Zakupy

271 19 2
                                    

Esme :
Wsiadłyśmy do czarnego Porsche Margaret i pojechałyśmy za miasto. W trakcie podróży zdążyłam bardziej poznać i polubić Evę oraz Juliet. Były one bardzo ułożone i wychowane, jednak sztywne maniery okazywały Volturi i ważniejszym osobowościom. Rozmawiałyśmy o ciuchach, miejscu zamieszkania i naszych zainteresowaniach. Po dwóch godzinach jazdy byłyśmy na miejscu. Zaparkowałyśmy samochód i weszłyśmy do ślubnego butiku.
- Dzień dobry - przywitała się starsza kobieta za ladą.
-Dzień dobry - odparłam.
- Czym mogę służyć ? Coś doradzić? Czego panie poszukują? Butów, welonu, sukni? - zapytała.
- Postanowiłam zacząć od najważniejszego, sukni - oznajmiła Margaret.
-Oczywiście. Czy mogłabym poznać pański rozmiar? - spytała uprzejmie.
Margaret rozmawiała przez chwilę z ekspedientką, a ja w tym czasie podeszłam do dziewczyn. Wiedziałam , że jest im trudno i nie oddychają. Zapach człowieka bywał naprawdę kuszący.
- Świetnie wam idzie. Dobrze, że wstrzymujecie oddech, to pomaga - szepnęłam i chwyciłam je za ręce - chodźcie, pomożemy jej wybrać kreacje - zachęciłam je, a one posłały mi ciepłe spojrzenia i uścisnęły mocniej moje dłonie.
Margaret stała przed przymierzalnią. Na jej ciele zwisał wielki ogrom tiulu. Wyglądała jak bożonarodzeniowa bombka. Jej druhny zaśmiały się na ten widok. Dziewczyna spojrzała w lustro i także zachichotała.
- Nie, to nie to - rzekła sprzedawczyni - ta suknia w ogóle nie podkreśla pani figury. Proszę ją zdjąć, a ja przyniosę kolejną - powiedziała i odeszła.
Pomógłyśmy wyplątać się jej z napuszonego materiału. Po chwili wróciła kobieta niosąc długą, na oko smukłą suknię.
- Proszę spróbować tej.
- Dobrze.
Przyszła panna młoda zniknęła za firanką przymierzalni. Po chwili odsłoniła ją, a przed nami stała piękna księżniczka. Suknia, nie miała ramiączek, sztywny gorset idealnie przylegał do jej ciała nie opinając brzucha, małe diamenciki błyszczały przy dekolcie.Od bioder w dół materiał spadał delikatną kaskadą i miękko lądował u stóp dziewczyny.
- O, Boże. Musisz ją wziąć, jest przecudna - powiedziała Juliet.
- To prawda, wyglądasz jak jakaś nimfa, albo elf. Jest piękna - dodała Eva.
- Ja także popieram dziewczyny - oznajmiłam.
Kobieta obkręciła się, a biała kreacja zafalowała.
- Mnie też wydaje się, że ta jest dobra - oznajmiła starsza pani.
- Ale, czy ona nie jest za długa? - spytała z powątpiewaniem.
- Musi pani uwzględnić szpilki. Przy nich suknia będzie w sam raz - dodała ekspedientka.
Margaret uśmiechnęła się szeroko, a jej oczy błysnęły.
- W takim razie, biorę ją.
- Uważam, że to dobry wybór - oznajmiłam.
Po kilku minutach wyszłyśmy z przymierzalni i poprosiłyśmy o zapakowanie ubrania, a my w tym czasie zaczęłyśmy przeglądać buty.
Chodziłyśmy od półek do półek. Nic nie wpadło nam w oko. Nagle odwróciłam wzrok, a moje spojrzenie padło na białe szpilki z wysokim obcasem . Były ozdobione diamentem w kształcie listka.
- Margaret, zobacz na te - zawołałam ją.
Podeszła do mnie i podniosła szpilki.
- Och, Esme, są piękne. Właśnie o takie mi chodziło - powiedziała i pocałowała mnie w policzek.
- No już, przymierz - rzekła Eva, która przed chwilą do nas dołączyła.
Dziewczyna usiadła i wsunęła na stopę biały pantofelek. Założyła także drugi i wstała. Przeszła w nich kilka metrów, a po chwili do nas wróciła.
- I jak? Dobre? - spytała Juliet.
- Tak, są wspaniałe. Nie cisną mnie i są wygodne - oznajmiła - jeszcze raz Ci dziękuję, Esme. Nie wiem, co bym bez ciebie zrobiła.
- Nie ma sprawy, słoneczko. Bierzemy je?
- Jasne , że tak, ale... Och - zaczęła.
- Co się stało - odezwała się Eva.
- Zobaczcie na ich cenę, są za drogie. Tyle tysięcy za jedną parę butów - powiedziała że zdziwieniem i wskazała na metkę.
- Dlatego, ja ci je wezmę, kochana - powiedziałam.
- Nie, Esme nie możesz - rzekła.
