapał mnie za wolną dłoń.
- Choćmy - oznajmił.
Ruszyłam za nim i po chwili staliśmy na olśniewającym, drewnianym pokładzie.
- Pięknie - rzekł mój ukochany, wpatrzony w lazurową głębię wody.
- Państwa kajuta już czeka - zawołał do nas ten sam chłopak co w porcie - proszę za mną.
Poszliśmy w jego kierunku. Młodzieniec otworzył białe drzwi i zaprosił nas do środka.
Wystrój był cudowny. Wszystko było  drewniane,  pomalowane na biało. Granatowe zasłony w oknie falowały delikatnie, poruszane przez morski wiatr. Czerwone dodatki na nocnych stolikach i komodzie dopełniały wnętrze pokoju. Przykucnęłam i otworzyłam transporterek szarej kotki. Wyszła niepewnie ze swojego schronienia, ale po chwili razem ze Scarlett turlały się po świeżej pościeli na wielkim łóżku. Carlisle usiadł na kanapie i gdzieś zadzwonił, za to ja poszłam zobaczyć resztę naszego lokum. Łazienka była duża, lecz skromnie urządzona. Biała wanna stała przy ścianie, a tuż obok niej postawione było duże lustro. Na drewnianym stoliku leżał stos czerwonych, puszystych ręczników. Umywalki i toaleta były zwyczajne, bez żadnych zdobień. Zobaczyłam jeszcze garderobę, w której od razu powiesiłam rzeczy. Weszłam z powrotem do naszego salonu. Wypakowałam kosmetyczkę, która nie była dla mnie. Jeszcze przed ślubem przyszykowałam wszystkie zapasowe rzeczy, w razie gdyby Maraget zapomniała czegoś wziąć na Majorkę. To dzięki temu byłam w stanie się tak szybko spakować i wyjechać.
Carlisle nie skończył jeszcze rozmawiać przez telefon.
- Idę się wykąpać - oznajmiłam szeptem i ruszyłam do łazienki.
Nalałam do wanny gorącej wody i moich ulubionych olejków, dzięki którym mogłam się odprężyć. Siedziałam tak z godzinę i wyszłam dopiero wtedy, gdy woda zrobiła się chłodna. Wysuszyłam się ręcznikiem i przetarłam włosy tak, by nie moczyły mi ciała. Nagle zorientowałam się, że nie mam ze sobą czystego ubrania. Weszłam tutaj w szaro-fioletowej sukni, którą od razu wrzuciłam do kosza na brudy. Moje oczy wyłapały tylko czerwone ręczniki. No trudno. Nie miałam wyjścia. Owinęłam się miękkim materiałem. Ręcznik był krótki. Sięgał mi zaraz za pośladki, ale nie miałam innego wyjścia.
Weszłam do naszego pokoju. Nie zastałam w nim blondyna, więc odetchnęłam i podeszłam do walizki w poszukiwaniu piżamy. Podniosłam się i usłyszałam jak ktoś głośno wciąga powietrze.
Odwróciłam głowę i ujrzałam Carlisle'a, który opierał się o futrynę i patrzył na mnie z głodem w oczach.
- Wiesz, że chodzenie w czymś takim po mieszkaniu jest zabronione? - zapytał niskim głosem - To wygląda na tobie zbyt seksownie.
Spojrzałam na niego i uśmiechnęłam się. Podeszłam bliżej, a on cały czas nie odrywał ode mnie wzroku. Złapałam za kołnierzyk jego białej koszuli i przyciągnęłam jego twarz bliżej mojej. Westchnął cicho i próbował mnie pocałować, jadnak przekornie odsunęłam głowę. Po chwili, na powrót zbliżyłam usta do jego twarzy i przejechałam końcówką języka po jego szczęce. Zadrżał i chwycił mnie mocniej w talii.
-Problem w tym, że to nie jest mieszkanie, tylko kajuta, panie Cullen - szepnęłam uwodzicielsko, po czym szybko wyplątałam się z jego objęć i śmignęłam do łazienki. Zdążyłam jeszcze zobaczyć na jego twarzy zdziwienie, a następnie szeroki uśmiech .

Esme - Carlisle "Miłość na wieki..." Donde viven las historias. Descúbrelo ahora