- Margaret, nie wygłupiaj się. Te buty są idealne. Przyjmij je jako prezent ślubny ode mnie , dobrze ? - rzekłam , bo wiedziałam, że inaczej się nie zgodzi.
- No... Dobrze, ale nawet nie wiesz jak bardzo Ci dziękuję i jestem wdzięczna - oznajmiła i przytuliła mnie mocno.
- Nie ma za co, kochana. No już pakuj je do pudełka i chodź do kasy.
Doliczyłam buty do swojego rachunku i ruszyłyśmy jeszcze na poszukiwania welonu.
- Welon i inne dodatki finansujemy my - oświadczyła Juliet.
- Dziewczyny, nie musicie. Wszyscy tak wiele dla mnie robią, dziękuję wam z całego serca - rzekła blondynka i uściskała swoje przyjaciółki.
Po kolejnej godzinie chodzenia Eva zauważyła skromny, lecz śliczny welon.
- Z tego co wiem mam w domu ślubny grzebień po mojej mamie, chyba mogłabym go przyczepić, prawda? - spytała Margaret.
- Oczywiście - poinformowała nas kasjerka - to bardzo proste.
- W takim razie, bierzemy! - wykrzyknęła Juliet. Podeszłyśmy do kasy i każda osobno zapłaciła za zakupy.
Odniosłyśmy wszystko do bagażnika.
- W takim razie zostały tylko sukienki oraz buty dla nas i twój bukiet ślubny - zauważyła szatynka.
- Tak, racja. Ruszajmy - potaknęła Juliet. Było już późne popołudnie. Chodziłyśmy od sklepu do sklepu. W końcu natrafiłyśmy na piękne kreacje.
- Margaret, w jakich odcieniach mają być suknie druhen? - spytałam.
- Myślałam o kremowym, ewentualnie bardzo jasno różowym - stwierdziła.
- No to już wiemy, czego szukać.
-Zobacz tu są piękne - zawołała Eva.
Podeszłyśmy do niej i ujrzałyśmy cieliste kreacje.
Druhny zdjęły je z wieszaka i udały się do przymierzalni, po chwili wyszły z niej.
- Wyglądacie bosko - stwierdziła panna młoda.
- Mi też się bardzo podoba - poparłam ją.
Suknie były opięte w biuście, ale dalej materiał robił się luźny i opadał na dół, dzięki czemu wyglądał uroczo i skromnie.
- Nam też się podobają - oznajmiły dziewczyny i zawirowały.
Klasnęłam w dłonie i zatwierdziłam ich wybór.
-Teraz jeszcze tylko buty.
Z obuwiem nie było najmniejszego problemu. Eva i Juliet w mgnieniu oka wypatrzyły identyczne modele szpilek, które pasowały jak ulał.
- Świetnie - skomentowała Margaret - jeszcze tylko coś dla ciebie Esme.
Znowu zaczęłyśmy lawirować pomiędzy wieszakami, a po kilku minutach do moich uszu dobiegł tryumfalny okrzyk narzeczonej Edwarda.
Podeszłam do niej, a ona wskazała na szarą kreację. Musiałam przyznać, że bardzo mi się spodobała.
- Idź szybciutko przymierzyć - powiedziała któraś z dziewczyn.
Weszłam do małego pokoiku i zasunęłam firankę. Suknia leżała doskonale. Miała ramiączka i trójkątny dekolt, na szarym materiale widoczne były fioletowe przebłyski. W oczy rzucało się również wycięcie na nodze. Materiał opadał przy moich stopach. Suknia idealnie przylegała do  talii i podkreślała biust. Odsłoniłam firankę i pokazałam się dziewczynom. Otworzyły szerzej oczy i uśmiechnęły się szczerze.
- Chryste... Esme, wyglądasz jak bogini - wydusiła Juliet.
- Zgadzam się - dodała Eva.
Margaret nic nie musiała mówić. Po jej suchych ze wzruszenia oczach, wiedziałam, że to dobry wybór.
Weszłam z powrotem do przymierzalni i przebrałam się w swoje ciuchy.
- A buty? - spytała Eva.
- Nie muszę ich kupować. Pamiętam, że od Carlisle'a dostałam szare szpilki - oznajmiłam i zapłaciłam przy kasie.
- W takim razie jeszcze tylko bukiet i biżuteria , ale tym zajmiemy się już jutro - powiedziała Juliet.
- Ja też, już nie mam dzisiaj siły - wyznała Margaret i skierowałyśmy się do samochodu, po czym wróciłyśmy do domu.
- To był przyjemny, choć męczący dzień - odezwałam się, gdy usiadłyśmy na kanapie i włączyłyśmy telewizor.
- To prawda - potwierdziła Eva.
Clio i Scarlett miałknęły głośno, dając tym samym znać, że są głodne. Chcąc nie chcąc wstałam i nałożyłam im do miseczek po porcji kurczaka.
-Ciekawe jak sobie poradził Carlisle razem z Edwardem - zastanowiłam się głośno, na co wszystkie parsknęłyśmy śmiechem.

Esme - Carlisle "Miłość na wieki..." Where stories live. Discover now